Była 57. minuta meczu. Suarez dobrze odnalazł się w polu karnym po dośrodkowaniu z rzutu wolnego - przyjął udem futbolówkę podbitą głową przez obrońcę i uderzył z powietrza, a po chwili odbierał gratulacje od kolegów. Okazało się jednak, że to nie on, a Peter Olayinka został uznany za autora gola. Pomocnik Slavii odbił klatką piersiową piłkę zagrywaną przez Urugwajczyka, kierując ją do bramki. Było to więc trafienie samobójcze. Oznacza to, że Suarez po raz kolejny nie zdołał wpisać się na listę strzelców podczas wyjazdowego meczu Ligi Mistrzów. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce ponad cztery lata temu - 16 września 2015 roku, gdy Barcelona mierzyła się w Rzymie z AS Roma (1-1). Gol Urugwajczyka zapewnił wtedy "Dumie Katalonii" jeden punkt. Od tamtej pory 32-latek wystąpił w 20 meczach Champions League poza Camp Nou. Efekt? 1799 minut, dwie asysty i brak goli. Dla porównania, w tym samym czasie w meczach domowych Suarez zanotował 14 trafień i tyle samo ostatnich podań. Przepaść. Nie można jednak nie odnieść tego do formy całej Barcelony, która w delegacji ostatnio niemal zawsze spisuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań, czego najlepszym przykładem była półfinałowa porażka 0-4 na Anfield w poprzedniej edycji LM. W omawianym okresie wyjazdowy bilans "Blaugrany" prezentuje się następująco: dziewięć zwycięstw, siedem remisów, sześć porażek. Jak na standardy Barcelony, wygląda on po prostu marnie. Warto zauważyć, że w tym czasie Katalończycy ani razu nie zaznali smaku porażki przed własną publicznością. Suarez mógł mieć nadzieję na przełamanie w meczu ze Slavią. Jest przecież najlepszym strzelcem Barcelony w tym sezonie - w 10 meczach zdobył siedem goli. Swoją złą passę będzie mógł przerwać w ostatniej serii gier fazy grupowej. Barcelona zmierzy się wtedy w Mediolanie z Interem. TB Grupa F Ligi Mistrzów. Śledź wyniki z Interią!