Maciej Słomiński, Interia: Rozmawialiśmy w maju przed restartem Bundesligi i mówił pan, bez patrzenia w tabelę, że Bayern Monachium będzie mistrzem. Czy podobna pewność jest teraz przed finiszem Ligi Mistrzów? Sławomir Wojciechowski, piłkarz Bayernu w latach 2000-2001: Nie. To piłka nożna, najbardziej nieprzewidywalna z dyscyplin, przez co najpopularniejsza. Śp. Kazimierz Górski mówił: "dopóki piłka w grze (wszystko może się zdarzyć)" i miał rację. Zwłaszcza, że to tylko jeden mecz. Półfinał Ligi Mistrzów to jest ścisły top światowego futbolu, nie można lekceważyć żadnego rywala. Zwracam uwagę zwłaszcza na Red Bull Lipsk. Naprawdę? Myślałem, że wskaże pan na Paris Saint-Germain jako głównego rywala Bawarczyków do zdobycia trofeum. - Lipsk pełni dla mnie rolę Ajaksu Amsterdam z poprzedniej edycji. Wnieśli pewną dozę świeżości i nieprzewidywalności. Grają bardzo nowocześnie. Zatem przewiduje pan mecz Bayernu z Lipskiem w finale. Czy to znaczy, że Bundesliga jest teraz najlepszą ligą? - Za stary jestem, żeby dać się wciągnąć w takie rozważania. Przez lata dominowała liga hiszpańska, największym zainteresowaniem cieszy się od lat angielska. Bundesliga ma swój moment, ale nie powiem, że tam się obecnie gra najlepiej. W takim razie proszę procentowo określić szanse Bayernu na końcowy triumf. - Widzę, że tak łatwo nie zejdę z linii strzału. Niech będzie, że to 80 procent, jak osiem bawarskich goli w ćwierćfinale z Barceloną. To dużo i mało. W czasie ćwierćfinału musiał się pan szczypać co jakiś czas, czy nie było zdziwienia? - Oglądałem to spotkanie i nie byłem przesadnie zdziwiony. Bayern właśnie w ten sposób dominuje w Bundeslidze, łapie rywali wysokim pressingiem. Dodatkowo złapał Barcelonę, nie chcę żeby to źle zabrzmiało, ale w schyłkowym okresie. Gdyby trzeba było, byłyby dwie cyfry. Katalońska drużyna od dawna potrzebowała zmian i nie mówię tu o samym boisku. Na gorąco po zakończeniu meczu jeden z barcelońskich symboli - Pique mówił, że może jako pierwszy opuścić klub, jeśli ma przyjść świeża krew, która zmieni zespół. Widzieliśmy minę Leo Messiego po klęsce. Mówiła sama za siebie. Czyżbym słyszał lekką satysfakcję z klęski "Barcy" w głosie? Zdaje się, że jest pan zagorzałym fanem "Królewskich" z Madrytu. - Tak, co nie zmienia faktu, że od lat niezmiennie uwielbiam dobry futbol. Fascynowałem się Barceloną, gdy ona grała pięknie i wygrywała. Zresztą ślady tej "Barcy" Pepa Guardioli widzę w dzisiejszym Bayernie, zwłaszcza w pressingu, o którym wspomniałem.