Przed dwoma tygodniami na Stanford Bridge gospodarze wygrali aż 6-0, ale w środę musieli zadowolić się tylko remisem 1-1. Portugalski szkoleniowiec spodziewał się, że w Słowenii jego zawodnikom wcale nie musi był łatwo. "Zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie udało mi się przekazać tej wiedzy. Jeśli nie mogę przekonać piłkarzy, że czeka ich ciężki mecz, i trzeba grać już od pierwszych minut, to oczywiście moja wina" - powiedział Mourinho. "Pierwsza połowa nie była dobra w naszym wykonaniu. Graliśmy bardzo wolno, bez intensywności i kreatywności" - tłumaczył szkoleniowiec Chelsea. Dlatego w przerwie dokonał już dwóch zmian, wpuszczając na boisko Oscara i Diega Costę. "Dzięki temu zespół się poprawił, ale rywale strzelili gola. Dało im to dużo pewności siebie i wzmogło presję na mojej drużynie. Potem zagraliśmy jednak wspaniale: kreatywnie, szybko, dynamicznie, stworzyliśmy sobie wiele sytuacji bramkowych" - mówił Portugalczyk. Najlepszych nie wykorzystał Eden Hazard. Belg najpierw przegrał pojedynek sam na sam z Jasminem Handanoviciem, a potem nie wykorzystał rzutu karnego - jego słaby strzał obronił bramkarz Mariboru. "The Blues" strzelili też drugiego gola, ale sędziowie odgwizdali pozycję spaloną asystującego Cesca Fabregasa, choć Hiszpan był na równi z ostatnim obrońcą rywala, o co pretensje do włoskiego sędziego Daniele Orsato miał Mourinho. "Uczciwie trzeba jednak pochwalić wysiłek Mariboru, ponieważ dali z siebie wszystko, żeby wywalczyć ten punkt" - powiedział Portugalczyk. Dumy z postawy swoich piłkarzy nie ukrywał Ante Simundza. "Pokazaliśmy charakter. Z pewną dozą szczęścia mogliśmy ten mecz nawet wygrać (Luka Zahovicz zmarnował "setkę", nie trafiając w bramkę z kilku metrów, przy stanie 1-0 - przyp. red.), ale mając pecha, równie dobrze mogliśmy przegrać" - stwierdził trener Mariboru. "Największą różnicą pomiędzy tym meczem, a porażką 0-6 w Londynie, był fakt, że wtedy piłkarze Chelsea wykorzystali wszystkie swoje okazje, a teraz było inaczej" - dodał. Zobacz terminarz i tabelę grupy G Ligi Mistrzów