Po przejęciu klubu przez Romana Abramowicza i pierwszych gigantycznych zakupach, kibice Chelsea zaczęli głosić hasło - "We are fucking loaded". Co można przetłumaczyć - nie używając po polsku wulgaryzmów - "Jesteśmy nadzwyczaj bogaci". Biorąc pod uwagę tylko cenę zakupu Chelsea, a także sumy odstępnego wydane na piłkarzy przez Abramowicza, to kwota jego inwestycji przekroczyła grubo ponad miliard euro. Jakże dwa inne światy się spotkały w finale Ligi Mistrzów 2011/2012. Bayern Monachium wzorcowo zarządzany. Uli Hoeness, przed laty świetny piłkarz, a później fabrykant w branży wędliniarskiej, zaczynał od budżetu 12 milionów marek. To było w 1979 roku, gdy zaczął rządzić Bayernem w roli menedżera. 12 milionów marek to obecnie 6 milionów euro. Hoeness doprowadził do tego, że dziś budżet monachijczyków sięga 330 milionów. Już po opłaceniu podatków, klub wykazał zarobek 1,3 miliona euro. Jak na tym tle prezentuje się budżet Chelsea? Prawie 280 milionów euro, ale przy stracie 80 milionów - i to przed opłaceniem podatków. I gdzie tu jest miejsce na finansowe fair-play, które zamierza wprowadzać prezydent UEFA Michel Platini? Czy Francuzowi starczy konsekwencji, aby doprowadzić do bilansowania budżetów klubów, gdy inwestują bogaci Rosjanie lub nadzwyczaj bogaci szejkowie? Abramowicz ostatnio urządził sylwestra na karaibskiej wyspie St. Barth. Koszt? Bagatela 6 milionów euro, z czego 1,7 miliona kosztowała gaża dla największej atrakcji wieczoru - zespołu Red Hot Chili Peppers. 400 gości raczyło się między innymi 2000 butelek wybornego Louis Roederar Champagne. Nic dziwnego, że Abramowicz potrafi zaszaleć na rynku transferowym, jak mało kto. Zimą ubiegłego roku kupił Fernando Torresa z Liverpoolu za prawie 60 milionów euro, a latem 2011 roku nie żałował grosza na innego Hiszpana Juana Matę z Valencii, za którego wyłożył 26 milionów euro. Nie ma co jednak ukrywać - kręgosłup drużyny bierze się jeszcze z czasów Jose Mourinho. To Portugalczyk sprowadził Didiera Drogbę, który został "piłkarzem meczu" w finale Ligi Mistrzów sezonu 2011/2012. Gianluca Vialli, który swego czasu był menedżerem Chelsea, a dziś przyjaźni się z Roberto Di Matteo - tak opowiada na łamach "Sueddeutsche Zeitung" o minionym sezonie: "W trakcie rozgrywek klub przestał myśleć o celach długofalowych. W ostatnich miesiącach wszystko przebiegało pod hasłem - tu i teraz. Za Villasa-Boasa drużyna miała za zadanie bronić, grając o wiele wyżej, starała się dłużej utrzymywać przy piłce, a zarazem nie brakowało eksperymentów personalnych. Villas-Boas starał się narzucić swoją filozofię. Z kolei Di Matteo wykazał się pragmatycznym myśleniem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że najstarsi piłkarze dalej są najlepsi. I całą grę im podporządkował. Chelsea grała obronę z głębi pola, doskonale zorganizowaną. Wyczekiwała na słabość rywala i skupiała się na błyskawicznym kontrataku. Nierzadko zagrywane są długie podania do Drogby, który jest zdolny do wszystkiego". Drogba okazał się zdolny do wygrania finału Champions League. Piłkarze Chelsea po stracie gola na 0-1 w 83. minucie - jak przyznał Di Matteo - "znaleźli się pod presją czasu". W 88. minucie wykonywali pierwszy rzut rożny w całym spotkaniu. Drogba uprzedził Jerome'a Boatenga i kapitalnym uderzeniem głową zaskoczył Manuela Neuera. Zawodnicy Chelsea poprzestali na tym jednym jedynym rzucie rożnym przez 120 minut. Piłkarze Bayernu rogów bili 20. I co z tego? - można śmiało zapytać. Puchar Europy nie został w Monachium, a pojechał do Londynu...Obecny triumfator Ligi Mistrzów w fazie pucharowej uporał się z Napoli (po nadzwyczajnym dramacie i dogrywce w rewanżu), z Benfiką i wreszcie z obrońcą trofeum Barceloną (co z tego, że w obu meczach oddał bodaj trzy strzały, a rywal ponad czterdzieści). Wreszcie w finale rzucił na kolana Bayern, który kontrolował grę i stworzył mnóstwo sytuacji. Stara piłkarska prawda głosi, że na koniec liczą się tylko bramki - po 90 minutach, po 120 minutach, czy w końcu w rozgrywce na jedenastki. Po trzeciej serii karnych sytuacja była wyborna dla Bayernu. Neuer obronił karnego Maty, a sam też zdołał trafić. 3-2 dla Bayernu w karnych i nic tylko trafić dwa kolejne... Strzały Chorwata Ivicy Olica i Bastiana Schweinsteigera obronił Czech Petr Cech. 29-letniemu bramkarzowi wypada poświęcić końcówkę tego tekstu. Bez tego fenomenalnego golkipera nie byłoby zwycięstwa Chelsea. W 87 meczach Ligi Mistrzów został pokonany tylko 77 razy. W obecnej edycji Champions League obronił 80 procent strzałów w światło bramki! Dziś Cech świętuje 30-urodziny. Pytany przed spotkaniem w Monachium, jaki tort sobie życzy, odparł: "Dziękuję, wolę puchar". Od 2006 roku broni w 80 gramowym hełmie, po tym jak zderzył się z kolanem rywala w meczu ligowym i musiał kilka miesięcy pauzować. Nie przeszkadza mu to świetnie czytać grę, a także kapitalnie interweniować. Doceniam zwycięstwo Chelsea, ale warto zwrócić uwagę, że to niejako zwycięstwo za całokształt inwestycji Abramowicza, który zachwycił się futbolem i od prawie dziesięciu lat finansuje swoją pasję z majątku, którym dysponuje. Że ubogie środki stosowała Chelsea w tym sezonie, jeśli chodzi o styl gry? Vialli już przed meczem zapowiadał: "Do Monachium po Puchar Europy wybierają się cwani, świetnie przygotowani do tego wyzwania gracze, mający w dodatku włoskiego trenera. To naprawdę zabójcza kombinacja". Że zabijali piękno gry z Barceloną i Bayernem? Na pewno nie zabili emocji. Roman Kołtoń Autor jest komentatorem Polsatu Sport Jeszcze więcej informacji i komentarzy na blogu "...a bramki są dwie" Romana Kołtonia