3 kwietnia w meczu Premier League Chelsea prowadziła 1-0 z West Bromwich Albion. Dwie minuty po golu Christiana Pulisica stoper Thiago Silva dostał czerwoną kartkę. To co się potem stało można porównać do futbolowego tornado. Faworyzowany zespół Thomasa Tuchela poległ 2-5. Lekcja pokory dla Chelsea, która może się przydać w dzisiejszym meczu z Porto. Chelsea-Porto. Powrót na Ramon Sanchez Pizjuan Pierwszy pojedynek "na wyjeździe" The Blues wygrali 2-0 i mogłoby się wydawać, że w 90 minut rozstrzygnęli sprawę awansu do półfinału Ligi Mistrzów. Stwierdzenie 'na wyjeździe" jest umowne, z powodu pandemii oba ćwierćfinałowe spotkania odbywają się na Ramon Sanchez Pizjuan w Sewilli. Porto w dziesiątkę grać umie. Swój wielki moment przeżyło w starciu z Juventusem w 1/8 finału. Przez 66 minut w rewanżu w Turynie biło się bez Mahdiego Taremi. Potrafiło zmóc faworyta wbijając mu gola w 115. minucie. 38-letni stoper Pepe rozmarzył się wtedy na temat czwartego triumfu w Lidze Mistrzów. Trzy razy wygrał ją z Realem Madryt, ale z Porto byłoby to jeszcze większy wyczyn. Mało prawdopodobny? Na to wygląda po pierwszym starciu z Chelsea. Bolesna zmiana Franka Lamparda na Tuchel okazała się uzasadniona. Kochany na Stamford Bridge Anglik nie umiał porozumieć się z gwiazdami. Niemiec podniósł morale Chelsea, gdyby nie wpadka z West Bromem, zespół byłby już w czołowej czwórce Premier League. Chelsea-Porto. Mourinho jako wspólny mianownik W półfinale Ligi Mistrzów klub kierowany przez Romana Abramowicza nie był od 2014 roku. Wtedy prowadzona przez Jose Mourinho drużyna przegrała bój o finał z Atletico Madryt. Także Mourinho był ostatnim trenerem, który do półfinału Champions League poprowadził Porto. W 2004 roku portugalski klub wygrał rozgrywki. Do dziś nie powtórzył się tak sensacyjny skład finalistów Porto - Monaco. Porto jest teraz wiceliderem ligi portugalskiej. Do Sportingu Lizbona traci 6 pkt, ale jeszcze dwie kolejki temu było aż 10 pkt. Nie jest zespołem wybitnym, ale bardzo solidnym. Portugalskie drużyny obdarzone nienaganną techniką byłyby w europejskim futbolu gigantami, gdyby nie żyły ze sprzedaży piłkarzy. Porto, Benfika i Sporting co sezon wypuszczają w świat nowe gwiazdy. Ostatniego lata Porto zarobiło na piłkarzach 76 mln euro, wydało 22,5 mln. Przed rokiem bilans transferowy wyniósł 25 mln na plusie, dwa lata temu 40 mln, trzy lata temu 45 mln. A więc w cztery sezony klub legendarnego Jorge Pinto da Costy, który rządzi w Porto od 1982 roku, zarobił na piłkarzach 186 mln euro. I jest w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Mierzy się z Chelsea, która wydała ostatniego lata 247 mln euro na wzmocnienia. Pinto da Costa i Roman Abramowicz to prezesi z dwóch różnych światów. Dziś to nie będzie miało znaczenia. Chelsea jest od półfinału o krok, Porto musi zagrać va banque. W pierwszym meczu dominowało długimi fragmentami gry, ale wynik osiągnęło fatalny. Marzenie Pepe wydaje się mrzonką. Dariusz Wołowski