Jednak przebili mecz Barcelony. Szaleństwo w Niemczech, aż łapali się za głowy
Z przytupem we wtorek rozpoczęła się trzecia kolejka fazy zasadniczej Ligi Mistrzów. FC Barcelona aż 6:1 rozgromiła kompletnie bezradny Olympiakos. Gorsi od podopiecznych Hansiego Flicka nie chcieli być piłkarze PSG. Oni także zdominowali swoich dzisiejszych rywali, lecz zrobili to na wyjeździe. Bayer już po pierwszej połowie przegrywał 1:4. Poza kibicami nie nudził się także arbiter. Sędzia pokazał aż dwie czerwone kartki, tyle samo razy dyktował rzuty karne.

Na niemieckiej ziemi doszło dziś do potyczki dwóch zespołów znajdujących się po przeciwnych stronach tabeli. Rozpędzone Paris Saint-Germain walczy o miejsce premiowane bezpośrednim awansem do 1/8 finału i póki co obrońcom tytułu wychodzi to naprawdę dobrze. Na początku października podopieczni Luisa Enrique wywieźli cenne trzy punkty z Barcelony. Identyczny cel gwiazdozbiór miał także w Leverkusen. Bayer po cichu mógł liczyć na niespodziankę. Po dwóch spotkaniach zespół Kaspera Hjulmlanda pozostawał niepokonany.
Licznie zgromadzeni kibice na BayArenie do przerwy zobaczyli aż pięć goli. Po czterech z nich po trybunach rozchodził się głośny jęk zawodu, ponieważ to przyjezdni znajdowali się na trzybramkowym prowadzeniu. Na boisku w pewnym momencie panował jeden wielki chaos. Sędzia podyktował dwa rzuty karne oraz pokazał tyle samo czerwonych kartoników. Po stronie miejscowych z boiska wyleciał Robert Andrich. Paryżanie od 36 minuty musieli sobie radzić bez Ilii Zabarnego.
PSG kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Bayer rozgromiony
W pierwszej połowie trafienia dla Paris Saint-Germain zdobywali: William Pacho, Chwicza Kwaracchelia oraz Desire Doue. Ostatni z panów zanotował dublet. Honorową bramkę dla gospodarzy strzelił Aleix Garcia i to z rzutu karnego. Może niemiecki zespół miałby na koncie dwa gole, lecz wcześniej "jedenastki" nie wykorzystał Alejandro Grimaldo, wobec czego "Aptekarze" na drugą połowę wychodził przy dosyć wstydliwym wyniku 1:4. Kibice nie spodziewali się cudu, ale oczekiwali ciut więcej walki z wyżej notowanymi przeciwnikami.
Cztery zdobyte bramki najwyraźniej nie zadowalały całkowicie rozluźnionych przyjezdnych. Zaledwie pięć minut po wznowieniu gry na listę strzelców wpisał się Nuno Mendes. Od razu cudownym trafieniem odpowiedział Aleix Garcia. Hiszpan oddał daleki strzał prosto w prawy górny róg bramki i show trwało nadal. O ile gospodarze mieli już dosyć, o tyle Francuzi mogli ganiać za futbolówką w nieskończoność. W końcu jednak arbiter zagwizdał po raz ostatni.
Tablica wyników pokazywała wtedy rezultat 2:7, do zmiany wyniku przyczynili się jeszcze Ousmane Dembele oraz Vitinha. Na niemieckiej ziemi wpadła więc jeszcze większa liczba goli niż kilka godzin wcześniej w Barcelonie.












