Wspomniana sytuacja miała miejsce w 37. minucie spotkania. Bramkarz Manchesteru Ederson próbował wybić piłkę, jednak nie udało mu się to, gdyż na przeszkodzie stanął mu Jude Bellingham. Zawodnik BVB wyprostowaną nogą, w dodatku z wyskoku zaatakował piłkę. Jest to tzw. nakładka, za którą normalnie odgwizduje się rzut wolny pośredni. W tej sytuacji doszło do kontaktu pomiędzy zawodnikami, a zatem należy podyktować rzut wolny bezpośredni. Co więcej dynamika wejścia była dość spora, a zatem Bellingham otrzymał dodatkowo żółtą kartką. Rumuński sędzia Ovidiu Haţegan podjął jak najbardziej prawidłową decyzję. Analizując ten mecz warto wspomnieć o sytuacji z 29. minuty, gdzie początkowo arbiter odgwizdał rzut karny dla Manchesteru City, jednak po interwencji VAR-u zdecydował się na zmianę decyzji i odwołał "jedenastkę". Po dośrodkowaniu w pole karne, piłkę próbował zagrać Emre Can. Zawodnik BVB nie trafił w piłkę, a stojący obok niego Rodri po zagraniu piłki głową upadł na ziemię i sugerował, że był faulowany. Żadna z powtórek nie ukazała, że kontakt pomiędzy zawodnikami faktycznie zaistniał, a zatem uznano, że Rodri symulował. Sędziom VAR należą się brawa za czujność i interwencję, dzięki której rzut karny został odwołany. Dziwi mnie tylko, że sędzia po odwołaniu rzutu karnego nie zdecydował się pokazać żółtej kartki Rodriemu za symulację. W 90. minucie bramkę na wagę zwycięstwa po fantastycznym podaniu Ilkaya Gundogana zdobył Phil Foden. Jak ukazały stopklatki, strzelec gola był na styku linii spalonego. Sytuację sprawdzali sędziowie VAR, którzy uznali, że gol Manchesteru City został zdobyty prawidłowo. Łukasz Rogowski