Mimo "gorzkiego" remisu Barcelony na Emirates Pep Guardiola był zachwycony. "Tak dobrze jak w pierwszej połowie nie graliśmy nigdy" - ocenił, choć jego drużyna nie potrafiła wykorzystać ani jednej z niezliczonych szans na gola. Zlatan Ibrahimović brylował w tym czasie w posyłaniu piłek panu Bogu w okno, a jednak, gdy przewaga gości osłabła, został gwiazdą wieczoru. Dla Szweda wymiana z Samuelem Eto'o okazała się nadzwyczajnie trafiona, w fazie pucharowej Champions League, w której wcześniej nie zdobył gola, teraz jest najskuteczniejszym graczem Barcelony (trzy bramki). Nie wynosiłbym jednak Szweda ponad wszystkich, tak jak nie potępiam Manuela Almunii za dwa błędy przy jego strzałach. Bramkarz Arsenalu dokonywał cudów w pierwszej połowie, już wtedy ratując drużynę od nieszczęścia. Bohaterem okazał się jednak jedyny Anglik w składzie Arsenalu, rezerwowy Theo Walcott, który potrafił wykorzystać fakt, że dominujący bezwzględnie obrońca tytułu na 25 minut przed końcem gry poczuł się półfinalistą (tak samo jak drugi z potentatów Manchester United już w 2. min meczu w Monachium). W odróżnieniu od drużyny Aleksa Fergusona Barca dała jednak pokaz siły na Emirates. Okazała się też niezależna od formy swojej sztandarowej gwiazdy. Leo Messi zagrał słabszy mecz, ale zespół i tak funkcjonował harmonijnie - wielkim dowódcą był wracający po kontuzji Xavi. Strata obu podstawowych stoperów (Pique i Puyola) jest bolesna, przed rewanżem wątpliwości nie budzi kandydatura Gabriela Milito, z drugim środkowym obrońcą trener Barcy będzie miał kłopot. Czy postawi na wolnego Marqueza, czy wycofa z pomocy Yaya Toure (tak jak w ubiegłym sezonie) na pewno sytuację ułatwi mu nieco powrót do gry lewego obrońcy Erica Abidala. Walczący nie tylko o półfinał, ale i o mistrzostwo Anglii Arsenal straciła Cesca Fabregasa prawdopodobnie do końca sezonu. Hiszpan zagrał z urazem kolana, który przy wykonywaniu karnego się pogłębił. Zagrożony jest nawet jego udział na mundialu w RPA. "Przewiduję najgorsze" - powiedział po meczu. Arsene Wenger stracił też do końca sezonu nieocenionego stopera Williama Gallasa, ale ten remis na Emirates był w jakimś sensie przełomowy także dla Arsenalu cierpiącego chronicznie na kompleks wielkich rywali. Po raz pierwszy w tym sezonie zespół Wengera potrafił odwrócić losy starcia z potentatem. Kiedy w Premier League tracił bramki z Manchesterem lub Chelsea, nie był w stanie zareagować. Wenger wierzy w awans - więcej atutów ma jednak Barca, w ostatnich latach nie odpadała z Champions League remisując wyjazdowe spotkanie. Przeciwnie: gra na Camp Nou była w fazie pucharowej jej wielkim atutem: w ubiegłym sezonie łatwo rozprawiła się tam z Lyonem (5-2) i Bayernem (4-0), a niedawno ze Stuttgartem (4-0). "Kanonierzy" będą jednak rywalem najbardziej wymagającym, już wczoraj pokazali klasę i charakter. Na Camp Nou niewiele mają do stracenia: to dla Barcy pożegnanie z Champions League na cztery dni przed Gran Derbi, byłoby koszmarem. Jeśli chłopaki Wengera nie dadzą jednak rady obrońcy trofeum, jedyną angielską nadzieją pozostaje Manchester United, który w Monachium stracił dwa gole i na dwa tygodnie Wayne'a Rooneya (uraz stawu skokowego). Najlepszej drużynie Europy ostatnich trzech lat na Old Trafford wystarczy 1-0, ale Niemcy przyjadą na Wyspy zbudowani zwycięstwem i prawdopodobnie powrotem Robbena. Półfinał dla United wydaje się dziś znacznie mniej oczywisty niż dwa dni temu. Gdyby w ogóle w czwórce zabrakło zespołów Premier League można by ogłaszać rewolucję. W trzech ostatnich edycjach Ligi Mistrzów Anglicy mieli w półfinałach aż trzy zespoły, żeby odnaleźć półfinały bez ich udziału, trzeba się cofnąć do 2003 roku, kiedy kończyła się dominacja Serie A. Teraz Liga Mistrzów będzie pewnie międzynarodowa, bo nie zanosi się na to, by w czwórce ktoś dominował (możliwe jest to już tylko w przypadku Premier League). Przykład Lyonu i CSKA Moskwa pokazuje, że solidnie ugruntowana hierarchia w europejskiej czołówce nie jest jednak nienaruszalna. Paradoksalnie siedmiokrotny mistrz Francji ma największą szansę na półfinał Champions League dopiero teraz, gdy we własnym kraju przestał być hegemonem. Gra wicemistrza Rosji daje iskierkę nadziei zespołom ze Wschodu, których sukcesy w Pucharze UEFA nie miały dotąd dalszego ciągu w rozgrywkach o najważniejsze trofeum. Ostatnim wschodnim półfinalistą Champions League było Dynamo Kijów w 1999 roku. Drużyna Andrija Szewczenki wyeliminowała wtedy Real Madryt, ale przepadła z Bayernem. Bawarczycy należeli wtedy do potentatów - dziś mają szansę na pierwszy awans do półfinału od 9 lat. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego