Edin Terzić, trener Borussii Dortmund ze łzami w oczach stał przed południową trybuną Westfalenstadionu, na której sam siedział kiedyś w żółto-czarnym szaliku. To miały być łzy szczęścia, jednak stało się inaczej - Borussii wystarczyło wygrać z FSV Mainz u siebie w ostatniej kolejce sezonu, by odzyskać tytuł mistrza Niemiec po 11 latach. Niestety, Niklas Sule wyrównał na 2-2 dopiero w 96. minucie i mistrzostwo po raz kolejny trafiło do Bayernu Monachium. To było rok nieco ponad rok temu, dokładnie 27 maja 2023 r. Ciężko podnieść się po takim ciosie, ale przykład BVB pokazuje, że się da, przynajmniej na arenie międzynarodowej. Po 371 od tamtych przykrych zdarzeń, Edin Terzić i jego drużyna zagra z Realem Madryt w finale Ligi Mistrzów. Borussia nie jest faworytem, ale nie była nim ani w półfinale z PSG, ani w ćwierćfinale z Atletico Madryt, ani w tzw. "grupie śmierci". Ich droga na Wembley to doskonała ilustracja przysłowia, że "zwycięstwa cieszą, a porażki uczą". - Jeśli pytasz jak to możliwe, że Borussia Dortmund zagra w tegorocznym finale Ligi Mistrzów, odpowiadam jednym słowem: SZCZĘŚCIE! Gdy w składzie byli Aubameyang, Haaland i Bellingham (dziś gracz Realu Madryt) nie udało się dojść na tak wysoki szczebel, co jest możliwe z takimi zawodnikami jak Füllkrug, Ryerson i Maatsen. Jeśli jedziesz na finał na Wembley z najsłabszą drużyną od dekady, szczęście musi grać wielką rolę - mówi nam Uli Hesse, uznany autor książek o niemieckim futbolu, a prywatnie fan Borussii. - Enigma - dodaje Ali Farhat, francuski dziennikarz, specjalizujący się w futbolu niemieckim. - Widziałem w tym sezonie około 30 meczów Borussii, w których nie było planu, zaangażowania, stylu. Bardzo trudno wytłumaczyć dotarcie BVB do finału. Edin Terzić (który był jako kibic na poprzednim finale Ligi Mistrzów, w którym wystąpiła Borussia) ma mocną pozycję, ale nie wiadomo jak będzie w kolejnym sezonie, gdy Hans-Joachim Watzke, dyrektor wykonawczy klubu odejdzie ze stanowiska. Nuri Sahin nie przyszedł przecież po to, by być wiecznym asystentem. Finał Ligi Mistrzów - Real Madryt - Borussia Dortmund, Transmisja od godz. 21 w Polsacie Sport 1 - Rok temu Borussia miała 99% szans na tytuł mistrza Niemiec, ale się nie udało. Ten sezon ligowy i w Pucharze Niemiec to spore rozczarowanie. Wyjątkiem jest kampania w Lidze Mistrzów - mówi nam Zlatan Alomerović, mistrz Polski z Jagiellonią Białystok, który w latach 2006-15 był zawodnikiem Borussia Dortmund. Tegoroczny finał Ligi Mistrzów odbywa się w najlepszym możliwym miejscu - świątyni futbolu na Wembley. W 2013 r. "Żółty Mur" ("Gelbe Wand") przeniósł się do brytyjskiej stolicy z polskim trio w składzie Robert Lewandowski - Jakub Błaszczykowski - Łukasz Piszczek. 11 lat temu BVB długo odpierała ataki Bayernu Monachium w finale Champions League, by ostatecznie ulec 1-2 po bramce Arjena Robbena w przedostatniej minucie spotkania. - Trenowałem dzień wcześniej na Wembley jako trzeci bramkarz. Gdy Ilkay Gundogan strzelił bramkę z rzutu karnego na 1-1, kamera wychwyciła Mario Gotze, a obok mnie tuż za ławką rezerwowych drużyny Jurgena Kloppa - wspomina Alomerović. W Żółto-Czarnych barwach grało wtedy dwóch piłkarzy, którzy również dziś wybiegną na murawę Wembley: Marco Reus i Mats Hummels. Na ławce jako asystenci Terzcia będą jego asystenci, którzy grali 11 lat temu: wspomniany Sahin, Sven Bender i Sebastian Kehl, dziś dyrektor sportowy. 35-letni Reus (wczoraj obchodził urodziny) zacznie prawdopodobnie na ławce rezerwowych, a jeśli wystąpi będzie to jego mecz numer 429 i ostatni w barwach Borussii Dortmund. Jego licznik wskazuje 170 goli i 131 asyst. Reus to "Mr Borussia", tak samo jak trener Terzić. Ostatni mecz na stadionie w Dortmundzie (4-0 z Darmstadt), skrzydłowy uczcił pięknym golem z rzutu wolnego, a po zawodach postawił... po piwie wszystkim obecnym na trybunie południowej kibicom, za co zapłacił, bagatela, 120 tysięcy euro. Legenda! Teraz starczy wygrać na Wembley i można spokojnie udać się na zasłużone wakacje. W teorii Borussia ma bardzo niewielkie szanse, ale to jest tylko jeden mecz. - Borussia Dortmund jest bez szans, ale może właśnie to jest jej szansa? - zastanawia się Zlatan Alomerović, bramkarz mistrza Polski, Jagiellonii Białystok. Wie co mówi, przecież przed rozpoczęciem sezonu na "Jagę" nikt też nie stawiał w Ekstraklasie.