W cieniu batalii o zablokowanie narodzin Superligi znalazła się decyzja Komitetu Wykonawczego UEFA, który 19 kwietnia zatwierdził nowy format Ligi Mistrzów. Po długich negocjacjach zapadła decyzja, że spotkania Champions League w kolejnej odsłonie zobaczymy od sezonu 2024/2025. W najbardziej prestiżowych piłkarskich rozgrywkach na świecie weźmie udział aż 36 zespołów, a nie jak dotychczas - 32. Po informacjach, które docierają do mediów, wiadomo jedno - czeka nas rewolucja. Čeferin: Rozwiązanie, które pozwoli żyć marzeniem W komunikacie opublikowanym na stronie Uefa.com możemy przeczytać wypowiedź prezydenta Aleksandera Čeferina. - Nowy format wspiera przyszłość rozgrywek w całej Europie. Zachowuje zasadę, że występy w ligach powinny być kluczem do gry w Lidze Mistrzów. Takie rozwiązanie pozwoli każdej drużynie wciąż żyć marzeniem o występie w Champions League, ale także zapewni długoterminową rentowność, dobrobyt oraz rozwój - zapewnił Słoweniec. Co więc kryje się pod jego słowami? Przede wszystkim - rewolucja. Co ciekawe: w wielu elementach przypominająca to, co próbowali zaproponować założyciele Superligi. Już za trzy lata końca dobiegnie pewna era, a wraz z nią żywot Ligi Mistrzów, którą oglądamy od 2003 roku. A kto wie czy reforma nie nastąpi szybciej - tak przewiduje na przykład "La Gazzetta dello Sport". 36 drużyn i "system szwajcarski" Pod naciskiem największych klubów - także tych, które chciały zakładać Superligę - wprowadzono tzw. "system szwajcarski". Zgodnie z nim każdy zespół miałby rozgrywać mecze z dziesięcioma kolejnymi rywalami, których wyłoni losowanie. Pięć spotkań miałoby się odbywać "u siebie", a kolejne pięć - na terenie przeciwnika. Osiem topowych drużyn z fazy grupowej zakwalifikuje się bezpośrednio do 1/8 finałów. Ekipy z miejsc 9-16 zagrają spotkania barażowe z zespołami z miejsc 17-24. Wszystko zgodnie z wykorzystywanym w rywalizacji szachowej "systemem". Pozostałe drużyny pożegnają się z rozgrywkami. Od 1/8 finału rywalizacja ma przebiegać tak, jak obecnie - klasycznym systemem pucharowym mecz-rewanż. Aż do wielkiego finału. - Jest to odejście od klasycznego modelu rozgrywek. "System" spowoduje większą rywalizację, zaciętość i emocje. Dla kibiców jest trudny, ale w innych dyscyplinach jest wykorzystywany i sprawdza się. Znacznie bardziej palącym tematem jest zwiększenie liczby meczów. Słychać już głosy niezadowolenia z Niemiec czy z Anglii - tłumaczy Interii prezes Ekstraklasy S.A. i członek zarządy European Leagues Marcin Animucki. Walka o dodatkowe miejsca Zmiana formatu poskutkuje zwiększeniem liczby meczów. Od sezonu 2024/2025 finalista będzie mógł rozegrać nawet 19 meczów. Dla porównania - obecnie może zagrać maksymalnie 13 spotkań (nie licząc eliminacji). Takie rozwiązanie bezpośrednio wpłynie na potencjalny zarobek, który będzie wynikać z niemal zdwojonej liczby rozegranych w Champions League spotkań i będzie wynosić setki milionów euro. W regulaminie mają pojawić się tzw. "dzikie karty", przyznawane klubom, które nie zakwalifikują się do Ligi Mistrzów tradycyjną drogą. W pierwotnej idei tego pomysłu korzystać mieli z niego bogaci i popularni, a jednocześnie niewystarczająco mocni, aby dostać się do rozgrywek poprzez rodzimą ligę. Po akcji "parszywej dwunastki" i opuszczeniu przez kilku ważnych działaczy szeregów Europejskiego Stowarzyszenia Klubów pojawiły się głosy, aby dwa z czterech (a nie jedno) miejsc przyznać mistrzom krajowym, a nie klubom najlepszym w rankingu historycznym, np. z Premier League. Co reforma oznacza dla Polski? Co reforma Ligi Mistrzów oznacza dla Polski? Dla naszych klubów Champions League i tak jest nieosiągalna od lat, ale od sezonu 2024/2025 roku będzie jeszcze trudniej. - Dziś Liga Mistrzów w przypadku polskiego klubu to dużo szczęścia, a nie wynik normalnej działalności. Są dwie możliwości. Pierwsza, że przyjedzie dobry wujek z Arabii Saudyjskiej i wyłoży miliard dolarów. Druga, że wypracujemy sobie dobry ranking, najpierw regularnie grając w Conference League, a potem w Lidze Europy. Szkocja miała taką samą sytuację i miała tylko Celtic, a dziś Rangersi są na 11. miejscu w rankingu i mogą wejść do LM bez eliminacji. Grając regularnie w pucharach możemy znaleźć się w LM. To jest szansa dla Polski - przekonuje prezes Dariusz Mioduski, który prężnie działa w strukturach Europejskiego Stowarzyszenia Klubów. Sebastian Staszewski, Interia