Nagelsmann miał 20 lat, kiedy grając w - występujących w piątej lidze - rezerwach Augsburga prowadził go Thomas Tuchel. Liczył jeszcze na piłkarski awans, bo był ambitny. Co chwila miał jednak problemy ze zdrowiem. Jedna, a potem druga operacja kolana nie dawały nadziei na piłkarską karierę. Po kolejnej kontuzji, na początku 2008 roku, Tuchel stwierdził, że młody ambitny chłopak może mu pomóc w pracy szkoleniowej. Czuł z nim wielką solidarność. Sam przerwał grę w piłkę z powodu urazu kolana, chciał pomóc młodemu chłopakowi. Wysłał go na mecz najbliższego rywala z zadaniem przeprowadzenia analizy gry przeciwnika. - Zacząłem myśleć innymi kategoriami. Jak trener. Stawiałem sobie pytania, co trzeba zrobić z piłką? Jak oni się bronią? - wspominał Nagelsmann w wydanej w Niemczech biografii Tuchela. Po otrzymaniu raportu obecny szkoleniowiec PSG był zachwycony. Przekonał 20-letniego Nagelsamanna, żeby poświęcił się pracy trenerskiej. Pół roku później obecny szkoleniowiec Lipska prowadził młodzieżowy zespół TSV 1860 Monachium. To był jego początek drogi do półfinału Ligi Mistrzów, w której dziś zagra w Lizbonie przeciw mentorowi, który udzielił mu trenerskiego błogosławieństwa. Podobno dziś niewiele ze sobą rozmawiają. Nie przyjaźnią się, nie dzwonią do siebie. Nagelsmann nie ukrywa swojej wdzięczności dla Tuchela, ale każdy poszedł swoją drogą, są też przecież rywalami. Dłuższy kontakt mieli podobno wtedy, gdy Nagelsmann poprosił swojego byłego trenera o ocenę potencjału wychowanka PSG Christophera Nkunku. Wszystko odbyło się na zasadzie zawodowej uprzejmości. Nie wynika to z niechęci. Dwaj rywale z ławki trenerskiej półfinału Ligi Mistrzów reprezentują dwa różne typy osobowości, dwa pokolenia, inny sposób podejścia do pracy i życia.