PAP: Finał Ligi Mistrzów, wygrany z Paris Saint-Germain 1-0, nie był porywającym widowiskiem, ale to chyba nie ma żadnego znaczenia dla Bayernu i zwłaszcza Roberta Lewandowskiego, który wreszcie spełnił swoje marzenie. Na dodatek z 15 golami został królem strzelców. Zbigniew Boniek: - Nie zgodzę się z opinią dotyczącą finału. Uważam, że był bardzo ciekawy, na wysokim poziomie. Były okazje pod jedną i drugą bramką. Przed meczem powiedziałem, że dla mnie lekkim faworytem jest Bayern, bo jednak ta niemiecka kindersztuba i mentalność bardziej mnie przekonywały niż ten "szampan francusko-brazylijski". I wydaje mi się, że finał to potwierdził. Bo ja uważam, że gdyby Lewandowski grał na środku ataku PSG, to dzisiaj paryżanie byliby triumfatorami Ligi Mistrzów. Mieli swoje okazje... - No właśnie, dwie-trzy sytuacje, które można było spokojnie wykorzystać. Choćby okazja Kyliana Mbappe. Natomiast dobrze, że wygrał Bayern. Nie dlatego, że jestem wielkim fanem tego klubu, lecz dlatego, że jestem wielkim kibicem Roberta Lewandowskiego. I cieszę się, że w końcu do swojej gabloty może włożyć coś bardzo ważnego, a może nawet najważniejszego na poziomie międzynarodowym. W pełni na to zasłużył. Pracą, determinacją, uporem, umiejętnością poprawienia swojej klasy sportowej. Widzieliśmy wczoraj Roberta naprawdę szczęśliwego - z tego, że spełniło mu się w życiu coś, o czym marzył. Patrząc na drogę do finału, można chyba śmiało stwierdzić, że tytuł trafił we właściwe ręce. Bayern zdominował te rozgrywki, np. w ćwierćfinale pokonał Barcelonę 8-2. - Żadna drużyna nie zasłużyła na ten tytuł tak bardzo jak Bayern. Jedenaście meczów i jedenaście zwycięstw. Lewandowski grał w 10 spotkaniach, a w dziewięciu strzelał gole. Wydaje mi się, że jakikolwiek inny wynik byłby zaskoczeniem. To otwiera nowe horyzonty przed Bayernem i Robertem. Muszę powiedzieć, że wykorzystali ten specyficzny czas pandemii jak najlepiej, bo pamiętam, że nawet po wznowieniu rozgrywek w Niemczech byli już szalenie mocni. Widać było, że potrafili z tym COVID-19 żyć. Umieli się dostosować do tego i zwyciężyli całkowicie zasłużenie. Bundesliga wznowiła rozgrywki 16 maja, jako pierwsza z silnych lig w Europie. Zresztą treningi, początkowo w drobnym wymiarze, Bayern rozpoczął już ponad miesiąc wcześniej. Dzięki temu skończył sezon długo przed decydującą fazą Ligi Mistrzów i piłkarze mogli nawet odpocząć na urlopach. Sądzi pan, że to dało im przewagę nad rywalami w LM? - Nie wiem. Trudno mi odpowiedzieć. Na pewno okazali się najlepszą drużyną. Mogę mówić tylko o faktach. Wiadomo, w sporcie lubimy niespodzianki, ale tutaj takiej nie było. Wygrał, podkreślam, zespół najlepszy. Robert Lewandowski został piątym Polakiem, który zdobył Puchar Europy (jeden z nich, Tomasz Kuszczak, nie zagrał w finale), ale dopiero drugim, po panu, który nie jest bramkarzem. Pan wywalczył ten sukces w 1985 roku z Juventusem Turyn. Trochę musieliśmy czekać... - Miejmy nadzieję, że na kolejnego polskiego gracza z pola triumfującego w Champions League nie będziemy musieli czekać 35 lat. Absolutnie jestem dumny z Lewandowskiego. Na pewno nie było mu łatwo. Jakieś dwa lata temu słyszałem głosy z jego dawnego otoczenia, że Robert już może bardziej będzie myślał o biznesach itd... W Polsce ludzi znających się na wszystkim jest wielu, ale Robert konsekwentnie robi swoje. Upór, praca, ambicja i talent przełożyły się na to, czego dokonał. Cieszę się, że to on triumfował w Champions League. Będzie mi przyjemnie, jeśli ktoś to wkrótce powtórzy. Może Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński, Arkadiusz Milik? Mamy trochę piłkarzy na takim poziomie, którzy mogą grać w tak silnych drużynach. Poza tym pamiętajmy - dzieciaki uprawiające sport muszą mieć idola i z kimś się identyfikować. Ten przykład, fenomen Lewandowskiego, jest bardzo dobry dla młodych chłopców, jeżeli chodzi o samozaparcie, chęć zrobienia czegoś w piłce. Kto w przyszłości będzie Lewandowskim - nie wiem. Ale śnić o tym i mieć przed sobą cel jest fantastyczne.