Są jak niebo i ziemia. Manchester City co sezon uchodził ostatnio za murowanego kandydata do wygrania Ligi Mistrzów. I notorycznie zawodził. Klub rządzony przez członka rodziny królewskiej z Abu Zabi Mansoura bin Zayeda wydał na transfery 1,7 mln euro. Ale to tylko namiastka piłkarskiego imperium. Szejkowie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich przebudowali stadion Etihad, stworzyli nowoczesny ośrodek treningowy, zatrudnili ludzi stojących dekadę temu za historycznym wzlotem Barcelony. Żeby nikt nie pomyślał, że są w piłce meteorem. Finał Ligi Mistrzów. Guardiola wraca na szczyt w Europie W minionych czterech latach Manchester City zdominował uchodzącą za najbardziej wyrównaną na świecie ligę angielską. Zdobył w niej aż trzy tytuły mistrzowskie i jedno drugie miejsce. Dlatego tak szokujące były europejskie klęski Pepa Guardioli. Trenera, który ponad dekadę temu przewrócił futbol do góry nogami. W 2008 roku 37-letni syn murarza z katalońskiej mieściny Santpedor, wychowany na piłkarza w szkółce La Masia, został trenerem Barcy. Pierwsze co zrobił to usunął z drużyny największego maga Ronaldinho. I nie pomylił się, bo nowy lider Leo Messi poprowadził klub do dwóch wygranych w Lidze Mistrzów. W latach 2009 i 2011 Barcelona zwyciężała w finałach Manchester United prowadzony przez Alexa Fergusona - największą wtedy potęgę w Premier League. Ogromne wrażenie robił styl gry katalońskiej drużyny. Kluczem była szybka wymiana piłki w trójkątach i maksymalne posiadanie piłki, a po jej stracie natychmiastowy wysoki pressing. Ten sposób gry stał się wizytówką Guardioli. Gdziekolwiek poszedł, jakichkolwiek prowadził piłkarzy, zespół miał grać tak samo. Bayern prezentował niemiecką wersję tiki-taki, ale przez trzy lata odbijał się od półfinału Ligi Mistrzów. W City było jeszcze trudnej. Guardiola chciał podbić Europę, ale na swoich zasadach. Jego zespół przegrywał w 1/8 finału lub najdalej w ćwierćfinale: z Monaco, Liverpoolem, Tottenhamem i Lyonem. Z tej czwórki tylko "The Reds" mogli się z City równać potencjałem. Guardiola wyglądał na dogmatyka, który trwa przy swoim bez względu na efekty. W kluczowych meczach Ligi Mistrzów jego ofensywny zespół zawsze popełniał w tyłach głupie błędy. Katalończyk sprowadzał kolejnych obrońców, płacąc za nich rekordowe kwoty. Wreszcie tego lata kupił z Benfiki Rubena Diasa i City przestało tracić łatwe bramki. W 12 meczach Ligi Mistrzów bramkarz Ederson pozwolił pokonać się ledwie cztery razy. Dzięki temu zespół Guardioli zalicza najlepszy sezon w historii. Symboliczne było jego starcie w półfinale ze wznoszoną na katarskie miliony potęgą Paris Saint Germain. Katarczycy budują zespół wokół gwiazd Neymara i Mbappe. Guardiola chce, by jego gwiazdy służyły drużynie. Wynik przyznał mu rację. Manchester City dotarł do finału dzięki trzem bramkom Algierczyka Riyada Mahreza, który nie jest zaliczany do najbardziej rozpoznawalnych graczy świata. Po dekadzie Guardiola wraca do finału Champions League. Gdyby go wygrał dołączyłby do Billa Shankly’ego, Carlo Ancelottiego i Zinane’a Zidane’a - najbardziej utytułowanych trenerów w historii rozgrywek. Finał Ligi Mistrzów. Tuchel największą gwiazdą Chelsea? Thomas Tuchel to z kolei pierwszy trener w historii Pucharu Europy, który rok po roku dotarł do finału z dwoma różnymi klubami. Dziewięć miesięcy temu jego PSG przegrało z Bayernem Monachium 0-1. Nie doceniano wtedy Niemca, na pierwszym planie byli Neymar i Mbappe. Być może w Chelsea, jak w City, największą gwiazdą jest trener. Wyrzucony z Paryża Tuchel dokonał na Stamford Bridge rzeczy wielkich. Zastąpił Franka Lamparda, który nie poradził sobie z zespołem. Chelsea w ogóle nie była wymieniana wśród faworytów Ligi Mistrzów. Rok temu Bayern Monachium roztrzaskał zespół Lamparda 7-1 już w 1/8 finału. Dokładnie 99 dni od chwili zatrudnienia Tuchela drużyna ze Stamford Bridge zameldowała się w finale Champions League. Bijąc najbardziej utytułowany w historii rozgrywek Real Madryt, który w latach 2016-2018 nie miał sobie równych w Europie. Tuchel jest znacznie mniej bezkompromisowy od Guardioli, jeśli chodzi o styl. Chelsea to drużyna uniwersalna, choć zaczyna od znakomitej gry w tyłach. W 180 minut rywalizacji w półfinale bramkarz o kociej zwinności Edourad Mendy dał się pokonać piłkarzom "Królewskich" tylko raz. Z miejsca zrobił furorę. W drugiej linii para Kante-Jorginho dała odpór Modricowi, Kroosowi i Casemiro - być może najlepszej linii pomocy w historii Realu. Rywalizacja z "Królewskimi" nie przeszkodziła Chelsea dwa razy pokonać Manchesteru City. Najpierw w półfinale Pucharu Anglii 1-0, potem w Premier League 2-1. Guardiola eksperymentował ze składem, ale gracze Tuchela przekonali się, że mistrz Anglii nie jest dla nich nieosiągalny. Będą to chcieli wykorzystać w finale w Porto. Rosyjski oligarcha Roman Abramowicz był pierwszym, który sprowadził do Premier League fortunę z zagranicy. Kupił Chelsea w 2003 roku i wydawało się, że jego miliony zburzą hierarchię w lidze. Ale za kasą Chelsea stał pomysł. Rosjanin zatrudnił Jose Mourinho, który zdobył dwa tytuły mistrza Anglii. Abramowicz miewał w Chelsea różne momenty. Dużo inwestował, ale czasem wyglądał na znudzonego piłką. W 2012 roku, w okresie, gdy drużyna była w stadium zmierzchu, niespodziewanie wygrała Ligę Mistrzów. Jako pierwszy klub z Londynu. Ostatnio Rosjanin miał kłopoty z wizą brytyjską, odsunął się od klubu, by ostatniego lata przeznaczyć na transfery 247 mln euro. Nikt, nawet Manchester City, nie wydał aż tyle. Niemcy Timo Werner i Kai Havertz kosztowali prawie 150 mln, Ben Chilwell i Hakim Ziyech po 40 mln każdy. Najtańszy był Mendy - 7 mln, ale natychmiast wyrzucił ze składu najdroższego bramkarza w historii Hiszpana Kepę, za którego Abramowicz zapłacił latem 2018 roku aż 80 mln euro. Chelsea wraca na szczyt, choć i jej nie ominęły kłopoty. Przegrała z Leicester finał Pucharu Anglii, toczyła dramatyczny pojedynek z Liverpoolem i Leicester o miejsce w Lidze Mistrzów na przyszły sezon. Porażka w finale w Porto znaczyłaby, że klub zakończył obecny bez trofeum. Zachwyty nad pracą Tuchela zastąpiłby mimo wszystko chłód rozczarowania. Po raz trzeci o tytuł w Champions League zagrają dwa kluby z Premier League. W 2008 roku Manchester United pokonał Chelsea po dramatycznej serii rzutów karnych naznaczonych pudłem kapitana "The Blues" Johna Terry'ego, który w momencie strzału poślizgnął się na mokrej murawie stadionu w Moskwie. Dwa lata temu Liverpool bez większych problemów pokonał w Madrycie Tottenham 2-0. Trzeci angielski pojedynek o miejsce na europejskim szczycie zapowiada się na hit. Kluby z Premier League wyrównują wyczyn hiszpańskich drużyn, które trzykrotnie rozstrzygały między sobą tytuł nr 1 na kontynencie. Trzy razy wygrywał Real Madryt, pokonując Valencię w 2000 roku, i dwa razy z Atletico w latach 2014 i 2016. Dariusz Wołowski Specjalna relacja na żywo w formie radiowej tylko w Interii Na mecz w sobotę od 21:00 zapraszamy również na Sport Interia, gdzie na żywo komentować go dla nas będą: Cezary Kowalski i Radosław Majewski. Relacja audio na żywo - KLIKNIJ TUTAJ!