Jose Mourinho zbierał do wczoraj hołdy za pomysł przesunięcia Pepe do pomocy. Portugalski stoper był bohaterem nie tylko w Gran Derbi w lidze (1-1), ale przede wszystkim w finale Pucharu Króla. To właśnie on ucieleśniał metodę na Barcelonę, którą odkrył trener Realu. Siła, waleczność, determinacja i poświęcenie - tymi atutami Portugalczyka "żywił" się cały zespół. Pokazał, że jest niezrównoważony Tuż przed trzecim kwietniowym Gran Derbi, tym razem w półfinale Champions League ogłoszono oficjalnie, że po wielomiesięcznych targach Real przedłużył z Pepe kontrakt. Florentino Perez zgodził się, by jego zarobki wzrosły z 1,8 mln euro netto za sezon, do 4 mln. Umowę podpisano do 2015 roku. Trzeba było postawić kropkę nad "i" potwierdzając, że było warto. Po dwóch znakomitych meczach przeciw Barcelonie, Pepe znowu pokazał jednak, że jest graczem niezrównoważonym. Atak na Daniego Alvesa daleko od bramki Ikera Casillasa był czymś tak samo nieracjonalnym, jak jego zachowanie w słynnym meczu z Getafe w kwietniu 2009 roku, podczas którego brutalnie sfaulował Javiego Casquero, uderzył w twarz Juana Albina i schodząc z czerwoną kartką zwymyślał sędziów. Jeśli ktoś uważa, że przez dwa lata Pepe z tego wyrósł, powinien przypomnieć sobie niedawny mecz Ligi Mistrzów z Olympique Lyon, gdy Portugalczyk kopnął w twarz obrońcę Aly'ego Cissokho, ale miał szczęście, bo przeoczył to arbiter. "Kto Pepem wojuje, od Pepe ginie" - można dziś powiedzieć Jose Mourinho. Leo Messi bohaterem? Oczywiście Pepe nie był jedynym "bohaterem" meczu na Bernabeu. Ale to czerwona kartka dla niego zburzyła scenariusz, w którym żadna ze stron nie umiała wziąć byka za rogi. Obie drużyny sparaliżowane strachem poruszały się po boisku jak muchy w smole. Ustawieni głęboko pod bramką gospodarze ruszali do przodu wyłącznie przy rzutach wolnych i rożnych starając się wykorzystać przewagę fizyczną. Ich prosta taktyka ocierała się wręcz o trywialną, ale i tak zdawali się być groźniejsi niż goście. Odkąd Pep Guardiola prowadzi Barcelonę jego piłkarze nigdy nie mieli tak spętanych nóg jak wczoraj. Katalońskie trwanie przy piłce mogło być nagradzane wyłącznie wynikiem 0-0. Iker Casillas stał między słupkami całkowicie bezczynnie. Do chwili aż Pepe dał Katalończykom zielone światło do zwycięstwa. Czy bohaterem meczu jest Leo Messi? Na pewno. Do momentu, gdy drużyny grały w pełnych składach wpływ Argentyńczyka na przebieg wydarzeń na boisku był jednak zdecydowanie mizerny. Wiele strat, przegranych dryblingów, najlepszy piłkarz świata rozwinął skrzydła dopiero, gdy Barcelona grała w liczebnej przewadze. Cichym bohaterem Katalończyków jest Ibrahim Afelay, który zastąpił Pedro przegrywającego większość indywidualnych pojedynków z Marcelo. Holender kosztował Barcę 10 razy mniej niż Pepe Real Madryt (3 mln euro). Dotąd popisywał się raczej brakiem zrozumienia z kolegami, ale wczoraj jedną akcją unieważnił to wszystko. Guardiola westernowym szeryfem Postacią nr 1 jest jednak Pep Guardiola. Kiedy dzień przed meczem wrócił z konferencji prasowej na Bernabeu po wywołaniu "solówki" Jose Mourinho, piłkarze wiernie czekając przy kolacji powitali go owacją na stojąco. Dla nich okazał się przywódcą na czas wojny, westernowym szeryfem gotowym nie tylko liderować im przy grze w piłkę, ale zdolnym poprowadzić do przepychanek, kopaniny i bitwy na łokcie. Barca nie zagrała wczoraj wielkiego meczu, ale na pewno odniosła wielkie zwycięstwo. Chyba najsłodsze od czasu, gdy trzy lata temu Pep stanął na jej czele. Katalończycy są o krok od finału Champions League na Wembley. Jeśli za pięć dni dokonają formalności na Camp Nou, zmierzą się w nim z Manchesterem United (rewanż za 2009 rok). I mimo wysiłków Jose Mourinho, fani futbolu przekonają się, że jeden, niezawodny sposób na zwyciężanie w piłce nie istnieje. Bez względu na to ile krzywd i spisków przeciw sobie i swojej drużynie zdemaskuje. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz skrót meczu: