<a href="https://nazywo.interia.pl/relacja/18-finalu-lm-juventus-turyn-atletico-madryt,5551" target="_blank">Zapis relacji na żywo z meczu Juventus - Atletico</a> <a href="https://m.interia.pl/na-zywo/relacja/1-8-finalu-lm-juventus-turyn-atletico-madryt,id,5551" target="_blank">Zapis relacji z meczu Juventus - Atletico na urządzenia mobilne</a> Jeśli zwycięstwa Ajaksu i Manchesteru United w ubiegłym tygodniu, całkowicie odwracające porządek po pierwszych meczach, to zbyt mało, teraz jeszcze Juventus dołożył swoją cegiełkę. Dzięki Ronaldo - przede wszystkim, ale też wielu innym zawodnikom. Choćby Bernardeschiemu, Chielliniemu czy Spinazzoli. To miał być jego wieczór. Portugalczyk zapowiadał wielki come back po dwubramkowej porażce w Madrycie i doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie od niego będzie wiele zależało. Ale paradoksalnie to on przyczynił się do tego, że Juventus nie objął prowadzenia już w 5. minucie. Piłka znalazła się wprawdzie w siatce po uderzeniu Chielliniego, ale zanim kapitan gospodarzy uderzył z kilku metrów sędzia dopatrzył się faulu na Janie Oblaku. Właśnie przez Ronaldo. Bramka strzelona tak szybko mogła wiele zmienić, choć i tak mistrzowie Włoch schodzili na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem. Bardzo aktywny Bernardeschi idealnie dośrodkował na głowę Portugalczyka, który wyskoczył wyżej niż Juanfran i pewnie trafił do siatki, dopiero drugi raz w tej edycji Ligi Mistrzów. Była 27. minuta gry. Ten gol Juventusowi się należał. "Bianconeri" przeważali, często atakowali skrzydłami i nawet jeśli akcje gorzej wychodziły z prawej strony (Cancelo nie zawsze dawał sobie radę z przesuniętym tam Juanfranem), to Spinazzola sprawiał trochę więcej kłopotów Ariasowi. Najczęściej jednak te ataki natrafiały na solidny mur albo piłka była wybijana z pola karnego po mało precyzyjnych dośrodkowaniach. Do czasu. Po drugiej stronie boiska, Atletico praktycznie nie istniało, nie oddając żadnego strzału w światło bramki przez 90 minut. Griezmann był niewidoczny, pracował tylko w defensywie, Morata prawie też. Dość powiedzieć, że goście pierwszy raz zagrozili bramce Szczęsnego w doliczonym czasie pierwszej połowy. Morata uwolnił się spod opieki obrońców, ładnie złożył się do strzału głową, ale polski bramkarz pozostał niepokonany. Piłka przeszła nad poprzeczką. Tuż po przerwie CR7 znowu dał o sobie znać i znowu był to celny cios. Po dośrodkowaniu z prawej strony wyskoczył najwyżej i strzelił głową bardzo mocno. Oblak obronił, ale technologia goal line wykazała , że piłka przekroczyła linię bramkową. Straty były wyrównane. Co więcej, to były pierwsze dwa gole strzelone przez Ronaldo w starciu z parą Godin - Gimenez. Goście zostali całkowicie zepchnięci do defensywy i schowali się za podwójną gardę, szukając szans w kontratakach. Tych jednak było bardzo mało. Tymczasem trener Allegri zdecydował się na odważne zagranie i... wygrał. Za Spinazzolę - ofensywnie nastawionego, ale jednak obrońcę - wpuścił Paulo Dybalę. To był jasny znak, że nie chciał czekać na dogrywkę, ale zamierzał rozstrzygnąć wszystko w ciągu 90 minut. Później jeszcze na boisku pojawił się młody Kean, który szybko zmarnował idealną okazję. I wtedy znowu dał znać o sobie Ronaldo, zadając - jak się okazało - ostateczny cios. Po akcji znakomicie dysponowanego Bernardeschiego, którego bezsensownie popchnął w polu karnym Correa, Portugalczyk pewnie wykorzystał jedenastkę. Atletico, które w pięciu ostatnich spotkaniach nie straciło żadnej bramki, w Turynie poległo całkowicie w obronie, ale największa w tym zasługa lidera Juve. Reszta niech pozostanie milczeniem. Juventus Turyn - Atletico Madryt 3-0 (1-0) 1-0 Ronaldo (27.), 2-0 Ronaldo (49.), 1-0 Ronaldo (87., z karnego) Juventus: Szczęsny - Cancelo, Bonucci, Chiellini, Spinazzola (67. Dybala) - Can, Pjanić, Matuidi - Bernardeschi, Mandżukić (80. Kean), Ronaldo. Atlético: Oblak - Arias (77. Vitolo), Godin, J. Giménez, Juanfran - Koke, Rodri, Saúl Niguez, Lemar (Correa) - Griezmann, Morata. RP <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-mistrzow-1-8-finalu,cid,636,rid,3565,sort,I" target="_blank">Liga Mistrzów: wyniki, terminarz</a>