Liga Mistrzów. Mecz Real Madryt - Club Brugge. Czy "Królewscy" odbiją się od dna?
Po słabych występach w letnich sparingach i pladze kontuzji, które dopadły dużą liczbę piłkarzy, byli skazywani na porażkę. Tymczasem Real Madryt przoduje w ligowej tabeli, będąc jedyną niepokonaną drużyną. W Champions League nie jest już jednak tak kolorowo. Podopieczni Zinedine'a Zidane'a muszą odbić się od dna, a okazją, by tego dokonać, będzie wtorkowe starcie z belgijskim Club Brugge.

Szybkie spojrzenie na tabelę grupy A, może wywołać u fanów "Królewskich" uczucie niepokoju. Ekipa ze stolicy Hiszpanii zajmuje w niej bowiem ostatnie miejsce! Oczywiście, za nami dopiero pierwsza kolejka najbardziej elitarnych rozgrywek w klubowym futbolu, lecz mimo to jest to sytuacja bezprecedensowa.
Real "zawdzięcza" ją fatalnemu występowi w starciu z PSG przed dwoma tygodniami. Paryżanie pożarli wręcz nieporadnych madrytczyków, mimo że w ich szeregach zabrakło największych gwiazd - Kyliana Mbappe, Edinsona Cavaniego oraz Neymara. Wynik 3-0 był najniższym wymiarem kary dla 13-krotnego triumfatora Ligi Mistrzów.
W Primera Division Real radzi sobie już znacznie lepiej. Fakt, "Królewscy" stracili już wprawdzie sześć oczek, lecz nie przeszkadza im to w piastowaniu fotelu lidera hiszpańskiej ekstraklasy. "Los Blancos" wciąż nie zaznali smaku porażki na domowym podwórku, a dzięki bezbramkowemu remisowi w derbach Madrytu, pierwszy raz za kadencji Zidane’a zachowali trzy czyste konta z rzędu. Jest to powód do zadowolenia, tym bardziej, że walczyli nie tylko z trudnymi rywalami (Sevilla, Atletico), ale też panującą w drużynie plagą kontuzji.
Teraz stołeczny klub musi udowodnić swoją niezłą dyspozycję w starciu z wicemistrzem Belgii. Jak dotąd Club Brugge mierzył się z Realem zaledwie dwukrotnie i z tamtych potyczek ma same dobre wspomnienia. Drużyna z Brugii jest jedną z nielicznych ekip, które wciąż nie zaznały porażki w pojedynku z "Królewskimi".
Obie ekipy spotkały się jednej ósmej finału Pucharu Europy w sezonie 76/77. Club Brugge z wyjazdu (mecz wyjątkowo odbył się w Maladze) przywiózł bezbramkowy remis, a przed własną publicznością zwyciężył 2-0, dzięki czemu awansował do ćwierćfinału. Tam pogromcą Belgów okazała się Borussia M'gladbach. W Realu występowały wtedy takie tuzy, jak: Jose Antonio Camacho i Santillana.
Belgowie, którzy w pierwszej kolejce bezbramkowo zremisowali z Galatasaray, i tym razem nie są bez szans, choć wywiezienie punktów z Santiago Bernabeu będzie niezwykle trudnym zadaniem, o czym mówił na konferencji sam trener przyjezdnych Philippe Clement.
- Pokładam wielką nadzieję w tej drużynie. Jestem ciekaw, jak moi piłkarze zareagują na grę na najwyższym poziomie. Na przestrzeni całego sezonu w zdecydowanej większości spotkań jesteśmy faworytami, a teraz nie mamy nic do stracenia, możemy za to wiele wygrać. To będzie piękne doświadczenie - stwierdził 45-latek.
Clement, podobnie jak Zidane, wciąż nie przegrał w tym sezonie ligowego meczu i zajmuje, wraz ze swoją drużyną, pierwsze miejsce w lidze belgijskiej. Club Brugge zdobył w ośmiu kolejkach 20 punktów.

Real nie przystąpi do spotkania w najmocniejszym składzie. W kadrze meczowej nie znaleźli się bowiem kontuzjowani: Ferland Mendy oraz Marco Asensio, a wśród powołanych nie pojawili się także: Alvaro Odriozola, James Rodriguez, Rodrygo Goes, Gareth Bale, Brahim Diaz oraz Mariano. Absencja tej grupy piłkarzy prawdopodobnie nie jest spowodowana żadnym urazem - trenowali oni z resztą drużyny, a klub nie wydał komunikatu o jakichkolwiek nowych problemach zdrowotnych.
W kadrze przyjezdnych zabraknie natomiast: Edera Balanty i Mateja Mitrovicia, którzy przechodzą proces rehabilitacji oraz: Nicka Shintona, Ignace’a Van Der Brempta i Charlesa De Ketelaere’a, którzy jednak udali się do Madrytu i mają szansę na występ w UEFA Youth League.
Wtorkowy mecz zapowiada się emocjonująco. Jeśli Real przegra, po raz pierwszy od sezonu 12/13 polegnie w dwóch kolejnych starciach Champions League. Wtedy "Królewscy" ponieśli porażkę w rewanżowym starciu ćwierćfinałowym z Galatasaray (2-3), a w pierwszej półfinałowej potyczce cztery bramki wbił im Robert Lewandowski, zapewniając Borussii Dortmund zwycięstwo 4-1. Ewentualna strata punktów znacznie utrudni też sytuację "Los Blancos" w grupie A, a walka o awans może wtedy trwać aż do samego końca.