Niewiele brakło, by to nie FC Kopenhaga, a Raków Częstochowa wystąpił w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Ekipa mistrza Polski była równorzędnym rywalem dla Duńczyków w ostatniej fazie eliminacji, lecz ostatecznie to zespół, w którym występuje Kamil Grabara był w dwumeczu lepszy o jedno trafienie. Podczas losowania Kopenhaga trafiła do niezwykle wymagającej grupy z Bayernem Monachium i Manchesterem United, ale walkę od awans rozpoczęła od starcia z teoretycznie najmniej wymagającym rywalem - turecką ekipą Galatasaray. Wielkie problemy Probierza w reprezentacji Polski już na starcie. Padły znamienne słowa, "jest źle" FC Kopenhaga prowadziła już 2:0, Grabara dwukrotnie skapitulował w końcówce Pierwszy warty odnotowania akcent wydarzył się jeszcze przed meczem, gdy Kamil Grabara wybiegł na rozgrzewkę. Po wejściu na murawę przywitały go gwizdy. Była to reakcja tureckich kibiców na słowa, jakie polski bramkarz wypowiedział przed spotkaniem na ich temat. Takie powitanie nie zdeprymowało jednak Polaka, a i jego koledzy stanęli na wysokości zadania. W efekcie schodzili na przerwę prowadząc 1:0. Bramkę zdobył w 35. minucie Mohamed Elyounoussi, który świetnie odnalazł się podczas zamieszania w polu karnym, przyjął piłkę na klatkę piersiową, po czym huknął nie do obrony. W 58. minucie po błyskotliwej akcji gości zrobiło się 2:0, gdy do siatki trafił Diogo Goncalves. Na kilkanaście minut przed końcem po obejrzeniu drugiej żółtej kartki z boiska wyleciał prawy obrońca Kopenhagi - Elias Jelert. Piłkarze Galatasaray wykorzystali grę w przewadze w 86. minucie, gdy nadzieję na remis dał gospodarzom Sacha Boey. Piłka po jego uderzeniu trafiła w "okienko" bramki, tuż nad rękami interweniującego Kamila Grabary. Turecka ekipa poszła za ciosem. Po dwóch minutach genialnym strzałem z powietrza popisał się Brazylijczyk Tete. Piłka wpadła do bramki tuż obok słupka i... dłoni Kamila Grabary, który wyciągnął się w stronę futbolówki, lecz nie był w stanie trącić jej końcówkami palców. Kolejne bramki już nie padły. Mecz zakończył się podziałem punktów. Kolejny błysk Roberta Lewandowskiego, a potem te słowa. Jasne stanowisko ws. Polaka