Opowieści o tym jak mierny piłkarz leczy kompleksy na ławce trenerskiej, dawno należą do przeszłości. Nawet przeciwnicy Jose Mourinho nie mają już żadnych podstaw kwestionować jego osiągnięć. Niedawno Viggo Mortensen aktor znany z "Władcy Pierścieni", a prywatnie kibic "Królewskich" ogłosił, że nienawidzi "Mou" za to, co zrobił z klubem dżentelmenów, ale wrogów ma dziś wybitny specjalista w każdej dziedzinie. Portugalski trener zamienia w złoto wszystko, czego się dotknie. Z Porto i z Interem dokonał rzeczy historycznych, to według jego planu powstała Chelsea, która w maju na Allianz Arena zdobyła w końcu Puchar Europy. "Królewscy" z Madrytu, którzy od rozstania z Vicente del Bosque w 2003 roku pogrążali się w chaosie, wracają na szczyt i to w okresie, gdy odwieczny rywal z Barcelony ma najznakomitszy zespół w swojej historii. Diego Maradona określił to we właściwym sobie, rubasznym stylu. "Przyszedł do klubu, który przypominał bajzel i w kilka miesięcy zaprowadził porządek". Mourinho jest pierwszym trenerem z mistrzostwami w lidze angielskiej, włoskiej i hiszpańskiej. Z tej okazji poprosił dziennikarzy, by nie nazywali go już "The Special One", ale "The Only One" (jedyny). Faktycznie po abdykacji Pepa Guardioli trudno znaleźć szkoleniowca mogącego się z nim równać. Oczywiście poza Aleksem Fergusonem, który na podobne sukcesy pracuje jednak już ćwierć wieku. Nie znaczy to, że Mourinho jest trenerem spełnionym. Być może nawet w tym sezonie staje przed wyzwaniem najtrudniejszym. Detronizacja Barcelony w Primera Division to za mało na apetyty najbogatszego klubu na świecie. Jego kibice chcą 10. Pucharu Europy. Po to Mourinho pobiera z kasy pensję porównywalną z Cristiano Ronaldo, po to dostał w klubie władzę absolutną, by przywrócić "Królewskich" na szczyt europejski. Na razie ma jednak na koncie dwie porażki w półfinale Ligi Mistrzów. W tym roku Real trafił do grupy śmierci, z Manchesterem City, Borussią Dortmund i Ajaksem Amsterdam. Czterej mistrzowie, z których tylko Anglicy nie zdobyli dotąd Pucharu Europy. Oni są pierwszym rywalem mistrza Hiszpanii, a więc za jednym razem Real zdaje we wtorek na Santiago Bernabeu dwa egzaminy. Musi pokonać drużynę, która od kwietnia nie przegrała 13 kolejnych spotkań i to w chwili, gdy sam zaliczył fatalny start ligowy. Odkąd "Mou" pracuje w roli trenera, jego zespół nigdy nie zgromadził na inaugurację 4 marnych punktów w czterech kolejkach.Sprawdź, gdzie możesz obejrzeć mecze Ligi Mistrzów! Mourinho wciąż się zmienia. Kiedyś, gdy jego drużyny przegrywały, winą obarczał wszystkich dookoła z wyjątkiem piłkarzy. W Madrycie atakował: sędziów, trenerów innych drużyn, działaczy federacji, a nawet Realu, byle tylko chronić graczy. W tym sezonie jest inaczej, po porażkach z Getafe i Sevillą zarzucił swojemu gwiazdozbiorowi grzech najcięższy, czyli brak ambicji. Poskutkowało przed rewanżem z Barceloną w Superpucharze, jego piłkarze zagrali wtedy porywające 30 minut. Przed meczem z City jest to samo, czy efekt będzie tak samo doskonały? A może na dłuższą metę nowa taktyka portugalskiego trenera się nie sprawdzi? Kapitan Iker Casillas już zwracał uwagę Mourinho, by brudy prał w szatni, a nie na widoku publicznym. W dodatku po jedynym zwycięstwie w tym sezonie ligowym Portugalczyk otrzymał cios w plecy od swojego największego pupila. Cristiano Ronaldo powiedział: "jestem smutny", co poruszyło całą Europę. A gdy w spotkaniu z Sevillą przyszła kolejna porażka, prasa hiszpańska ogłosiła stan alarmowy. "Mou mówi, że nie ma drużyny? Równie dobrze piłkarze Realu mogliby powiedzieć, że nie mają trenera" - zauważył były prezes klubu Ramon Calderon. W Hiszpanii przypomniano Mourinho, że jego metody dają efekt na krótką metę. Tylko w Chelsea pracował trzy sezony, na początku czwartego został zwolniony. "El Pais" wrócił do 2006 roku, w którym Florentino Perez podał się do dymisji ogłaszając, że nie daje już sobie rady z galaktycznymi, bo przesadnie ich rozpuścił. Dziennik stawia pytanie, czy tym razem przyczyną upadku Pereza może się stać rozkapryszony trener? Mourinho ma jedno wyjście, by odeprzeć ataki. Poprowadzić Real do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Wtedy nic więcej nie będzie musiał udowodnić, zasiądzie na futbolowym Olimpie samotnie. W tym sezonie rywalizacja o Puchar Europy będzie jednak mordercza. Bayern Monachium, który ostatnio zatrzymał "Królewskich", przeżył potem traumę w finale i latem dokonał świetnych transferów. W tym roku będzie więc tak samo głodny zwycięstw i jeszcze mocniejszy. To samo dotyczy klubów angielskich, po tym jak Primera Division odebrała Premier League nr 1 na kontynencie. Chelsea ma nowy zespół, majowy triumf na Allianz Arena ponownie rozpalił miłość Roman Abramowicza do futbolu. Rosjanin wydał latem na wzmocnienia 100 mln, sprowadzając rewelacyjnego Edena Hazarda. Po klęsce w ubiegłym sezonie (porażka w fazie grupowej), do roli faworyta wraca Manchester United, silniejszy o Robina van Persiego i Shingiego Kagawę. Mistrz Anglii z City dokonał korekt kosztem 50 mln euro. Yaya Toure obiecał w imieniu drużyny, że czuje się ona dość mocna na podbój kontynentu. "Tylko zwycięstwo w Champions League da nam prestiż na całym świecie". Dla angielskiego gwiazdozbioru mecz na Santiago Bernabeu będzie nie mniej znaczący niż dla Realu. Z reprezentantów Premier League, nawet najsłabszy Arsenal z Cazorlą i Podolskim zdaje się nie być w Lidze Mistrzów bez szans. Rekordowe 150 mln euro wydane latem przez szejków z PSG ma sprawić, że w Champions League znów poważniej zaczną się liczyć Francuzi. Deklaracja Zlatana Ibrahimovica, iż w lepszej drużynie w życiu nie grał, wygląda jednak na razie na klasyczne zagranie pijarowskie. Carlo Ancelotti potrzebuje czasu na stworzenie zespołu, do lutego jest go jednak sporo, tylko czy rywale grupowi (Porto, Dynamo Kijów i Dinamo Zagrzeb) dadzą mu dość okazji do eksperymentów? Wyprzedaż w Milanie sprawia, że z Serie A w walce o podbój Europy powinien liczyć się wyłącznie Juventus. Jeśli należy on jednak do faworytów Ligi Mistrzów, to tych z drugiego rzędu. Podobnie jak Borussia Dortmund. Przed Polakami Błaszczykowskim, Lewandowskim i Piszczkiem życiowa przygoda. Mistrz Niemiec ma już doświadczenie w rozgrywkach, ale w grupie D skazywany jest na walkę o trzecie miejsce. Mourinho przypomina, że dwukrotny zwycięzca Bundesligi zasługuje na szacunek. Szczególny podziw trenera Realu musiał wzbudzić "patent" Borussii na Bayern Monachium. Sam chciałby go zdobyć. Być może jednak największym rywalem Realu w Champions League będzie znów ten najbardziej tradycyjny. W Superpucharze Hiszpanii "Królewscy" udowodnili sobie, że potrafią być lepsi od Barcelony nawet w dwumeczu. Po stracie Guardioli Katalończycy grają gorzej w defensywie, ale ich największe atuty pozostają niezmienne. Wygląda na to, że Tito Vilanovie udało się dokonać cudu, czyli przekonać Leo Messiego, iż nawet on potrzebuje czasem odpoczynku. David Villa wciąż gra po kontuzji bardzo mało, za to zdobył w lidze już tyle samo goli, co Cristiano Ronaldo. W lutym, kiedy Champions League wejdzie w fazę rozstrzygnięć, Barca może być znacznie silniejsza, do gry wróci zapewne nawet Eric Abidal. Zdaniem Adriano Gallianiego z Milanu, Barca i Real mają zespoły z innej planety. W ubiegłym sezonie Bayern z Chelsea dokonały nadludzkiego wysiłku, by w finale Champions League nie doszło do Gran Derbi. Czy da się jednak tego uniknąć na dłuższą metę? Wydaje się to tak mało prawdopodobne, jak fakt, że Mourinho nie wygra z Realem Champions League do końca kontraktu w 2016 roku. Chyba, że czarny scenariusz z "El Pais" się spełni. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem na jego blogu