Zapraszamy na tekstową relację na żywo z meczu Liverpool - Bayern Tutaj znajdziesz relację na żywo na urządzenia mobilne Może zabrzmi to trochę dziwnie - bo przecież jeden i drugi nie będą walczyć bezpośrednio - ale zapowiada się jeden z najważniejszych pojedynków wieczoru. Starcie byłego mistrza z bodaj najzdolniejszym uczniem, który dzisiaj strzela gole dla wielkiego rywala. Starcie, w którym tylko jeden pozostanie niepokonany. Co do tego, że Klopp znakomicie pamięta te wszystkie chwile z Dortmundu, gdy razem z Lewandowskim dwukrotnie zdobywali mistrzostwo Niemiec, nie ma żadnych wątpliwości. Jeszcze raz to przypomniał, choć na swój sposób. Podczas konferencji przed meczem na Anfield pozwolił sobie na trochę zaskakujące wyznanie. Niby w swoim stylu, szczerze i bez krępacji, ale jednak znaczące. Zapytany o swoich byłych podopiecznych, z którymi ma się zmierzyć - właśnie Polaka i Matsa Hummelsa - odpowiedział nie tylko kurtuazyjnie, że "to dwaj znakomici piłkarze", dodał coś jeszcze. - Bez nich moja kariera trenerska byłaby zupełnie inna. Wspólnie na tej współpracy skorzystaliśmy. Klopp - Bayern. Zaszłości pozostały Dzisiaj sentymentów będzie pewnie mniej, jednak paradoks tej rywalizacji polega na tym, że Klopp wyraża się bardzo dobrze o graczach Bayernu, ale wciąż przypomina politykę monachijskiego klubu, gdy był jeszcze w Borussii. Politykę, która bardzo mu się nie podobała. - Nie chcę mówić nic złego, ale kiedy byliśmy rywalami (w Bundeslidze) i kiedy kupowali naszych najlepszych zawodników, to przecież nie mogłem skakać z radości. Takie zachowanie nie było przyjemne. Nie byłem zadowolony. Mówiąc wprost, zaszłości pozostały, a teraz jest dobry sposób, aby znowu przechylić szalę na swoją stronę. Tym bardziej, że Klopp - jeszcze w czasach Mainz - był jednym z poważnych poważnych kandydatów do objęcia Bayernu, co niedawno opisał w jego biografii "Robimy hałas" Raphael Honigstein. Ostatecznie szefowie monachijskiego klubu wybrali innego Jürgena, Klinsmanna. Lewandowski - czas na odblokowanie w decydujących meczach LM Dla Roberta Lewandowskiego spotkanie na Anfield też będzie ważne, choć z jeszcze innych powodów. Polak jest najlepszym strzelcem w tegorocznej Lidze Mistrzów, z ośmioma golami, ale i tak ma coś do udowodnienia. Przed rokiem w fazie pucharowej nie odegrał istotnej roli. Nawet jeśli Bayern dotarł do półfinału, to bez wyraźnej pomocy Polaka. Zresztą, dotyczy to nie tylko ubiegłego sezonu. Zimowo-wiosenne mecze w Champions League od kilku lat są dla naszego kapitana doświadczeniem, o którym nie chciałby zanadto pamiętać, bo w zasadzie od słynnych czterech goli przeciwko Realowi nie zdarzyło się spotkanie - a było ich w sumie ponad dwadzieścia - aby jakaś bramka Lewandowskiego okazała się kluczowa dla awansu Bayernu. A w tym roku oczekiwania wobec najlepszego napastnika są jeszcze większe. Bo monachijczycy potrzebują zwycięstw w kryzysowym momencie sezonu; bo przy niepewnej sytuacji w Bundeslidze nie mogą sobie pozwolić na słabe występy na arenie europejskiej; bo wreszcie na tym etapie rozgrywek przeciwnik jeszcze nigdy nie był tak wymagający. Czy jednak Bayern, mający w tym sezonie niemałe kłopoty, jest w stanie przywieść z Liverpoolu korzystny wynik? Na Anfield na pewno nie pojawi się zawieszony za kartki Müller, ani kontuzjowani Tolisso i Robben. Nie w pełni sił jest też Boateng, więc trener Kovacz nie może na niego liczyć, a Ribery'emu właśnie urodziło się piąte dziecko (z niedzieli na poniedziałek), więc Francuz dołączył do ekipy dopiero wczoraj po nieprzespanej nocy i trudno sobie wyobrazić, aby wyszedł w pierwszym składzie. Ciągle największe szanse ma na to Coman, choć po ostatnim meczu w Augsburgu pojawiły się u niego problemy z lewą kostką i decyzja ma być podjęta dopiero dzisiaj. Obrona bez van Dijka. Z Fabinho? Sytuacja kadrowa Liverpoolu też nie jest idealna, bo choć ofensywa będzie najpewniej niezmieniona (mimo że Firmino złapał wirusa i nie trenował z zespołem), to poważny kłopot jest w defensywie. Obrona z van Dijkiem, a bez niego to dwie dość różne formacje. Tymczasem Holender musi pauzować za kartki. Z ostatnich informacji wynika również, że Lovren nie jest w pełni sprawny, co oznacza, że środek defensywy może być całkiem zmieniony, łącznie z przesunięciem tam Fabinho. Brazylijczyk był już wykorzystywany na tej pozycji (przed miesiącem z Brighton), w Monaco nierzadko występował na prawej obronie, ale jednak najlepiej czuje się jako defensywny pomocnik, więc eksperyment może być ciekawy. Także dla Roberta Lewandowskiego. Tak czy inaczej, trener Klopp musi rozsądnie gospodarować siłami, w tle wisi bowiem pytanie o priorytety. - Wiemy, że dla naszych kibiców ważniejsze jest mistrzostwo Anglii (którego Liverpool nie zdobył od 1990 roku - red.) niż zwycięstwo w Lidze Mistrzów. A dla nas? Na szczęście nie musimy o tym decydować - mówił dyplomatycznie przed meczem z Bayernem. Historia rywalizacji przemawia na korzyść "The Reds", choć aż trudno uwierzyć, że ostatni raz obydwie drużyny spotkały się w najważniejszym z europejskich pucharów w... 1981 roku. W półfinale lepszy okazał się Liverpool (0-0, 1-1). Dzisiaj ważniejsza jest jednak inna statystyka: na Anfield gospodarze nie przegrali już dziewiętnastu kolejnych meczów w europejskich pucharach. Jeśli seria zostanie przerwana, to będzie oznaczało, że Klopp znowu będzie musiał czekać na słodki rewanż z Bayernem. A może jednak nie? Zobacz zestaw par 1/8 finału Ligi Mistrzów Remigiusz Półtorak