Wtorkowe spotkanie Ligi Mistrzów Chelsea - BVB sędziowali holenderscy arbitrzy, którymi dowodził Danny Makkelie. To doświadczony arbiter, który sędziował m.in. na ostatnim mundialu, choć jego decyzje bywają kontrowersyjne i szeroko krytykowane, jak np. rzut karny w meczu Polska - Argentyna. Co ciekawe, we wtorek obserwatorem pracy sędziów z ramienia UEFA był Tomasz Mikulski, szef polskich arbitrów. Sędziowie meczu Chelsea - BVB pod lupą. Popełnili błędy? Holenderscy sędziowie musieli zmierzyć się z pierwszą kontrowersją już na początku spotkania, a dokładniej mówiąc w 8. minucie. To właśnie wtedy Kai Havertz po otrzymaniu prostopadłej piłki, pędził sam na sam z bramkarzem. W pogoni za nim ruszyło dwóch defensorów BVB. Emre Can po dogonieniu przeciwnika, próbował wybić mu piłkę, choć nie miał na to najmniejszych szans, gdyż ta była zbyt daleko. W efekcie trącił Havertza, który wytrącony z równowagi oddał bardzo niecelny strzał na bramkę, jednocześnie upadając na murawę. Całe zdarzenie miało miejsce już w polu karnym, a zatem nie ma co się dziwić, że sytuacja wzbudziła spore dyskusje, gdyż gospodarze domagali się rzutu karnego i kary indywidualnej dla Cana. Zawodnik Chelsea był bardzo rozpędzony, a w takich sytuacjach wystarczy drobny kontakt, by wytrącić kogoś z równowagi. Piłka nożna to sport kontaktowy i sędzia mógł ocenić to, jako dozwolony atak. Uważam jednak, że siła była na tyle duża, że wpłynęła na przeciwnika, co dobrze obrazują powtórki. W związku z tym, Chelsea należał się rzut karny, a Emre Can powinien otrzymać karę indywidualną w postaci żółtej kartki za przerwanie korzystnej akcji - defensor BVB nie miał szans na walkę o piłkę, gdyż był za daleko. Dlaczego zatem sędzia VAR Pol Van Boekel nie reagował? Prawdopodobnie arbitrzy uznali to za dozwolony atak, co jest mocno kontrowersyjną interpretacją. O wspomnianym arbitrze VAR było już głośno w tej edycji Ligi Mistrzów, gdy pełnił tę samą funkcję w meczach FC Barcelony. Najpierw w spotkaniu z Bayernem Monachium nie dostrzegł kopnięcia na rzut karny, a następnie w meczu z Interem nie podjął interwencji gdy w 90. minucie było zagranie piłki ręką, za które Barcelonie należała się "jedenastka". Liga Mistrzów. Kontrowersyjny rzut karny dla Chelsea. Niemcy z pretensjami W pierwszej minucie drugiej połowy po interwencji VAR został podyktowany rzut karny dla Chelsea. Ben Chilwell z bocznego sektora boiska dośrodkował piłkę w pole karne. Ta po przeleceniu 2-3 metrów, trafiła w wystawioną rękę Mariusa Wolfa. Sędzia Danny Makkelie oglądając powtórki na monitorze VAR nie miał wątpliwości i wskazał na "wapno". Decyzja sędziego została skrytykowana, zwłaszcza w niemieckich mediach. Przyznać jednak należy, że ręka Mariusa Wolfa była zdecydowanie wystawiona w bok i powiększyła nienaturalnie obrys ciała. Zgodnie z wytycznymi UEFA, takie sytuacje powinny być traktowane jako przewinienia. Jedynym argumentem, który może sugerować błędną decyzję, jest bardzo bliska odległość. W tej sytuacji nie ma jednak ona dużego znaczenia, gdyż ręka była naprawdę nienaturalnie wystawiona w bok, a tak przecież nie gra się w piłkę - zwłaszcza defensor, który znajduje się we własnym polu karnym. Do wykonania rzutu karnego podszedł Kai Havertz, który spudłował i trafił w słupek. Futbolówka odbiła się w kierunku zawodników, którzy wbiegli w pole karne. Tam dopadł do niej jeden z piłkarzy BVB, który wybił piłkę i oddalił zagrożenie. Po kilku sekundach, arbiter Danny Makkelie otrzymał podpowiedź od kolegów VAR, którzy nakazali mu powtórzenie wykonania "jedenastki". Powtórzony rzut karny w meczu Chelsea - BVB. Dlaczego sędziowie podjęli taką decyzję? Decyzja ta była prawidłowa, gdyż na powtórkach dokładnie widać, że kilku zawodników zarówno Chelsea, jak i BVB przedwcześnie wbiegło w obręb "szesnastki". Zgodnie z przepisami gry, w takich sytuacjach należy powtórzyć wykonanie rzutu karnego, gdyż jeden z piłkarzy BVB poprzez zbyt szybkie wbiegnięcie osiągnął korzyść w postaci możliwości wybicia piłki, odbitej od słupka, tym samym wpływając na grę. Gdyby po odbiciu od słupka, piłka wyszłaby za linię, wówczas rzutu karnego nie należy powtarzać. Warto pamiętać, że nie ma znaczenia, kto wbiega pierwszy w pole karne. Liczy się tylko moment zagrania piłki przez wykonawcę "jedenastki". Do powtórzonego rzutu karnego ponownie podszedł Kai Havertz, który tym razem pewnie pokonał bramkarza BVB i wyprowadził Chelsea na prowadzenie 2:0, ustalając tym samym ostateczny wynik spotkania.