Atmosfera jest podobna do tej sprzed trzech lat na mundialu w RPA. Kiedy Hiszpanie człapali do półfinału wymęczając szczęśliwe zwycięstwa jednym golem nad Portugalią i Paragwajem, Niemcy olśniewali czterema bramkami wbijanymi Anglikom i Argentyńczykom. Jeszcze bardziej imponująco niż drużyna Joachima Loewa wygląda teraz Bayern Monachium. Mistrzostwo Bundesligi odebrał Borussii Dortmund na sześć kolejek przed końcem sezonu, po następnych dwóch meczach wyrównał jej historyczny rekord 81 zdobytych punktów - w 30 spotkaniach wbił lokalnym rywalom aż 89 bramek tracąc zaledwie 14. Już jakiś czas temu Jupp Heynckes postanowił wyhamować, oszczędzając impet na Barcelonę. Tyle, że rozpędzona machina z Bawarii nawet w rezerwowym składzie odprawiła Wolfsburg w półfinale Pucharu Niemiec z sześcioma golami, a w ostatniej kolejce takie samo lanie zafundowała Hannoverowi w obecności 49 tysięcy jego kibiców. Nazwę nielubianego w niemal całych Niemczech kolosa zaczęto wymawiać z lękiem podobnym do tego z lat 70-tych, najwspanialszego okresu w jego historii. Dziś całe Niemcy żyją nowiną o aferze finansowej Uli Hoenessa, który założył konto w Szwajcarii, by uniknąć płacenia podatków. Choć prawdopodobnie nie ma to nic wspólnego z bawarskim klubem, ale prywatnym biznesem kiełbasianym jego prezesa, złośliwcy natychmiast przypomnieli sobie jak do niedawna karcił i pouczał swoich rywali. Człowiek nazywany "Pan Czysty" przez lata szczycił się swoją nieposzlakowaną opinią, krytykował szefów innych klubów zachowując się jak jedyny sprawiedliwy. Arogancja i duma Bawarczyków wobec futbolowych patologii w innych krajach i ligach traci dziś jakąś część swojej wiarygodności. Z piłkarzami Bayernu nie ma to jednak nic wspólnego. A to właśnie od nich zależeć będzie we wtorek los bawarskiego klubu. Na Allianz Arena przybywa Barcelona, wielka marka, trzykrotny triumfator Champions League w ostatnich siedmiu latach, będący jednak w formie trudnej do przewidzenia. W odróżnieniu od Bayernu Katalończycy z trudem wygrywają ostatnie spotkania, w sobotę z Levante męczyli się na Camp Nou aż do 83. min. Leo Messi nie wyszedł na boisko od ćwierćfinału z PSG, do Monachium poleciał bez zgody lekarzy na grę. Katalończycy człapią jak Hiszpanie w RPA, mimo wszystko w dniu ostatecznej próby, ich potencjał może jeszcze raz eksplodować. Tak było w rewanżowym starciu 1/8 finału z Milanem na Camp Nou (4-0). Bawarczycy zrobili wszystko, by zapewnić sobie komfort psychiczny przed wtorkowym meczem, wciąż nie mogą być jednak absolutnie pewni, że to wystarczy. W półfinale afrykańskiego mundialu machina niemiecka odbiła się przecież od finezji i sprytu Hiszpanów. Bukmacherzy uważają, iż tak może się stać również teraz. Najprościej byłoby przewidywać, że oto nadchodzi dzień, gdy bawarski kolos zastąpi na europejskim szczycie katalońskiego. Bayern gra futbol tak porywający, tak kompletny i wszechstronny, że zdaje się nie mieć sobie równych nie tylko w Niemczech, ale i w Europie. Xaviego, Messiego, Iniestę stać jednak na 180 minut wysiłku, który mógłby zniweczyć wszelkie prognozy. Bawarczycy mają przewagę fizyczną i umiejętność wykorzystania jej przy stałych fragmentach gry, żelazną obronę, fenomenalnych skrzydłowych i napastników potrafiących materializować wysiłek reszty. Z rywalem tak specyficznym jak Barca jeszcze się jednak nie mierzyli. Katalończycy rozegrali już 301 meczów, w których żaden przeciwnik nie potrafił odebrać im panowania nad piłką. Tyle, że Bayern nie będzie grał o przekraczające 50 procent "possesion", ale o to co w piłce najważniejsze, czyli zwycięstwo. Coraz mniej liczni krytycy Bawarczyków przypominają, że klub utracił swój dawny, niemiecki charakter. A może raczej zgubiła go cała tamtejsza piłka? Ostatnie lata to dla Niemców seria szans załamujących się w finałach, lub półfinałach. Bayern przegrał obie decydujące batalie o triumf w Champions League (2010 i 2012), reprezentacja nie wzniosła żadnego trofeum od 1996 roku. Tymczasem Hiszpanie, którzy przez lata musieli patrzeć na Niemców z niemą fascynacją, ostatnio sami doprowadzili kunszt zwyciężania do mistrzostwa. Atuty Bayernu tkwią w kolektywie, Bawarczycy tworzą zespół właściwie niezdradzający słabych punktów. Znakomity bramkarz, szczelna obrona z Lahmem i Alabą na skrzydłach będących niewiarygodnym wsparciem dla Robbena i Ribery’ego. W środku pola Schwenisteiger i Javi Martinez są gwarancją spokoju dla stoperów. Thomas Mueller wydaje się idealny, by zastąpić z przodu kontuzjowanego Toniego Kroosa, tak jak Mario Gomez w roli egzekutora ukaranego za kartki Mario Mandżukica. Tymczasem w Barcelonie wciąż nie wiadomo, kto zagra obok Gerarda Pique na środku obrony? Czy młodziutki Marc Bartra niemający doświadczeń na tym poziomie, czy fenomenalny Eric Abidal, który doświadczeniami tylko z ostatniego roku mógłby obdzielić pół drużyny? W jakiej formie będzie Messi, notoryczny ostatnio pacjent gabinetów fizjoterapeutycznych? Czy Tito Vilanova postawi na Davida Villę w środku ataku, czy też obok Argentyńczyka zagrają tylko klasyczni skrzydłowi Pedro i Alexis Sanchez? Bawarczycy dają na wtorek gwarancję pewności i przewidywalności, Barcelona niezbędną w wielkich meczach odrobinę zagadkowości i szaleństwa. Rywalizacja dwóch klubów, które aspirują do tego, by być wzorem (choćby ze względu na swoje szkółki piłkarskie), czymś ponad szarą resztę, zapowiada się fascynująco. Oczywiście może się zdarzyć, że Barcelona padnie pod ciosami rywala z wyższej kategorii wagowej, ale póki co, wcale nie tak trudno wyobrazić sobie scenariusz znacznie mniej optymistyczny dla Bayernu. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Zapraszamy na relację na żywo z półfinału Ligi Mistrzów Bayern Monachium - FC Barcelona!