Tuż po wyłonieniu rywala, z którym Raków walczy o wejście do piłkarskiego raju, wszystkie oczy w naszym kraju zwróciły się w stronę Kamila Grabary. Nie tylko dlatego, że jest Polakiem, lecz także niezwykle ważną postacią w ekipie mistrza Danii i jednym z ulubieńców fanów. Nie ma przypadku w tym, że nasz reprezentant łączony jest z takimi klubami jak Bayern Monachium czy Juventus. Swoją wartość i umiejętności 24-latek potwierdził między innymi w rewanżowym starciu ze Spartą Praga w poprzedniej fazie eliminacji. A jego skuteczna interwencja w serii rzutów karnych pozwoliła Kopenhadze przypieczętować awans. Istniało więc ryzyko, że marzenia fanów Rakowa Częstochowa, ale i wszystkich osób dobrze życzących polskim klubom zniszczy nasz zawodnik, tak jak często kluby z Ekstraklasy eliminowane były przy udziale piłkarzy, którzy odbili się od tych rozgrywek. Ostry apel trenera Kopenhagi, żądał reakcji UEFA. Kuriozalne sceny po meczu Rakowa Raków Częstochowa - FC Kopenhaga. Kamil Grabara był "bezrobotny", a szkoda Od początku meczu Kamil Grabara skupiał się jednak nie na zatrzymaniu piłkarzy Rakowa, do czego nie miał okazji, a na rozgrywaniu piłki. Wyglądał zresztą bardzo pewnie w tym elemencie gry i nie ograniczał się wyłącznie do krótkich podań. Sam Dawid Szwarga podkreślał przed meczem, że Kopenhaga umie zaskakiwać długimi zagraniami piłki, także wykonywanymi przez bramkarza. Kilka takich podań Polaka oglądaliśmy w pierwszej połowie meczu w Sosnowcu, a ich celność i poziom stał niewątpliwie na poziomie Ligi Mistrzów. W ósmej minucie mocnym strzałem z dystansu Kamila Grabarę próbował zaskoczyć Fabian Piasecki. Choć trafił niemal wprost w swojego rodaka, ten w obfitych opadach deszczu interweniował nieco niepewnie, ale mimo wszystko skutecznie. To był jedyny celny strzał mistrza Polski w pierwszych 45 minutach. Doszła do tego jeszcze bramka zdobyta przez Giannisa Papanikolaou, która jednak została anulowana po interwencji VAR. Kamil Grabara znajdował się wówczas blisko piłki, ale i strzelca - z perspektywy trybun trudno więc było mieć do niego większe pretensje. W drugiej połowie Raków Częstochowa dołożył tylko jeden celny strzał. I za to można mieć największe pretensje do piłkarzy mistrza Polski, a oni sami mogą czuć spory żal. Lęk przed tym, by Kamil Grabara został koszmarem "Medalików" okazał się niepotrzebny, bowiem 24-latek nie dostał ku temu okazji. Kara dla rywala Rakowa, ale wszystko na nic. "Ogień" w Sosnowcu nie pomógł Sam golkiper krótko podsumował całą sytuację po meczu w rozmowie z Polsatem Sport. Bramkarz duńskiej drużyny jest też przekonany, że to on i jego koledzy będą wkrótce fetowali wywalczenie awansu. - Nie lubię bawić się w punkty procentowe i wyliczanie szans. Na boisku prawda zawsze się obroni. Wygraliśmy i skłamałbym mówiąc, że "w domu" też nie wygramy. Czekamy na Raków w przyszłym tygodniu, ale my już byliśmy w Champions League i w tej Champions League znowu będziemy - zadeklarował. Przy niekorzystnym wyniku, jakim jest porażka 0:1 poniesiona w Sosnowcu, podstawowym celem Rakowa na rewanż powinno być to, by zapewnić Kamilowi Grabarze sporo "rozrywki". Jeśli 24-latek znów nie zostanie odpowiednio przetestowany przez piłkarzy mistrza Polski, trudno będzie myśleć o odwróceniu losów dwumeczu.