Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Uśmiecham się, gdy słyszę w Polsce opinie, iż na miejscu Mourinho każdy dałby radę. Otóż nie - nie każdy z FC Porto zdobyłby rok po roku Puchar UEFA i Puchar Mistrzów. Nie każdy z Chelsea FC wywalczyłby dwa tytuły mistrza Anglii i dwa razy zagrał w półfinale Ligi Mistrzów. No i na pewno mało kto z obecnym Interem dotarłby do finału Champions League. I to startując z najtrudniejszej grupy, w której byli sami mistrzowie - Hiszpanii (Barca), Rosji (Rubin) i Ukrainy (Dynamo Kijów). Grupa była "mordercza", ale Mourinho i jego Inter przeżyli, aby zacząć kapitalną serię w fazie pucharowej, eliminując kolejno Chelsea (dwa zwycięstwa), CSKA (dwa zwycięstwa) i teraz dumę Katalonii (wygrana 3-1, porażka 0-1). Teza Bońka o Mourinho się nie sprawdza Uwielbiam rozmawiać na temat futbolu ze Zbigniewem Bońkiem, który mając wyrazisty pogląd potrafi go świetnie przedstawić i poprzeć mocnymi argumentami. Tyle, że jego teza o wielkich piłkarzach, którzy kreują wielkich trenerów, w przypadku Mourinho się nie sprawdza. To wielki trener tym razem stworzył znaczący zespół, który w odstępie kilkunastu dni sympatykom nerazzurich ma szansę sprawić nie lada radość. Inter już 5 maja może sięgnąć po Puchar Włoch (finał w Rzymie z Romą), następnie po mistrzostwo Italii (na trzy kolejki przed końcem prowadzi w tabeli), aby 22 maja zawitać na Estadio Santiago Bernabeu do Madrytu, gdzie stoczy bój o najcenniejsze trofeum z Bayernem. "Operazione 3 Tituli", jak pisze mediolańska "La Gazzetta dello Sport". Ba, to na dzień dobry - bo do końca roku tych tytułów może być sześć. Już na pewno zagrają w meczu o Superpuchar Włoch - na początek sezonu 2010/2011, a jak wygrają Ligę Mistrzów, to czekają ich Superpuchar Europy (sierpień) i Klubowe Mistrzostwa Świata (w grudniu). Mourinho w swojej karierze już radował się z trzynastu trofeów, czas na kolejne... W finale spotkanie z nauczycielem Notabene Mourinho w finale Ligi Mistrzów zmierzy się z Holendrem Louisem van Gaalem, z którym kiedyś współpracował w Barcelonie. Mourinho do Katalonii przyszedł za Anglikiem Bobbym Robsonem, którego był tłumaczem i analitykiem w Sportingu Lizbona i FC Porto. Młody Mourinho był ceniony nie tylko przez Robsona, ale i van Gaala, który włączył go do swojego sztabu. Dzisiejsze katalońskie dzienniki sportowe nie zostawiają suchej nitki na Mourinho za zachowanie w trakcie i po meczu na Camp Nou. Portugalczyk szalał przy linii, coś tam szeptał do ucha Pepe Guardioli, gdy ten wydawał instrukcje Zlatanowi Ibrahimiciowi, a na koniec pobiegł "na gazie" przez boisko w kierunku sektora zajmowanego przez kibiców Interu. Tak rozsierdził Victora Valdesa, bramkarza Barcy, że ten chwycił go najpierw w pół, a później za szyję. Barceloński sport pisze o "kontrowersyjnym świętowaniu Mourinho". "El Mondo Deportivo" donosi o "szczególnym show Mourinho", a nawet tytułuje go mianem "El nuevo Figo del Barca" (nowy Figo Barcelony). A wiadomo - Figo dla Barcelony to wróg po wsze czasy... Mourinho na konferencji prasowej przyznał: "To najszczęśliwsza porażka w moim życiu". Dodał: "Wiem, że jestem traktowany jak wróg". Oświadczył także: "Tylko głupiec nie chciałby kiedyś poprowadzić Barcelony, ale w moim przypadku jest to niemożliwe". "Mou, zasłużyłeś na to" Możliwe jest natomiast prowadzenie Realu Madryt, więc proszę się nie dziwić, że oba tytuły sportowe ze stolicy Hiszpanii celebrują Mourinho na okładce. "Marca" pisze: "Mou, zasłużyłeś na to". I precyzuje: "Na finał w Madrycie, na podpis w Madrycie"... "Marca" na okładce obok triumfującego szkoleniowca Interu zamieszcza dwa zdjęcia, mające zobrazować, że Barcelona nie potrafi przegrywać. Jedno pokazuje moment włączenia zraszaczy, aby przerwać radość piłkarzy Interu, a drugie, jak Valdes chwyta za szyję Mourinho. Jeszcze słowo o Barcelonie. Myślę, że drużyna Guardioli spaliła się psychicznie. Mourinho powiedział o "obsesji Madrytu" za co Joan Laporta - prezes Barcy - nazwał go "tandetnym psychologiem". Tyle, że Mou trafił w sedno - presja finału w mieście oddalonym o 650 kilometrów od Barcelony była nadzwyczajna. Dużo większa, niż rok temu, gdy w półfinale piłkarze z Katalonii stoczyli bój z Chelsea. Na Camp Nou było 0-0, w rewanżu długo przegrywali 0-1, aby w 93. minucie doprowadzić do wyrównania (gol Iniesty). Wtedy jednak nie mieli nic do stracenia... Teraz stracili finał w Madrycie... Roman Kołtoń z Barcelony Czytaj także: Kompromitacja więcej niż klubu Koniec hegemonii Barcelony Mourinho: Najpiękniejsza przegrana w życiu FC Barcelona - Inter Mediolan 1-0