Zapraszamy na internetową relację LIVE! Relację na urządzenia mobilne znajdziesz tu!Przyznajmy od razu, niewielu spodziewało się takiej pary w półfinale Ligi Mistrzów. Może nawet nikt. Ani Ajaksu, ani Tottenhamu nie było wśród faworytów wymienianych jednym tchem choćby po awansie do fazy pucharowej. Owszem, jedni i drudzy prezentowali solidny futbol, młodzież z Amsterdamu zachwycała nawet w jesiennych pojedynkach z Bayernem, ale żeby od razu marzyć o najlepszej europejskiej czwórce? I to w sytuacji, gdy na drodze mieli pojawić się prawdziwi potentaci - najpierw Real Madryt, choćby z połową nie tak dawnego blasku, czy jeszcze bardziej Juventus, kreowany na głównego faworyta tegorocznej Champions League? A jednak stało się. Powroty w rywalizacji z Juventusem Zresztą, ten ostatni ćwierćfinał Ajaksu z turyńczykami można rozpatrywać na różnych poziomach. Sportowym, to jasne, bo powiew świeżości - którym Frenkie de Jong, Matthijs de Ligt i ich koledzy rozprawili się z doświadczonym zespołem, zbudowanym przez lata po to, by wygrywać - dał tym rozgrywkom jeszcze lepszy posmak. Pokazał, jak młoda, energiczna ekipa, nastawiona na atak, potrafi być mocna mentalnie i błyskawicznie odpowiedzieć, nawet gdy losy meczu są niesprzyjające. Przypomnijmy wszak, że podopieczni Erika ten Haga dwa razy przegrywali z Juventusem, u siebie i na wyjeździe, dwukrotnie wyrównywali w ciągu pięciu minut po stracie gola i jeszcze potrafili zadać decydujący cios. Ale w sferze symbolicznej chodzi też o coś innego. W chwili, gdy toczą się rozmowy o nowej formule Ligi Mistrzów, gdy bogaci chcą zabrać dla siebie jeszcze większy kawałek tortu, zostawiając na stole tylko okruchy, taka kampania, jaką pokazał Ajax - z nieporównywalnym budżetem i z pomysłem na budowę drużyny pełnej młodzieńczej energii - ma szczególne znaczenie. Mówiąc wprost, dla Andrei Agnellego, szefa Juventusu i Stowarzyszenia Klubów Zawodowych, głównego rozgrywającego w nowym rozdaniu, to musi być koszmar. Bo przecież najbogatsi nie o to walczą, by w półfinale rozgrywek przynoszących złote jaja, występował Ajax z Tottenhamem, znacznie ubożsi krewni. Dlatego, aby docenić to, co teraz przeżywamy, wystarczy odrobina wyobraźni. W nowej Lidze Mistrzów, takiej, która jest planowana od 2024 roku, miejsca dla Ajaksu najpewniej by nie było. Aż chciałoby się powiedzieć - cieszmy się z takich chwil, bo nieczęsto mogą się zdarzać. Jasny przekaz dla młodzieży z Ajaksu: Zostańcie i wygrajcie Dla Ajaksu to piękny powrót do przeszłości, tej sprzed niemal ćwierćwiecza, dla Spurs - szansa, jakiej jeszcze nigdy nie mieli. W 1995 roku, czyli wtedy, gdy amsterdamczycy po raz ostatni dzierżyli w rękach puchar Ligi Mistrzów, czasy były zupełnie inne, prawo Bosmana miało dopiero dokonać rewolucji w całym systemie, może nawet było relatywnie łatwiej dostać się na szczyt, ale pewne podobieństwa też da się dostrzec. I wtedy, i teraz ekipa Ajaksu składa się z niezwykle utalentowanego pokolenia młodzieży (de Jong, de Ligt, Van de Beek, Neres) wspieranej przed kilku doświadczonych graczy (Blind, Tadić, Schoene). Mieszanka jest wybuchowa, ale nie ma w tym żadnego przypadku. Grunt został solidnie przygotowany. - Latem tamtego roku zebraliśmy kilku młodych zawodników - Onanę, Van de Beeka, de Ligta, de Jonga, Kluiverta, Dolberga i Neresa. Dla każdego z nich przygotowaliśmy wideo, w którym byli powiązani z jedną z legend klubu. Przekaz był jasny: jeśli wy też chcecie nimi zostać, powinniście wygrać coś wielkiego - mówi Edwin van der Sar, dzisiaj dyrektor klubu, w połowie lat 90. podpora wielkiego Ajaksu. - Chcieliśmy w ten sposób wysłać im jasny sygnał: miejcie przyjemność ze wspólnej gry, wygrajcie jakieś trofeum, a potem będziecie mogli odejść. Sześciu posłuchało, wcześniej odszedł tylko młody Kluivert. To dobra ilustracja do "stanu ducha", który panuje w Amsterdamie. Zawodnicy rzeczywiście uwierzyli, że mogą razem coś osiągnąć. Tylko tu i teraz, bo za chwilę takiej drużyny już nie będzie. Ale Tottenham też doskonale wie, że stoi przed życiową szansą. Klub, który nie kupił nikogo od ponad roku (!), w którym płaci się mniej niż u pozostałych potentatów Premier League, jeszcze nigdy nie dotarł do półfinału Ligi Mistrzów, jedyny raz zagrał na tym szczeblu w dawnym Pucharze Europy na początku lat 60. To prawda, że okoliczności awansu z Manchesterem City w poprzedniej rundzie były nieprawdopodobne; że w jednej chwili, już w doliczonym czasie gry, "Koguty" wróciły z piekła do nieba dzięki systemowi VAR, ale nie da się ukryć, że nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie praca Mauricio Pochettino. Argentyński trener, zdeklarowany przeciwnik VAR (sic!), w zadziwiający sposób radzi sobie od kilku lat, dając drużynie wcale nie przepełnionej gwiazdami (choć są oczywiście Kane, Alli, Erikssen...) nowy impuls. Dzisiejszy sukces w Lidze Mistrzów to taka wisienka na torcie. Pochettino: Mentalnie jesteśmy przygotowani I nie jest do końca ważne, a przynajmniej tak przekonuje Pochettino, że Tottenham przeżywa słabszy okres; że przegrał sześć z ostatnich dziesięciu meczów w Premier League; że po raz pierwszy poległ też w sobotę na swoim nowym stadionie, z West Hamem Łukasza Fabiańskiego; że wreszcie może być bardziej zmęczony od Ajaksu, który w miniony weekend odpoczywał, mając czas na regenerację. Pochettino twierdzi, że jego zawodnicy będą odpowiednio przygotowani. Na taki mecz - muszą. - Jest znakomita atmosfera, a w tym tkwi nasza siła. Nie jesteśmy zmęczeni. Wszystko rozegra się na poziomie mentalnym, a my mamy wystarczająco dużo energii - mówi argentyński trener. Realnym problemem dla londyńczyków są jednak absencje kluczowych zawodników. Kane jest jeszcze kontuzjowany, Koreańczyk Son zawieszony, co oznacza, że siła ataku będzie znacznie osłabiona. Czy Lucas z Dele Allim i Eriksenem zdołają bez nich przebić amsterdamski mur? Spotkanie w Londynie będzie miało też trochę podtekstów, bo Sanchez, Vertonghen, Alderweireld i Eriksen - dzisiaj kluczowi gracze "Kogutów" - kiedyś grali w Ajaksie, a trzej ostatni są nawet wyszkoleni przez holenderski klub. Na boisku nie będzie jednak sentymentów. Remigiusz Półtorak