FC Barcelona znakomicie rozpoczęła ćwierćfinałowy rewanż z PSG. Już w 12. minucie Raphinha wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Tyle że 17. minut później wszystko zaczęło się sypać. Ronald Araujo otrzymał bowiem czerwoną kartkę za faul na Bradley'u Barcoli, co znacząco osłabiło zespół. Goście diametralnie przejęli kontrolę na boisku i strzelali kolejne gole. Mocno dyskusyjna ocena sędziego. Ilkay Guendogan padł w polu karnym W 29. minucie spotkania Ronald Araujo otrzymał czerwoną kartkę po tym, jak delikatnie szarpnął rywala, który upadł na murawę. Wydaje się, że znacznie bardziej stykowa sytuacja miała miejsce w 64. minucie. Wówczas Ilakay Guendogan wpadł w pole karne PSG i został przewrócony przez Marquinhosa. Na ujęciach tej sytuacji można było zobaczyć, jak mocno pracuje łokieć kapitana gości, ale sędzia Istvan Kovacs nie zdecydował się wskazać na 11. metr, co wywołało protesty piłkarzy "Blaugrany". W pomeczowym studio Ligi Mistrzów Tomasz Hajto ocenił, że jego zdaniem Barcelonie należał się rzut karny. - Ja widziałem w powtórkach, że jest ewidentnie trącony. Sędzia zlekceważył tę sytuację przy VAR-ze kompletnie - powiedział ekspert Polsatu Sport. Niewykluczone, że sędzia powinien zareagować inaczej i podyktować rzut karny dla FC Barcelony, który całkiem możliwe zostałby wykonany przez Roberta Lewandowskiego. Gdyby Polak trafił, losy spotkania mogłyby potoczyć się inaczej, choć patrząc na to, ile ostatecznie wygrali paryżanie, o utrzymanie przewagi z pierwszego meczu Polakowi i jego kolegom byłoby niezwykle ciężko. Ostatecznie ta sytuacja spowodowała fatalny ciąg wydarzeń dla Barcy. Nie dość, że kilka minut wcześniej Xavi po raz kolejny w tym sezonie wyleciał na trybuny, to bezpośrednio po niej wściekłości nie krył jego asystent, za co obejrzał czerwoną kartkę, czym nie pomógł zawodnikom. Mecz zakończył się porażką FC Barcelony aż 1:4. PSG awansowało zatem do półfinału, w którym zmierzy się Borussią Dormund. W rewanżu ekipa z Niemiec pokonała inny hiszpański zespół, a konkretnie Atletico Madryt 4:2.