- W piłce jest prosta sytuacja: najpierw musisz wygrać bitwę, a dopiero później możesz zacząć grać - powiedział mi 13 lat temu pomocnik Jacob Burns. Nazajutrz jego Wisła Kraków pokonała w Pucharze UEFA FC Basel 3-1. Faktycznie, najpierw wygrała walkę wręcz, a później przeprowadzała takie akcje jak ta Jeana Paulisty, Jakuba Błaszczykowskiego i Pawła Brożka, zakończona golem na 3-1, po strzale do pustej bramki.Do cech wolicjonalnych swego zespołu musiał się odnosić także amerykański trener FC Salzburg Jesse Marsch w przerwie meczu Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Jego ekipa przegrywała po I połowie 0-3. W sieci został opublikowany filmik z odprawą Marscha, który miał iście marsową minę. Materiał stał się hitem. - Ile mamy fauli? Około dwóch. To nie jest żaden pieprzony mecz towarzyski. To cholerny mecz Ligi Mistrzów! Musimy jeździć na tyłkach, blokować rywala, kopać go, a czasami zadać kuksańca łokciem - dowodził szkoleniowiec i zamaszystym ruchem łokciem pokazywał swym piłkarzom, jak należy sobie radzić na Anfield Road. - Za dużo mamy respektu przed rywalem! Ok, oni są dobrzy, ale to nie znaczy, że my mamy unikać walki i wślizgów. Za dużo respektu dla przeciwnika. Oni muszą nas poczuć, dowiedzieć się, że przyjechaliśmy tu rywalizować, walczyć. Za piłkę, o piłkę i przy pomocy fauli. Nie tylko po to, aby próbować ładnie poklepać piłkę. Możemy wiele gadać o taktyce, ustalać wszystko, ale bez woli walki nic nie zdziałamy - tłumaczył. - Dlatego obudźcie w sobie ducha walki i bijcie się z nimi! Nie zostawiajcie im miejsca przy rzutach wolnych i rożnych. Potrafimy znacznie więcej i pokażmy to! - namawiał Marsch. Jego przemowa odniosła piorunujący efekt. Salzburg odrobił straty zaledwie w kwadrans. Ostatecznie górę wzięli "The Reds", ale drużyna ze skromnej austriackiej Bundesligi sprawiła wrażenie, o jakim nasze klubu mogą na razie tylko pomarzyć, jak od ponad dwóch lat marzą o awansie do Champions League. MiBi