Kluczowa dla postawy Legii była zmiana trenera. Pod wodzą Albańczyka Besnika Hasiego mistrzowie Polski wyraźnie zawodzili. W głównej mierze to on został obarczony winą za bolesną porażkę z Borussią Dortmund (0-6) 14 września. "To była katastrofa. Ale taka jest rzeczywistość gry na wysokim poziomie. Wiedzieliśmy, że bardzo ważne będzie pierwsze 20 minut. Mówiliśmy o tym przed meczem, ale po raz kolejny coś sobie mówimy, a potem co innego dzieje się na boisku. Nasi obrońcy nie stanęli na wysokości zadania" - mówił po meczu Hasi, który pozostawił po sobie opinie konfliktowego człowieka. Jego przeciwieństwem pod tym względem jest Jacek Magiera, który zastąpił Albańczyka. Magiera to oaza spokoju, ale jego asystentem jest inny były piłkarz "Wojskowych" Aleksandar Vukovic - wulkan energii. "Jak trzy miesiące temu wróciłem do Legii, to łapałem się za głowę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu atmosfera w klubie nie była dobra. Oprócz trenera Magiery świetną atmosferę zawdzięczamy jego asystentowi Vukoviciowi. Tworzą zgrany tandem" - mówił Miroslav Radovic. W debiucie na ławce trenerskiej mistrzów Polski, Magiera od razu został rzucony na "głęboką wodę". W drugiej kolejce fazy grupowej (27 września) "Wojskowi" przegrali w Lizbonie ze Sportingiem 0-2. "Wprawdzie po losowaniu grup LM uznawaliśmy Sporting za najsłabszego z naszych rywali, ale nie była to do końca prawidłowa ocena" - przyznał wówczas Bartosz Bereszyński. Trzy tygodnie później Legia jednak znowu musiała zagrać na wyjeździe, a jej rywalem był Real Madryt. Tym razem mistrzowie Polski ulegli 1-5, a na ulicach hiszpańskiej stolicy kibice warszawskiej drużyny wywołali burdy. Ta sprawa nie została jeszcze oceniona przez UEFA. Po tym spotkaniu Magiera nie był jednak pesymistą. "Do tej pory naszym podstawowym celem było zdobycie bramki. Teraz jest nim pierwsze zwycięstwo. Wracamy do Warszawy bogatsi o nowe doświadczenia" - mówił. Legia oprócz dotkliwych porażek miała jeszcze problem ze swoimi kibicami. Podczas meczu z Borussią przy Łazienkowskiej doszło do awantur na jednej z trybun stadionu. UEFA uznała mistrza Polski za winnego pięciu zarzutów: zamieszek na trybunach, odpalania rac, wrzucania przedmiotów na boisko, niedostatecznej organizacji oraz zablokowania dróg ewakuacyjnych. W efekcie spotkanie w Warszawie z Realem Madryt odbyło się przy pustych trybunach. Z tego powodu nastąpił rozłam we władzach klubu. Dariusz Mioduski wycofał się z bieżącej działalności Legii. 60-procentowy udziałowiec nie zgadzał się z działaniami dwóch pozostałych współwłaścicieli - Bogusława Leśnodorskiego, który pełni funkcję prezesa, oraz Macieja Wandzela. Kolejne dwa spotkania (z Realem Madryt u siebie i Borussią Dortmund na wyjeździe) były wyjątkowe. Podopieczni Magiery niespodziewanie zremisowali bowiem z "Królewskimi" przy pustych trybunach 3-3, a mieli szansę nawet wygrać, bo w końcówce prowadzili 3-2. Tym samym przed "Wojskowymi" pojawiła się szansa na zajęcie trzeciego miejsca w grupie F. "Nie przesadzajmy. Cieszmy się z tego wyniku. Mogliśmy pomarzyć, żeby przez ostatnie osiem minut utrzymać to prowadzenie, ale nie wolno zapominać, że graliśmy z Realem Madryt. Tak naprawdę wszyscy są bardzo zadowoleni z tego punktu" - mówił Michał Pazdan. W kolejnym spotkaniu z udziałem mistrza Polski padło kilka rekordów, bo Borussia wygrała u siebie 8-4. "Jeszcze nikt z nas nie uczestniczył w takim meczu. To było szalone spotkanie. Zagraliśmy otwarcie i straciliśmy aż osiem goli. Jednak strzeliliśmy również cztery. Nie musimy wstydzić się tego meczu, bo pokazaliśmy nieco swojego potencjału ofensywnego" - tłumaczył Jakub Rzeźniczak. Przed ostatnią kolejką fazy grupowej Legia i Sporting nie miały szans na awans do kolejnej fazy Champions League. Między sobą miały rozstrzygnąć losy trzeciego miejsca w grupie F. Żeby awansować na tę pozycję i tym samym w lutym zagrać w 1/16 finału Ligi Europejskiej, "Wojskowi" musieli wygrać. Dokonali tego po trafieniu Guilherme w 30. minucie. "To dla mnie niesamowity wieczór, mecz i najważniejsza bramka w życiu. Trafiliśmy do wyjątkowo ciężkiej grupy, ale od początku wierzyłem, że będziemy w stanie zająć to trzecie miejsce" - mówił po tym spotkaniu szczęśliwy Brazylijczyk. W poniedziałek odbędzie się losowanie par 1/16 finału Ligi Europejskiej. Wśród potencjalnych rywali są znane kluby. "Przed losowaniem Ligi Mistrzów życzyłem sobie trafienia do grupy z Realem Madryt i tak się stało. Teraz chciałbym trafić na Manchester United" - skwitował Arkadiusz Malarz. Właśnie zespół "Czerwonych Diabłów" najczęściej przewija się w życzeniach legionistów odnośnie rywala w 1/16 finału LE. W szatni stołecznego zespołu żartowano już na temat ewentualnego pojedynku napastników Zlatana Ibrahimovicia z Aleksandarem Prijoviciem (obaj są podobni do siebie pod względem fizycznym). "Manchester United byłby wymarzonym rywalem. Chcemy rywalizować z mocnymi zespołami, tak jak miało to miejsce w fazie grupowej. Były już żarty z ewentualnego pojedynku Zlatan kontra Zlatan. Nasz mógłby strzelić więcej, ale nie wiem czy ten szwedzki pogodziłby się z tym" - przyznał Michał Kopczyński. Marcin Cholewiński