Mecz między Manchesterem City a Atletico Madryt nie należał raczej do grona tych starć, które kibice będą wspominać przez lata - może poza jednym małym wyjątkiem. Niezwykłe w tej potyczce było to, że ekipa gości... nie oddała ani jednego strzału na bramkę rywali, co w Lidze Mistrzów nie zdarzyło się od naprawdę wielu sezonów. Ostatecznie "Obywatele" w bólach wygrali 1-0 po trafieniu Kevina De Bruyne, w ten sposób będąc w odrobinę lepszej sytuacji przed rewanżem. Sporo ciekawego działo się jednak tuż przed pierwszym gwizdkiem - gdy bowiem piłkarze obu ekip zameldowali się na murawie, a ze stadionowych głośników popłynęła znana wszystkim fanom futbolu muzyka - hymn Ligi Mistrzów - na Etihad dało się również usłyszeć falę donośnych gwizdów, które ucichły wraz z utworem skomponowanym swego czasu przez Tony'ego Brittena. Wielu obserwatorów mogło zadać sobie wówczas pytanie, dlaczego kibice z Manchesteru zachowali się w ten sposób, choć przecież ostatnio w mediach nie było wcale szczególnie głośno o niesnaskach na linii City-UEFA. By odpowiedzieć sobie na to pytanie należy cofnąć się do sezonu 2011/2012 - i wrócić pamięcią do innego spotkania europejskich pucharów. Liga Mistrzów. Manchester City ma nie po drodze z UEFA od wielu lat Wówczas to "The Citizens" w 1/16 finału Ligi Europy mierzyli się z FC Porto, drużyną, która odpadła wcześniej w fazie grupowej LM. Podczas jednego z meczów kibice portugalskiego zespołu dopuścili się rasistowskich docinków pod adresem jednego z piłkarzy MC, Mario Balotellego. Nie umknęło to uwadze UEFA, która ukarała Porto grzywną w wysokości 20 tys. euro. Gdyby na tym zakończyła się ta historia, to oczywiście nie byłoby o czym opowiadać, jednak miesiąc po omawianych wydarzeniach - w marcu 2012 - City grało już w 1/8 finału z lizbońskim Sportingiem. Wówczas gracze angielskiej drużyny spóźnili się przy wyjściu na murawę po przerwie o 30 sekund i za to złamanie regulaminu UEFA nałożyła karę 30 tys. euro. Fani potraktowali to jako potwarz ze strony organizacji i to od tamtego momentu zaczęła się swoista "kosa". Gdy więc "The Citizens" zaczęli regularnie grywać w Champions League, hymn tych rozgrywek zaczął być zagłuszany przez sympatyków klubu gwizdami. Być może przez lata pewne uprzedzenia by wygasły, ale po pewnym czasie UEFA po raz kolejny podpadła Anglikom. W 2014 roku MC zostało bowiem ukarane przez federację za złamanie tzw. Finansowego Fair Play - klub nie tylko otrzymał pokaźną karę wynoszącą blisko 50 mln funtów, ale i spotkał się z dodatkowymi restrykcjami dotyczącymi swojego udziału w Lidze Mistrzów. Wtedy tak naprawdę gniew kibiców wybuchł na nowo, intensyfikując ich "gwizdane protesty". A ponieważ sprawa FFP podejmowana była również i w przyszłości, to topora wojennego nie sposób było zakopać. UEFA i zamieszanie organizacyjne. Fani City już nie raz dostawali szału Serwis goal.com w swoim materiale o tym bardzo szczególnym konflikcie wskazuje, że jeszcze co najmniej dwa incydenty dolały tu oliwy do ognia - mecz z CSKA Moskwa w sezonie 2013/2014 i mecz z Dynamem Kijów w sezonie 2016/2017. W pierwszym przypadku na trzy tygodnie przed potyczką UEFA nakazała zamknąć stadion CSKA z powodu rasistowskich wybryków kibiców tej drużyny. To postawiło w złej sytuacji kibiców City, którzy mieli już wykupione bilety, loty i hotele w Moskwie. Kilka lat później z podobnymi restrykcjami zmagało się Dynamo, w związku z czym manchesterczycy wiedzieli już, że trzeba uważać i nie wydawać na próżno pieniędzy. Wówczas jednak, również trzy tygodnie przed meczem... UEFA zdjęła zakaz, ale na "zaklepanie" biletów i spraw organizacyjnych było już z kolei bardzo późno. To wszystko sprawia, że osoby kibicujące Manchesterowi City bardzo nisko cenią sobie organizatora Ligi Mistrzów. Czy w czasie bieżących rozgrywek usłyszymy jeszcze ich gwizdy? Możemy tego być pewni - tak jak błękitu na domowych koszulkach "Obywateli". Zobacz także: Horrendalne kwoty w Lidze Mistrzów. Płacą krocie, by pokazać się milionom