Materiał zawiera linki partnerów reklamowych. W piłce nożnej wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, co w ostatnim tygodniu doskonale potwierdzili "The Reds", a przecież po fatalnym w ich wykonaniu otwarciu 2023 roku, wszystko zdawało się zmierzać w złym kierunku. Dość powiedzieć, że na pierwsze ligowe zwycięstwo w nowym roku, Liverpool czekał, aż do zeszłego poniedziałku, kiedy w derbach Merseyside pokonał Everton 2:0. Stanowiło to ogromny zastrzyk pozytywnej energii, gdyż w miniony weekend zespół Kloppa stał się pierwszym, który w tym sezonie zdołał pokonać Newcastle na St. James' Park. Co więcej, była to dopiero druga porażka "Srok" w lidze i druga poniesiona właśnie przeciwko Liverpoolowi. Dziś w Lidze Mistrzów na podopiecznych niemieckiego szkoleniowca czeka kolejne trudne wyzwanie. Nie tylko ze względu na fakt, że mierzą się z obrońcami tytułu, którzy w maju pokonali ich w paryskim finale, ale również dlatego, że jako menadżer Liverpoolu, Klopp jeszcze ani razu nie zdołał pokonać "Królewskich". Bolesne wspomnienia z Kijowa Do pierwszego spotkania z "Los Blancos", odkąd Niemiec trafił na Anfield doszło w finale Ligi Mistrzów w Kijowie w 2018 roku. Wówczas odradzający się Liverpool, - który można było śmiało określić czarnym koniem rozgrywek - mimo dobrej postawy poległ 1:3, głównie przez indywidualne błędy popełnione przez bramkarza - Lorisa Kariusa. Od tego czasu "The Reds" całkowicie ewoluowali. Rok później sami sięgnęli po swój szósty triumf w rozgrywkach, a następnie po wyczekiwane od 30 lat mistrzostwo Anglii. Jednak kiedy los ponownie skojarzył ich z Realem, w ćwierćfinałowym dwumeczu w sezonie 2020/21, znów musieli uznać wyższość ekipy Zidane'a. Nasuwają się pewne skojarzenia, z racji tego, że podobnie jak w obecnej kampanii Liverpool także wtedy przechodził spory kryzys. Wszystko przez kontuzje podstawowych środkowych obrońców. Brak Virgila van Dijka, Joela Matipa i Joe Gomeza sprawił, że duet stoperów musieli tworzyć niedoświadczeni w bojach na tym poziomie Ozan Kabak i Nathaniel Phillips. Ostatecznie 1:3 w Madrycie oraz bezbramkowy remis na Anfield sprawiły, że to Real trafił wówczas do grona półfinalistów. Paryż bolał najbardziej. Dziś szansa na rewanż "W zeszłym roku przegraliśmy finał w Paryżu. Nie oglądałem go aż do tego weekendu i wiem, dlaczego tego nie robiłem. Przeżywanie tego ponownie było tortutą" - tak Klopp odniósł się do ostatniego starcia obu drużyn w trakcie wczorajszej konferencji prasowej. Nie ma się co dziwić, tym razem Liverpool zdawał się przystępować do finałowej potyczki z Realem jako faworyt, mimo sporych obaw o stan zdrowia Thiago Alcantary. Ostatecznie optyczna przewaga na boisku oraz w statystykach była zdecydowanie widoczna, ale Real po raz kolejny udowodnił swoją klasę w meczach o wszystko. Zespół Ancelottiego wygrał za sprawą bramki Viniciusa Jr. i niewiarygodnej wręcz dyspozycji bramkarza Thibaut Courtoisa, który zasłużenie został okrzyknięty bohaterem. Dziś "The Reds" zmierzą się z Realem po raz piąty w erze Jurgena Kloppa i zdaje się, że ewentualne zwycięstwo może całkowicie odmienić dla nich postrzeganie tego sezonu. Aspekt psychologiczny odgrywa w tym przypadku ogromną rolę, a zatrzymanie pogromców z Paryża może okazać się olbrzymią dawką pozytywnej energii w kampanii, która jeszcze chwilę temu zdawała się być spisana na straty. Mecz Liverpoolu z Realem Madryt odbędzie się już dziś o godz. 21.00. To, jak i inne spotkania w ramach Ligi Mistrzów możesz oglądać na platformie Polsat Box Go. Materiał zawiera linki partnerów reklamowych.