We wtorek wieczorem media całej Europy rozpoczęły poszukiwania nowego trenera Chelsea. Po ciężkim laniu z Juventusem (0-3), londyński klub broniący trofeum nie zależy już od siebie w wyścigu do 1/8 finału Champions League. Awans wywalczył rewelacyjny Szachtar, podziw dla graczy mistrza Ukrainy mąci kuriozalny gol Luiza Adriano. Jego kolega chciał oddać piłkę rywalom z Nordsjalland, tymczasem Brazylijczyk ją przejął pakując do siatki. Zachowanie niemające nic wspólnego ze sportem. Kariera Roberto di Matteo dobiegła końca, w środę klub ogłosił jego dymisję. 4 marca przejął kompletnie rozbitą drużynę, by poprowadzić ją do zwycięstwa w Champions League. Na taki prezent, właściciel klubu Roman Abramowicz czekał 9 lat. Pozycja di Matteo nigdy nie była jednak w klubie mocna, Rosjanin widział w nim "strażaka", a nie materiał na wybitnego szkoleniowca. Winę za klęskę w Turynie Włoch wziął na siebie, w niczym nie zmieni to faktu, że wobec słabej formy kilku kluczowych piłkarzy, jego defensywna taktyka wydawała się uzasadniona. Londyńczycy najlepiej grali do chwili straty pierwszej bramki. Potem, kiedy ich ustawienie stawało się bardziej ofensywne, tym przewaga Juventusu większa. Chelsea potrzebuje cudu, czyli zwycięstwa pewnego już awansu Szachtara nad mistrzem Włoch w ostatniej kolejce. Jeszcze większego cudu potrzebuje mistrz Anglii i lider Premier League prowadzony przez innego Włocha Roberto Manciniego. "To nie jest normalne, że drużyna taka jak Manchester City, dwa lata z rzędu odpada z Ligi Mistrzów tak wcześnie" - mówi Jose Mourinho. Trener Realu bierze pod uwagę porażkę na Etihad Stadium, ale uważa, że i to nie uratuje mistrza Anglii. To samo mówi Mancini od dwóch tygodni ogłaszając, że przygoda z Champions League jego graczy znów dobiegła końca w fazie grupowej. Gwiazdozbiór City obiecuje, że stanie w środę wieczorem na głowie, by pokonać Real. Bez względu na skutki zwycięstwa. W ostatnich czterech latach nikt nie wydał na transfery więcej niż te dwa kluby. Mourinho i Manciniemu udało się przekuć to w sukces w kraju, ale tylko ten pierwszy przywrócił drużynie pozycję na salonach Europy. Portugalczyk uważa, że dla wielkiego klubu jak Real, lub City dopuszczalna jest porażka w półfinale Champions League, ale nie wcześniej. "Mój ojciec wie więcej o piłce niż Mourinho" - opowiadał prasie Andrea Mancini, syn trenera City, który gra w rezerwach hiszpańskiego Valladolid. Czy kogokolwiek przekonał? Liczba wątpiących wciąż rośnie. Być może jednak problem klubów z Anglii nie sprowadza się do ich włoskich szkoleniowców. Niedawno przedstawiciele najbogatszej ligi świata przechodzili przez fazę grupową Champions League nawet się nie pocąc. Dziś, choć Premier League omija kryzys, muszą toczyć wielkie batalie o 1/8 finału. Przed rokiem w ćwierćfinale była tylko Chelsea, ratując się dopiero po dogrywce z Napoli. Potem jednak obroniła honor najbogatszej ligi świata. W tym roku jest równie ciężko. Anglików wyprzedzają już nie tylko Hiszpanie (awansowała Malaga, Valencia i Barcelona, a Real potrzebuje bardzo niewiele), ale i Niemcy. Schalke, Borussia i Bayern są liderami swoich grup, Bawarczykom awansu do 1/8 finału już nic nie odbierze. Tymczasem potęga ekonomiczna Premier League przestaje gwarantować klubom z Wysp hegemonię na kontynencie. Tylko Manchester United sprawia wrażenie zespołu zdolnego do rywalizacji w Champions League o najwyższe cele. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim