Zobacz, kto z kim i kiedy gra w Lidze Mistrzów Tak było w Manchesterze, na samym początku fazy grupowej. Nikt nie dawał większych szans Francuzom, a jednak Bruno Genesio - nie raz i nie dwa kontestowany w klubie przez swoich kibiców, ostatnio zdradził, że zamierza współpracować z... Pinim Zahavim - wygrał taktyczną bitwę z Pepem Guardiolą, co samo w sobie jest godne uwagi. Potem był jeszcze mecz z PSG, w którym gracze Lyonu przełamali serię paryżan bez porażki, ale przede wszystkim narzucili własny styl gry i zdławili rywali w środku pola. Znaczy - pokazali, że są w stanie nie tylko nawiązać walkę, ale też zmusić teoretycznie silniejszego przeciwnika do podporządkowania się swoim regułom. Problem w tym, że Fekir, Depay i spółka grają w tym sezonie bardzo nierówno. Potrafią zmobilizować się na mocnego rywala, by potem łatwo tracić kontrolę na wydarzeniami, jak choćby w dwumeczu z Hoffenheim. Czy takie nastawienie może wystarczyć na korzystny wynik z Barceloną, z którą Lyon jeszcze nigdy nie wygrał, mimo sześciu prób w Lidze Mistrzów? Nic mniej pewnego i to z kilku powodów. Nabil Fekir, kapitan i lider drużyny nie może zagrać, bo jest zawieszony za kartki, a to poważne osłabienie. Gospodarze mają też bardzo młodą, niedoświadczoną drużynę, która nie grała jeszcze na tym poziomie rozgrywek, a prawdziwej Ligi Mistrzów dopiero się uczy. Tu właśnie tkwi największy kontrast. "Chcemy zagrać na 200 procent" Gdy od połowy ubiegłej dekady Lyon wchodził na europejskie salony, to przez dziewięć sezonów regularnie awansował do wiosennych meczów w Lidze Mistrzów. Dzisiaj znowu jest na początku drogi, w starciu z gigantem, co nie przeszkadza zawodnikom, aby marzyć. - Od dawna czekaliśmy na tę chwilę, aby wystąpić w 1/8 finału, dlatego chcemy zagrać na 200 procent i sprawić niespodziankę - mówi bramkarz Anthony Lopes, który ma najlepszy sezon w karierze, obronił najwięcej strzałów w Champions League ze wszystkich będących jeszcze w grze, choć - dla przeciwwagi - w żadnym spotkaniu nie zachował czystego konta. To też pewna wskazówka dla Barcelony. Nie ulega jednak wątpliwości, że gracze z Katalonii są zdecydowanymi faworytami. Przemawia za nimi i Leo Messi, i mocny skład, i zdecydowanie większe doświadczenie. To już dwanaście lat, jak nikt nie potrafił wyrzucić ich za burtę Ligi Mistrzów na początku fazy pucharowej. Zresztą, Messi podrażniony zaskakującymi niepowodzeniami w ostatnich latach (Barca wygrała LM w 2015 roku, a ostatnio nawet odpadała w ćwierćfinale), jasno zdefiniował cele na ten rok jeszcze przed sezonem - w czerwcu będzie chciał przewieźć puchar z Madrytu do Barcelony, więc wszystko, co po drodze jest tylko etapem. Początek zabójczej serii dla Barcelony Choć trzeba przyznać, że najbliższe etapy będą wyjątkowo wymagające, bo podopieczni Ernesto Valverde zaczynają dzisiaj serię czterech trudnych gier na wyjeździe - po Lyonie jadą do Sevilli, a potem dwa razy na Santiago Bernabeu. Wszystko - do 2 marca. Przed trenerem pojawia się więc zadanie odpowiedniego zarządzania drużyną. W składzie jest tylko jeden problem, może półtora. Arthur, który dobrze wprowadził się do zespołu, musi oglądać mecz w telewizji, bo kontuzja uda nie pozwala na nic więcej. Do Lyonu na stare śmieci przyjechał za to Samuel Umtiti, witany życzliwie przez dawnych kolegów, trenera i przez kibiców, ale byłoby ogromną niespodzianką, gdyby po wielotygodniowym urazie kolana, dość tajemniczym, został od razu rzucony na tak głęboką wodę. Wiele więc wskazuje na to, że oprócz klasycznego ataku (Messi - Suarez - Dembele), na boisku pojawią się też Sergi Roberto i Lenglet. Choć podstawowe pytanie i tak brzmi: czy Lyonowi uda się zatrzymać Messiego? Rozwiązaniem, które ma do tego prowadzić, będzie najpewniej zagęszczenie pola gry w tej strefie, gdzie ma się poruszać. Szczególnie Ndombele, ale też Aouar dobrze się do tego nadają, choć teoria a praktyka to w tym przypadku mogą być dwie całkiem różne rzeczy. Kapitan Blaugrany miewał już gorsze spotkania w tym sezonie, ale jego przyspieszenie i nieprzewidywalność są nadal największym problemem dla rywali. Poza tym, Argentyńczyk ma pewne rachunki do wyrównania po... ostatnim swoim meczu w Lyonie przed dziesięcioma laty. Rzecz miała się też na początku fazy pucharowej, choć na starym stadionie Gerland. Gdy Juninho - mistrz rzutów wolnych - popisywał się znakomitym uderzeniem z boku pola karnego, po którym bramkarz Valdes był kompletnie zaskoczony, w dwuosobowym murze stali wtedy Eto'o i właśnie Messi. Czas na odwrócenie ról? Jeśli ktoś miałby rywalizować z Juninho w stałych fragmentach gry, lider Barcelony nadaje się do tego znakomicie. Remigiusz Półtorak