Zamiast bitwy polsko-polskiej na wzgórzu Montjuic o finał Ligi Mistrzów, w tym wielkim widowisku rola biało-czerwonych była co najwyżej drugoplanowa. Gdy okazało się, że to Inter z Barceloną powalczą o ukoronowanie tego sezonu w Monachium, mogliśmy nieśmiało marzyć nawet o czterech polskich historiach półfinałowego dwumeczu. I to nie byle jakich. Niestety, na marzeniach się skończyło. Występ żadnego z polskiej czwórki nie zostanie zapamiętany. Zalewski przebywał na boisku tyle, co kontuzjowany Lewandowski. Szczęsny zagrał rolę maksymalnie drugoplanową, a Zieliński - zaledwie epizod. Nicola miał świetne wejście do Interu po transferze z Romy. Wydawało się, że będzie ważnym jokerem w talii Simone Inzaghiego. W tym miesiącu może nie zachwycał, ale pojawił się na pół godziny w obu półfinałach z Milanem w Pucharze Włoch, podobnie zresztą jak z Parmą czy kilka dni temu z Romą, a mecz z Cagliari zaczął od pierwszej minuty. Jego rzeczywistą pozycję w drużynie chyba lepiej odzwierciedla jednak Liga Mistrzów. Tu jego licznik zatrzymał się na minucie - w ćwierćfinałowym dwumeczu z Bayernem wszedł tylko raz, na doliczony czas gry. Simone Inzaghi do boju na końcowe dwanaście minut wypuścił Zielińskiego. Niestety, Piotrek nie zdołał wymienić w tym czasie nawet jednego celnego podania. Miał jedno niecelne, do tego jedną stratę. I to w zasadzie tyle. Ostatnio długo leczył kontuzję i dobrze, że wrócił do zdrowia, ale póki co - na etapie pierwszego półfinału Champions League - wyłącznie jako statysta. Tylko mignął na ekranie. Z Wojciechem Szczęsnym Barcelona długo była niepokonana, forma byłego reprezentanta Polski rosła z każdym meczem, poznał nawet smak zdobycia nagrody MVP jednego z nich. W stolicy Katalonii z Interem zagrał cały mecz, stąd największa rola, ale też niestety niemal niczym się nie wykazał. Wojtek obronił tyle strzałów, ile "Zielu" miał dokładnych podań, Nicola minut, a "Lewy" goli. Zero. Najlepszą interwencją bramkarza Barcelony było wysokie wyjście z bramki, czym skutecznie zablokował prostopadłe podanie i potencjalną okazję sam na sam napastnika Interu. Przy drugim i trzecim golu Polak nie miał nic do powiedzenia. Przy pierwszym być może też, choć czas reakcji przy niespodziewanym strzale piętą pewnie mógł być nieco lepszy. Dobrze, że milimetrowy spalony uratował go przed utratą czwartej. Jedno jest pewne: fakt, że Inter dochodził do aż tak dobrych sytuacji, gorzej świadczy o postawie kolegów z linii defensywy niż bramkarzu. Lewandowski jeszcze z szansą na koronę króla strzelców. Nie będzie to jednak proste zadanie O nieobecnych mówi się albo wcale, albo dobrze. Na przykład: "dobrze, że go tu nie ma". Oby w Barcelonie nie doszli do tego wniosku w kontekście Roberta Lewandowskiego. Lider klasyfikacji strzelców La Liga będzie miał trudno powalczyć o koronę króla strzelców Champions League. Jego występ w rewanżu na ten moment jest mało prawdopodobny, a przecież nie jest powiedziane, że od razu po kontuzji wskoczy do pierwszego składu. Ostatnie mecze Barcelony oglądałem również pod tym kątem. Owszem, są momenty, w których przydałby się w pierwszej linii drużyny Hansiego Flicka ktoś silniejszy, przestawiający stoperów, zgrywający trudne piłki, ale Ferran Torres pokazał, że istnieje życie bez Lewego. Strzelił bramkę w finale Pucharu Króla z Realem Madryt na wagę dogrywki, trafił też z Interem świetnie urywając się obrońcy. Wydaje się bardziej pasować do katalońskiego stylu gry. Jest bardziej ruchliwy, wychodzi do grania, robiąc miejsce za plecami obrońców na wbiegnięcia do prostopadłych podań. Może warto będzie zmieścić ich obu na placu gry? Na "dziesiątce" Dani Olmo ma genialne, ale tylko przebłyski. Gavi i Fermin Lopez nie są na tym poziomie, co wspomniani napastnicy, a także skrzydłowi. Raphinha miał młotek w nodze i huknął, wykorzystując obramowanie bramki i bramkarza do strzelenia gola jak kiedyś Jacek Krzynówek z Portugalią czy Realem Madryt. Lamine Yamal? Tym meczem pożegnał swój słabszy okres. Technikę, szybkość, błyskotliwość, drybling - to miał zawsze. Ostatnio kulała decyzyjność i brak chłodnej głowy. Bardzo rzadko podawał zwłaszcza do lepiej ustawionego Lewandowskiego. Ale z Interem był już genialny. Pierwsza bramka - stadiony świata, a kilka razy zakręcił Di Marco tak, że mogliśmy oczekiwać zmiany Zalewskiego. Jeszcze nie jest pełnoletni, a już ma 100 meczów w barwach Barcelony. Jest pełnoprawnym mistrzem Europy, a za chwilę może do Pucharu Hiszpanii dołożyć mistrzostwo i Ligę Mistrzów, od których jest o krok. Inter zaskoczył FC Barcelona. To oni byli jego głównymi bohaterami Ale najlepszy tego dnia był jednak Inter. Jako monolit, kolektyw. Mimo kryzysu, trzech porażek z rzędu, zdołał przywieźć remis ze stadionu lidera ligi hiszpańskiej. I to w świetnym stylu, strzelając trzy bramki. Denzel Dumfries zagrał chyba swój najlepszy mecz w karierze. Panował pod bramką Szczęsnego i panował w powietrzu (5/5 pojedynków w górze wygranych). Ale świetny był też Marcus Thuram, no i Yann Sommer między słupkami. 7 obronionych strzałów, niezłe wyprowadzenie (8 na 10 celnych długich piłek, przy 1 na 5 Szczęsnego). To był kosmiczny spektakl, godny walki o finał Ligi Mistrzów. Sześć goli, mnóstwo okazji pod obiema bramkami i niepewność do ostatniego gwizdka sędziego, kto skończy to spotkanie zwycięsko. Scenariusz przed rewanżem - idealny. Do pełni kibicowskiego szczęścia brakuje tylko tego, by w nim nieco większe, bardziej pozytywne role do odegrania mieli Polacy.