Gdy przyszło wskazywać faworyta tego dwumeczu tuż po losowaniu na początku grudnia, mało kto miał wątpliwości. Paryżanie byli świeżo po wygraniu najtrudniejszej grupy w tegorocznej Lidze Mistrzów (Liverpool, Napoli), na krajowych boiskach bili kolejne rekordy, a prowadzeni przez Neymara w nowej roli - prawdziwego rozgrywającego - wydawali się nie do zatrzymania. "Czerwone Diabły" z kolei pogrążały się pod wodzą Jose Mourinha coraz bardziej. Aż żal było patrzeć na ich grę. Ale przez te dwa miesiące, kluczowe przed decydującą rozgrywką w Lidze Mistrzów, zmieniło się niemal wszystko. Ole Gunnar Solskjaer tchnął w United nowego ducha, dzięki czemu Paul Pogba i Anthony Martial odzyskali radość z gry, a inni gracze z Old Trafford porzucili defensywny styl promowany z uporem maniaka przez Mourinha i pokazali, że umieją znakomicie atakować. Wrócił stary dobry Manchester Efekt? 28 goli w tych jedenastu spotkaniach pod wodzą Norwega, a przede wszystkim zupełna zmiana atmosfery w drużynie. Jednym słowem - wrócił stary dobry Manchester, nawet jeśli trzeba wziąć poprawkę, że rywalami najczęściej nie byli potentaci, z lepszych drużyn zawodnicy Solskjaera mierzyli się jedynie z Tottenhamem i Arsenalem. Nie zmienia to faktu, że odmiana jest spektakularna. Paryżanie przechodzili w tym czasie przez zupełnie inne stany. Zimowe okienko transferowe, którego celem było ściągnięcie dwóch defensywnych pomocników słabo się udało, wewnętrzne napięcia między między trenerem Thomasem Tuchelem a dyrektorem sportowym Antero Henrique jeszcze bardziej wyszły na jaw, a brutalne odstawienie od składu Adriena Rabiota zostało przyjęte z niemałym zdziwieniem. Przede wszystkim jednak nałożyły się na to fatalne kontuzje kluczowych zawodników - najpierw Marca Verrattiego, potem Neymara, wreszcie w ostatni weekend Edinsona Cavaniego. Ten ostatni uraz jest szczególnie kuriozalny, bo Urugwajczyk doznał go... po mocno wykonanym rzucie karnym. - Nie mogę przekazać dobrych wieści. Mam przeczucie, że postawienie go na nogi będzie niezwykle trudne - mówił jeszcze w niedzielę trener Thomas Tuchel w programie "Telefoot". Dzisiaj wiadomo nie tylko to, że Cavani nie zagra na Old Trafford, ale może być też niedyspozycyjny na rewanż, podobnie jak Neymar. A taka podwójna absencja stanowi już niemały problem. Tym większy, że Urugwajczyk jest najlepszym strzelcem ekipy od początku stycznia. Trafił do siatki już siedem razy. Znaczy - do momentu kontuzji był w wysokiej formie. Tuchel wyciąga plan D - W takiej sytuacji trzeba wyciągnąć plan D - mówi Tuchel z delikatną ironią, choć już poważniej dodaje, że "mimo braku kluczowych zawodników, ekipa ma wystarczająco doświadczenia, aby poradzić sobie z presją w trudnym momencie". - We wtorek będziemy gotowi - zapewnia Niemiec. Trochę inaczej widzi to Solskjaer. - Każda drużyna odczułaby brak takich zawodników jak Neymar i Cavani. Ale dla nas to też nie jest komfortowa sytuacja. Jeżeli przez cały sezon oglądamy tych zawodników, to wiemy czego się spodziewać. A tak mogą być niespodzianki w podstawowej jedenastce - uważa trener MU. Problem nie polega na tym, że mistrzowie Francji nie mają wartościowych zmienników - na środek ataku przejdzie Kylian Mbappe, którego na prawym skrzydle zastąpi Angel di Maria albo... Dani Alves, w rolę rozgrywającego najpewniej wcieli się Julian Draxler - raczej na tym, że Tuchel musi stworzyć zupełnie inną animację ofensywną. Na pierwszy rzut oka, to nic nowego, bo Niemiec jest mistrzem w dokonywaniu zmian w ustawieniu, w tym sezonie praktycznie nie dawał pograć tej samej jedenastce, wynajdując schematy co najmniej oryginalne. A jednak tak głęboka interwencja pod nieobecność dwóch kluczowych asów w ataku niesie w sobie z założenia ogromne ryzyko. Stwierdzenie, że ze słynnego tria MCN, jednego z najlepszych na świecie, nie zostało nic jest pewnie na wyrost, w końcu Mbappe szaleje od początku sezonu i gdy trzeba odblokować sytuację (Marsylia, Villefranche) jest do tego pierwszy. Jednak zupełnie inaczej wygląda gra PSG, gdy francuski 20-latek może hasać do woli po prawym skrzydle, wykorzystując swoją szybkość, gdy Cavani absorbuje obrońców na szpicy, gdy wreszcie Neymar ma pole do popisu albo w roli "dziesiątki" albo fałszywego skrzydłowego, który z lewej strony lubi schodzić do środka. Brak dwóch ostatnich wiele zmienia. Ofensywa to jedno, ale Paris Saint-Germain nie ma też komfortu w środku pola. Przez półtora roku klub przymierzał się do ściągnięcia klasowej "6", która byłaby w stanie zastąpić Thiaga Mottę. Dla równowagi w drużynie ta pozycja jest absolutnie kluczowa, co było wytykane już na początku sezonu. Mówiąc wprost, jeśli chce się zachodzić daleko w Lidze Mistrzów, tutaj też trzeba mieć mocne argumenty. Założenie było więc takie, aby wykorzystać zimowe okienko na solidne wzmocnienia, najlepiej dwóch zawodników. Tym bardziej, że po drodze zdarzyły się dwie sytuacje, które jeszcze pogłębiły problem w pomocy. Rabiot konsekwentnie odmawiający podpisania nowego kontraktu (w czerwcu może odejść za darmo) został odstawiony od składu, aby jeszcze raz przemyślał swoją decyzję, z kolei Verratti doznał w styczniu kolejnej kontuzji. Włoch wrócił już wprawdzie na boisko w ostatnim meczu, ale jego dyspozycja nie jest jeszcze optymalna i nie gra przez 90 minut. Zaskakujące eksperymenty w środku pola. Z konieczności Braki w środku pola zmusiły Tuchela do zaskakujących eksperymentów. Najpierw zaczął wystawiać tam Marquinhosa. Brazylijczyk miał słabszy początek, uczył się nowej pozycji, choć w rewanżu z Liverpoolem w fazie grupowej Ligi Mistrzów zagrał już bardzo dobrze. Za nim przyszła kolej na... Daniego Alvesa, a ostatnio również na Draxlera. Żaden z nich nie jest jednak specjalistą w roli defensywnego pomocnika i w zderzeniu z Nemanją Maticiem, Anderem Herrerą albo Pogbą ryzyko jest niemałe. Do Paryża został więc ściągnięty Leandro Paredes z Zenita Sankt Petersburg za ogromną kwotę 47 milionów euro, największą tej zimy na całym rynku transferowym. Problem w tym, że Argentyńczyk ostatnie całe mecze rozgrywał na początku grudnia w lidze rosyjskiej, brakuje mu rytmu i może być rozważany jako uzupełnienie, a nie jako podstawowy wybór. Raczej nie o to chodziło, myśląc o wzmocnieniu składu przed Ligą Mistrzów. Co więcej, transfer Idrissy Gueye'a z Evertonu - Senegalczyka, po którego strzale Thiago Cionek niefortunnie skierował piłkę do własnej bramki na mundialu - ważył się do ostatniej chwili, poszło o pieniądze, choć kwota była znacznie niższa od Paredesa. Na ostatniej prostej upadł też pomysł ze ściągnięciem Luciana Acosty, mającego tymczasowo zapełnić lukę po Neymarze. Argentyńczyk przyleciał specjalnie z Waszyngtonu do Paryża, niby transfer był dograny, podczas gdy już po czasie okazało się, że piłkarz... nawet nie zamienił słowa z trenerem Tuchelem. Innymi słowy, polityka transferowa paryżan w najbardziej newralgicznym momencie sezonu pozostawiła do życzenia. Do tego doszły kontuzje (oprócz Neymara i Cavaniego, również Thomas Meunier z lekkim wstrząsem mózgu), które przed wiosenną Ligą Mistrzów stały się w Paryżu niejako tradycją. Przed rokiem brakowało Neymara na kluczowe spotkanie z Realem, przed dwoma laty Thiaga Motty (na Barcelonę), a przed czterema (Chelsea) wypadło kilku graczy z podstawowego składu - Lucas, Motta i Serge Aurier. Pogba is back! Chapeau Na tym tle Manchester praktycznie nie ma problemów. Za to styl, w jakim Pogba napędza ataki "Czerwonych Diabłów" może imponować. Francuz, po znakomitym mundialu w Rosji, gdzie selekcjoner Didier Deschamps potrafił wydobyć z niego najlepsze cechy zespołowego, wrócił do znakomitej formy po okresie fatalnej współpracy z Mourinhem. Przez całe tygodnie wydawało się, że to najbardziej toksyczna para w wielkim futbolu i po zwolnieniu Portugalczyka, Pogba jakby znowu poczuł wolność na boisku. Strzela gole (już osiem, od kiedy Solskjaer objął drużynę), podaje (pięć asyst), ale przede wszystkim stanowi ciągłe zagrożenie dla rywali. Dzięki technice, sile fizycznej i umiejętności błyskawicznego przechodzenia do kontrataku. Efekty współpracy z Norwegiem nie są przypadkowe. Już przed niespełna dziewięcioma laty obydwaj zdobyli tytuł mistrzowski, gdy Solskjaer był trenerem rezerw MU, a Pogba jego czołowym zawodnikiem. W tamtej drużynie grał jeszcze Jesse Lingard, który dzisiaj jest również mocnym punktem ofensywy "Czerwonych Diabłów", choć może nie tak spektakularnym jak Martial i Marcus Rashford. To ich Pogba zaopatruje najczęściej w dokładne podania, a asysta Francuza, przyjęcie Anglika i gol w niedawnym spotkaniu z Leicester to jedna z najładniejszych akcji w tym sezonie. PSG ma się więc czego obawiać, choć defensywa Manchesteru już takich gwarancji nie przedstawia, a bramkarz David de Gea ciągle przekonuje, że to paryżanie są faworytami. Gracze Tuchela już raz grali w tym sezonie na Wyspach. Porażka w ostatnich sekundach z Liverpoolem nie do końca oddaje przebieg meczu, w którym gospodarze znacznie wyraźniej dominowali. Jeśli nie chcą skończyć Ligi Mistrzów jak w poprzednich dwóch latach, paryżanie muszą wyciągnąć z tego wnioski. Remigiusz Półtorak Zobacz, kto gra w 1/8 finału Ligi Mistrzów