Jak się okazuje, w przerwie, gdy sytuacja była niemal beznadziejna, Argentyńczyk nie mówił wcale, że "trzeba się podnieść", że "jest jeszcze 45 minut, więc dużo czasu na walkę", wjechał wprost na ambicję piłkarzy, których tak dobrze zna, po kilku latach wspólnej pracy i po wielu przejściach. - Pokazaliśmy osobowość i charakter, na wzór naszego trenera. Jak przyszedł do szatni w przerwie, to powiedział nam wprost, że "możemy już rezerwować bilety na powrót do domu", bo z taką grą jak "w pierwszej połowie, która była w naszym wykonaniu beznadziejna" nie mamy czego szukać - powiedział Lloris. Podziałało. Po przerwie Tottenham nie tylko odrobił dwa gole straty, ale w niemal ostatniej minucie przechylił jeszcze szalę awansu na swoją korzyść, za sprawą fenomenalnego Lucasa, strzelca klasycznego hat-tricka. - Ale tak naprawdę największe zasługi należą się trenerowi. Na co dzień nie jest łatwo. Ciężko trenujemy. I właśnie w takim meczu pokazaliśmy, że drużyna jest szczególnie silna, gdy stoi już pod ścianą. To on nam przekazał takiego ducha walki - przyznał francuski kapitan londyńczyków. Przypomnijmy, że to jedyny zawodnik, który wystąpi w drugim z kolei wielkim finale piłkarskim. Przed rokiem zagrał w decydującym spotkaniu na mundialu, jako pierwszy wznosząc puchar dla mistrzów świata, teraz ma szansę na historyczne osiągnięcie w Lidze Mistrzów. Tym razem w klubie. Także po raz pierwszy. RP Zobacz wyniki Ligi Mistrzów