Choć Raków Częstochowa zaprezentował się naprawdę dobrze na tle gości z Kopenhagi, dość pechowo przegrał spotkanie 0:1 po samobójczym trafieniu Bogdana Racovitana. Porażka oznacza ni mniej ni więcej jak skomplikowanie sobie szans na bój o Ligę Mistrzów. Drugi, rozstrzygający już, mecz czwartej rudny eliminacji do prestiżowego turnieju zaplanowano na 30 sierpnia na godzinę 21.00. Nie wiadomo, czy w Danii zagra Jean Carlos. Niewykluczone, że jego problemy zdrowotne okażą się zbyt poważne i niestety szkoleniowiec częstochowian nie będzie miał możliwości skorzystania z usług brazylijskiego pomocnika. W lepszym nastroju po pojedynku mógł być trener Kopenhagi, Jacob Neestrup. Chwalił swoją drużynę, a jednocześnie poruszył temat... warunków pogodowych. Jego zdaniem mecz powinien rozpocząć się później z powodu przechodzącej nad Sosnowcem burzy. "Bałem się podchodzić do linii bocznej z powodu burzy. Chciałem tylko, by mecz został opóźniony o 15-20 minut, zanim się zaczął. W Danii mieliśmy kilka przykładów meczów piłkarskich, gdy piłkarze zostali uderzeni przez piorun" - tłumaczył i dodawał: "Najważniejsze jest bezpieczeństwo piłkarzy". Temat ten podniósł jeszcze jeden z jego podopiecznych. Raków pożegna się ze swoją gwiazdą? Może odejść, jeśli klub nie awansuje do Ligi Mistrzów Nicolai Boilesen oburzony po meczu Rakowa z Kopenhagą. "Nie mają żadnej kontroli" Na krótko przed rozpoczęciem meczu Raków Częstochowa - FC Kopenhaga nad sosnowieckim stadionem przeszła burza i napędziła stracha piłkarzom. Nicolai Boilesen, podobnie jak jego trener, oczekiwał, że ze względów bezpieczeństwa godzina spotkania zostanie przesunięta. Ujął to jednak w mocniejszych słowach niż Neestrup. "To skandal. Brzmiało to tak, jakby na stadionie doszło do eksplozji. W momencie, gdy mamy zacząć mecz, niebo rozświetla się bezpośrednio nad nami sześć lub siedem razy" - stwierdził cytowany przez TVP Sport. Na tym wcale nie poprzestał. Emocje zdawały się puszczać. "Ciągle mówią, że to obserwują, ale co obserwują? Nie mają żadnej kontroli nad tym g***em. To skandal. Ciągle apelowaliśmy do sędziów i przedstawicieli UEFA, ale oni bezradnie pokazywali tylko w górę. Zgadzam się, że to maszynka do zarabiania pieniędzy, ale muszą istnieć jakieś zasady dotyczące takich rzeczy" - grzmiał wyraźnie zirytowany. On i szkoleniowiec duńskiego zespołu w pamięci mieli zapewne m.in. dramatyczną sytuację z 2009 roku, kiedy to Jonathan Richter z FC Nordsjaelland podczas meczu towarzyskiego został rażony piorunem. Najpierw był reanimowany na boisku, a potem przewieziono go do szpitala, gdzie stoczył walkę o życie. Jego stan był krytyczny. Ostatecznie przeżył, ale wypadek wiązał się z koniecznością amputacji lewej nogi. Musiał skończyć karierę, lecz z futbolu się nie wycofał. Zasiada w zarządzie duńskiej FC Græsrødderne. Wiadomo, jak wygląda ranking UEFA po porażce Rakowa. Są dobre wiadomości