W środę w Moskwie cieszył się z triumfu "Czerwonych Diabłów" w Lidze Mistrzów (po meczu zakończonym remisem 1:1 - 6:5 w rzutach karnych z Chelsea Londyn). Niespełna 40 godzin później dołączył do kolegów z reprezentacji przygotowujących się do ME. Przyjechał na stadion, niemal prosto z lotniska, podczas piątkowego sparingu ze szwajcarskim SV Schaffhausen (1:0). Był tego dnia najbardziej obleganym przez kibiców polskim piłkarzem, także dlatego, że na ławce rezerwowych zasiadł w "cywilnym" ubraniu. Zdobywca Pucharu Europy wtopił się w tłum fanów, rozdając wiele autografów i pozując do zdjęć. "Koniec świętowania, od soboty do pracy" - powiedział pięciokrotny reprezentant Polski. Boniek, Młynarczyk, Dudek i Kuszczak - tylko czterech polskich piłkarzy zdobyło Puchar Europy. Jakie to uczucie? - Fajne, tym bardziej, że w drodze do finału zagrałem w kilku meczach Champions League. Każdy piłkarz marzy, by zasmakować podobnych chwil. Z rundy na rundę rosła presja, ciśnienie, a sam finał ze względu na swoją dramaturgię, niesamowity poziom emocji będę wspominał do końca życia. To nieprawdopodobne jak niewiele dzieli porażkę od zwycięstwa. Po pudle Cristiano Ronaldo i przed strzałem Johna Terry'ego byliśmy w piłkarskim piekle, by chwilę później trafić do nieba. Takie momenty sprawiają, że czuje się ogromną satysfakcją z tego, co się robi, choć czasami bywa ostro pod górkę. Jak uczcił Pan sukces? - Szczerze mówiąc nie było na to czasu. Mecz skończył się późno w nocy. Zjedliśmy kolację i tyle. Ot, całe świętowanie. Mam nadzieję, że to trofeum i cały udany sezon uczczę z narzeczoną na urlopie. Teraz przede mną kolejne wyzwanie - mistrzostwa Europy. Zmęczenie nie dokucza? - Trochę, choć po takich zwycięstwach, jak w środę człowiek szybciej dochodzi do siebie. Ktoś powie, że rozegrałem w tym sezonie tylko 18 spotkań, ale przecież ciągle byłem w gotowości. Treningi, zgrupowania, mecze - trudno o chwilę wytchnienia. Zresztą wszyscy kadrowicze są w podobnej sytuacji -ciągle w rozjazdach. Przydałoby się kilka dni wolnego, ale trener Beenhakker chciał, bym już w piątek dołączył do drużyny, więc jestem. Z jakimi nadziejami i oczekiwaniami stawił się na Pan na zgrupowaniu? - Jak zawsze, tu nic się nie zmienia. Przyjeżdżam na kadrę, by walczyć o miejsce w bramce. Zresztą każdy z piłkarzy, którzy są w Donaueschingen mają taki sam cel. Nikt nie chce jechać do domu przed mistrzostwami, czy siedzieć na ławie podczas turnieju, nikt miejsca w zespole nie odda za darmo. Nic mnie w tym względzie nie różni od kolegów. Rozmawiał w Donaueschingen: Paweł Puchalski, PAP