Misja została osiągnięta - podkreśla czwartkowa włoska prasa przypominając, że turyński klub znalazł się w czwórce najlepszych klubów Europy po raz pierwszy od 12 lat. I ten sukces, dodają sprawozdawcy, usprawiedliwia nawet i to, że trzeba się było sporo wycierpieć oglądając przebieg spotkania. Nie brak opinii, że Juventus grał wręcz wbrew sobie. Zauważa się jednak, że być może była w tym metoda. Najwyraźniej tak zaplanował to trener Massimiliano Allegri, który otwarcie w wywiadach przypisuje sobie wypracowanie takiego modelu środowej gry. "La Gazzetta dello Sport" z radością ogłasza: Juve trafiło do Fab Four, czyli wielkiej czwórki. Ale co zrobi w konfrontacji z "gigantami"? - zastanawia się. Tak nazywa pozostałych półfinalistów: Barcelonę, Real Madryt i Bayern Monachium. Według największej włoskiej gazety sportowej po środowym meczu dylemat jest następujący: czy jest powód do tego, by się bać, czy też puszyć się z dumy? W internetowym sondażu 70 procent czytelników dziennika wskazało Real Madryt jako tę drużynę, która byłaby najlepszym rywalem turyńczyków. 16 procent chciałoby, aby Juventus zagrał z Barceloną, a 13 procent z Bayernem. "To nie był dobry mecz, ale wystarczy. To punkt wyjścia bardziej niż meta. Nie chcemy psuć świętowania, ale kiedy Juve będzie musiało zmierzyć się teraz z jednym z rywali, musi zaprezentować się zupełnie inaczej i z większą wiarą w siebie. W czasie środowego meczu klub "ślizgał się" i tracił równowagę; grał przeciętnie. Błędy mnożyły się zwłaszcza w drugiej połowie. Szczęście Juventusu polegało jednak na tym, że Monaco nie potrafiło ich wykorzystać" - podkreślił komentator "Corriere della Sera". "Juve brzydkie i szczęśliwe" - oceniła mecz "La Repubblica". Zwraca uwagę na to, że trener Allegri uprzedzał wcześniej, że mecz w Monte Carlo będzie nudny i mówił, że gdy komuś zależy na widowisku, powinien iść do cyrku. "Jeżeli misja została spełniona, choć nie był to błyskotliwy Juventus, to czego możemy oczekiwać w przyszłości?" - zastanawia się, mimo wszystko z nutą optymizmu, rzymski dziennik. Również jego komentator wyraża opinię, że w półfinale na murawę musi wyjść inna drużyna, która da z siebie wszystko. "Obrona do upadłego nie zawsze popłaca" - podsumowała.