Zapraszamy na relację na żywo z finału Juventus - Barcelona w sobotę od godz. 20.45 Relacja z meczu dla urządzeń mobilnych Sformułowanie "pokonali Real" nie przez przypadek padało kilkakrotnie na tym spotkaniu z tłumem mediów, który szczelnie wypełnił halę treningową lekkoatletów w podziemiach Stadionu Olimpijskiego. Dominowali Hiszpanie i Włosi, ale do Berlina zjechało też pół dziennikarskiego Londynu, a także przedstawiciele z reszty Europy, w tym ośmiu wybrańców z Polski. Jeden z Belgów zagadnął Luisa Enrique o szanse nie na grę, tylko na zmieszczenie się na ławce Thomasa Vermaelena. ("Oczywiście, że ma takie szanse, po to tu z nami przyleciał" - padła odpowiedź). Luis Enrique na konferencjach jest nudziarzem nad nudziarzami. Grunt, że jego zespół zachwyca świat bardziej niż Harlem Globetrotters i to w pierwszym roku pracy trenera, na którego nikt by 12 miesięcy temu nie postawił nawet pięciu złotych. Próbka werbalnych możliwości szefa sztabu szkoleniowego "Dumy Katalonii": - Czy śpię dobrze, czy mam niestrawności? Zawsze jestem spokojny przed meczami, czekam na nie cierpliwie i tak jest tym razem. Kolejna: - Czy to jest największe wyzwanie w mojej karierze trenerskiej? Nie, największe jest jeszcze przede mną - mówił Enrique. O niebo ciekawsi byli jego gracze - Gerard Pique, który równie dobrze wymiatał po hiszpańsku i po angielsku (piękna kariera w Manchesterze United) i Neymar. - Porównania do zespołu Pepa Guardioli, z którym wygraliśmy finał Ligi Mistrzów w 2009 i 2011 roku, nie mają najmniejszego sensu, choć większość nazwisk jest tych samych. Obecna Barca jest jedną z najlepszych w historii, o ile w ogóle nie najlepszą. W tym sezonie podnieśliśmy już dwa trofea, a jutro możemy podnieść trzeci. To i tak jest dla nas świetny sezon, a jutro możemy zapisać się złotymi zgłoskami w klubowej historii - podkreślał Gerard Pique i nie mijał się z prawdą. - Grałem wiele finałów w życiu, ale ten będzie najważniejszy. Już jako sześciolatek marzyłem, by zagrać w takim meczu. To się ziściło, mam nadzieję, że jutro zdobędziemy Puchar Ligi Mistrzów. Jestem wdzięczny Bogu za to, co osiągnąłem w Barcy - podkreślał Neymar. W ciągu czterech lat ciągle młody Brazylijczyk przeszedł długą drogę. - Cztery lata temu w barwach FC Santos przegrałem z Barcą 0-4 w klubowych mistrzostwach świata w Jokohamie, a teraz jestem jednym z jej piłkarzy. To oczywiste, że z każdym dniem staję się lepszym graczem, mając na co dzień kontakt z tak świetnymi zawodnikami, jakich mamy od bramkarza po ostatniego napastnika. Uczę się i muszę się jeszcze sporo nauczyć - dodawał Brazylijczyk. Gianluigi Buffon przyznał się dzisiaj do tego, że jeden z jego synów jest wielkim fanem Leo Messiego, a drugi - Neymara! Poproszony o komentarz do tych słów Neymar stwierdził: - Buffon to bramkarz światowej klasy. On był jednym z moich. Jak gram w Play Station, to często gram Buffonem. Mam nadzieję, że dane mi będzie strzelić mu jutro gola. Jeśli się to uda, będę z tego dumny - uśmiechał się Neymar. Było sporo śmiechu, wesołości, żartów, żadnego spięcia i grymasów wyrażających nerwowości. - Chcę strzelić gola po to, żeby pomóc zespołowi, ale z drugiej strony, jeśli Gerard go strzeli, to też nie będzie źle - mówił Neymar, patrząc z szelmowskim uśmiechem na kolegę, który w 10 meczach tego sezonu Champions League tylko raz trafił do siatki, ale przecież nie za to odpowiada. - Jak zagramy na swoim normalnym poziomie, to powinniśmy wygrać - zakończył dywagacje Pique. Stadion Olimpijski jest już gotowy na tłumy fanów. Dla tych z Barcelony wymalowano zakole niczym Camp Nou. Widnieje tam napis: "Mes Que Un Club". Ze Stadionu Olimpijskiego Michał Białoński