Jak przypomina "The Independent", Stadion Olimpijski im. Atatürka miał być areną finałowego spotkania najważniejszych rozgrywek klubowych na Starym Kontynencie już w 2020 roku. Wówczas w wyniku pandemii COVID-19, sezon piłkarski na długi czas został zawieszony, a po wznowieniu rozgrywek, spotkania rozgrywane były przy zamkniętych trybunach w Lizbonie. Wówczas Bayern Monachium pokonał 1:0 Paris Saint-Germain w finale, który odbył się ostatecznie na Estadio da Luz. Mimo że rozstrzygające starcie kolejnej edycji, w którym Chelsea pokonała w angielskim finale Manchester City, miało już odbyć się w Stambule, to finalnie z racji tego, że Turcja znalazła się na pandemicznej "czerwonej liście" Wielkiej Brytanii, przeniesiono je do Porto. Tym samym zapadła decyzja, że finał w 2023 roku zostanie przyznany Sankt Petersburgowi, a w 2024 w końcu zawita do Stambułu. Te plany UEFA również zostały zweryfikowane przez inwazję Rosji na Ukrainę i w ubiegłym sezonie ponownie zmieniono lokalizację na Paryż, który z roli organizatora nie wywiązał się najlepiej. UEFA obawia się zamieszek w Stambule Jak informuje brytyjski dziennik, także w tym roku UEFA liczy się z koniecznością ewentualnej zmiany organizatora meczu finałowego i miała już przygotować plan awaryjny, gdyby podjęcie takich kroków było konieczne. Wszystko w związku z wyborami w Turcji, które są zaplanowane na 14 maja i co do których istnieje obawa, że mogą spowodować zamieszki na terenie kraju. Wynika to z faktu załamania poparcia dla urzędującego Recepa Tayyipa Erdoğana i wysokich notowań jego głównego konkurenta Kemala Kılıçdaroğlu, co zdaniem ekspertów może prowadzić do konfliktu politycznego. Ostatni finał, jaki odbył się w Turcji, został zapamiętany jako jeden z najlepszych w historii rozgrywek. To wówczas Liverpool FC z Jerzym Dudkiem w bramce przegrywał do przerwy z AC Milan 0:3, by w drugiej połowie odrobić straty i ostatecznie sięgnąć po końcowy triumf w rzutach karnych.