Zanim jeszcze piłkarze wyszli na murawę w Dortmundzie, zapadło rozstrzygnięcie w dwumeczu Borussii ze Sportingiem. A tak przynajmniej twierdziła część kibiców. Podopieczni Niko Kovaca wygrali w Lizbonie 3:0, a rywal do środowego meczu przystąpił w mocno osłabionym składzie. Brakowało m.in. największej gwiazdy Viktora Gyokeresa, a także Francisco Trincao. Jasne było, że bez największych "strzelb" o gole w Dortmundzie będzie piekielnie trudno. Nawet w obliczu wymienionych absencji kibice mieli pełne prawo czuć się rozczarowani pierwszymi 45 minutami w rewanżu. Sporting stanowił wyłącznie tło dla Borussii, choć można było odnieść wrażenie, że żadnej ze stron nie spieszy się do strzelania goli. Dość powiedzieć, że oglądaliśmy zaledwie dwa celne strzały. A Portugalczycy przez całą pierwszą połowę oddali tylko jeden, zablokowany. Poruszenie wokół Milika, nic tego nie zapowiadało. Polak uderzył pięścią w stół Dominacja Borussii, ale w Dortmundzie bez goli. Lewandowski za to ma co świętować Wyglądało to tak, jak gdyby na wyniku najbardziej zależało Ruiemu Silvie, który w bramce robił, co mógł, żeby uchronić swój zespół od straty gola. W pierwszej połowie kilkukrotnie został "zatrudniony". Zaimponował za to w 53. minucie, kiedy w efektowny sposób powstrzymał próbę Daniela Svensona. Fatalnie pomylił się za to kilka minut później, kiedy ewidentnie faulował Adeyemiego. Sędzia podyktował rzut karny, ale golkiper zrehabilitował się, broniąc strzał Guirassy'ego z jedenastego metra. Potknięcie napastnika było ważną wiadomością dla Roberta Lewandowskiego. Nie udało mu się poprawić swoich statystyk strzeleckich w Lidze Mistrzów, a co za tym idzie odskoczyć Polakowi w klasyfikacji najlepszych strzelców. Gwinejczyk prowadzi z 10 trafieniami. "Lewy" ma jednego gola mniej. UEFA jednak bezwzględna. Surowa decyzja przed meczem mistrza Polski. Zero szans Po zmianie stron zawodnicy Sportingu jeszcze bardziej pogrążyli się w marazmie, a decyzje o zmianach jasno wskazywały, że w odwrócenie losów rywalizacji nie wierzy nawet szkoleniowiec Rui Borges. A w 69. minucie kolejną znakomitą okazję do otworzenia wyniku zmarnował Giovanni Reyna. Raz brakowało skuteczności, a raz szczęścia. Na kwadrans przed końcem piłka zatrzepotała w siatce po uderzeniu głową Cana. Sporting uratował w tej sytuacji spalony. Koniec końców goli się w Dortmundzie nie doczekaliśmy, a Borussia dzięki zwycięstwu 3:0 z Lizbony pewnym krokiem weszła w 1/8 finału. Postawa Sportingu z rewanżu była mocno rozczarowująca.