Szkoleniowiec "The Blues" żartował nawet, że w przypadku, gdyby jego podopieczni nie awansowali, to w czasie pierwszego spotkania półfinałowego wybierze się z dziećmi na wrestling. - 1:1 to lepszy rezultat niż 0:3. Gdybyście zapytali Ronalda Koemana, to powiedziałby, że nie sądzi, aby PSV był w stanie pokonać Liverpool na Anfield Road 4:0 - stwierdził ze zwykłą sobie pokorą Portugalczyk. - Chelsea może jednak wygrać w Walencji, możemy też zremisować 2:2, co także da nam awans, możemy doprowadzić do dogrywki. Oczywiście będzie to trudne zadanie, bo nasi rywale mają dobry zespół i będą grać na własnym boisku - dodał. Rewanż, który odbędzie się 10 kwietnia, nie będzie jednak spędzał mu snu z powiek. - To nie będzie moje największe wyzwanie w karierze. Jeśli awansujemy to dobrze, jeśli nie, to pójdę z dziećmi na wrestling. Zawody w Londynie są 24 kwietnia, tego samego dnia, co pierwszy mecz półfinałowy - powiedział Mourinho. Szkoleniowiec mistrza Anglii liczy jednak na to, iż Hiszpanie podejdą do rewanżu zbyt pewni siebie. - Chelsea będzie chciała ten mecz wygrać, a Valencia zremisować. W środę mieli trochę szczęścia, bo nie stworzyli zbyt wielu okazji bramkowych. My trafiliśmy w poprzeczkę, mieliśmy też kilka innych sytuacji, ale musimy zaakceptować wynik, bo jest sprawiedliwy - stwierdził Portugalczyk. - Sądzę, że wszyscy związani z Valencią cieszą się z rezultatu osiągniętego na Stamford Bridge i myślą, że są krok bliżej awansu. Gdybym jednak był na ich miejscu, byłbym bardzo ostrożny. Drużyna, która gra na własnym stadionie zazwyczaj ma przewagę. Piłkarze Valencii na pewno na Mestalla czują się bardziej komfortowo niż czuli się tutaj. Ale gdy będziemy mieli dobre sędziowanie odporne na wpływ atmosfery wytwarzanej przez kibiców, dlaczego nie mielibyśmy osiągnąć dobrego wyniku? - dodał.