Marcelo dla światowej piłki odkryła Wisła Kraków, z kolei Robert Lewandowski na szerokie wody wypłynął w Lechu Poznań. W Ekstraklasie spotykali się w latach 2008-2010, a dziś zagrają o finał Ligi Mistrzów. Piotr Jawor, Interia: Olympique Lyon dotarł aż do półfinału. Jest pan zaskoczony? Jacek Bąk: - Oglądałem ich ćwierćfinałowy mecz z Manchesterem City i Anglicy rzeczywiście mieli trochę więcej okazji, ale teraz gra się tylko jeden mecz, więc decyduje dyspozycja dnia. No i szczęście - słupki, poprzeczki, nietrafione strzały na pustą bramkę. I m.in. dzięki temu Lyon awansował. Ale wcześniej wyeliminowali faworyzowany Juventus Turyn. Sądzi pan, że Olympique ma przewagę, bo w czasie pandemii liga francuska nie grała? - Trudno powiedzieć, ale mam nadzieję, że ta sytuacja jak najszybciej się skończy. W dobie koronawirusa te mecze nie wyzwalają takich emocji, trudno je się ogląda. Wyglądają jak sparingi! Przypomina mi to moje spotkania z czasów okresów przygotowawczych. Człowiek próbuje grać jak najlepiej, ale to nie to samo. Trybuny nie niosą, a przecież to właśnie kibice tworzą piękno piłki. Niech ta pandemia szybko się skończy. Dziś w Olympique na pana pozycji gra Marcelo, były zawodnik m.in. Wisły Kraków. Jak pan go ocenia? - Dobrze zbudowany, gra ostro, choć bez finezji. Trochę nie jak Brazylijczyk. Przypomina Kamila Glika, ale jest jeszcze twardszy. Od czasu występów w Polsce mocno się rozwinął, tacy zawodnicy w piłce są bardzo potrzebni. Rywale się go boją, tzw. "piłkarz-skała". Skała, na której może rozbić się Robert Lewandowski? - Robert już kilka lat gra na najwyższym światowym poziomie i dalej robi postępy. Dziś to czołowy piłkarz świata. Ciekaw jednak jestem, jak po latach będzie wyglądało zderzenia dwóch zawodników, którzy zaczynali w polskiej Ekstraklasie. Wierzę w Roberta, choć jestem za Lyonem, w końcu spędziłem tam ponad sześć lat. Do dziś znam trochę ludzi z zarządu, znajomych mam też w drużynie.