<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-mistrzow-3-runda-kwalifikacji,cid,636,rid,2626,sort,I" target="_blank">3. runda eliminacji Ligi Mistrzów. Sprawdź zestaw par - kliknij tutaj!</a>Lech Poznań pokonał pierwszą przeszkodę na drodze do Ligi Mistrzów. "Kolejorz" łatwo ograł ekipę mistrza Bośni - FK Sarajewo (2-0, 1-0) i w kolejnej rundzie zmierzy się z FC Basel. Poprzeczka jest tym razem zawieszona wysoko, bo zespół z Bazylei w ostatnich latach kompletnie zdominował rozgrywki ligi szwajcarskiej, a w swoim kraju nazywany jest "małym Bayernem". Nie ma w tym przypadku, bo od roku 2010, Basel nieprzerwanie wygrywa mistrzostwo kraju. Tytuł zdobyty w ostatnim sezonie, kiedy zespół prowadził Paulo Sousa, był już szóstym z rzędu dla zespołu z St. Jakob Park! Rewolucjonista wszedł do szatni z hukiem Mistrzostwo zdobyte pod wodzą Portugalczyka wcale nie przyszło jednak drużynie z Bazylei łatwo. Sousa, który był pierwszym od ponad 15 lat szkoleniowcem Basel spoza Szwajcarii lub Niemiec, wszedł do szatni z hukiem. Oczekiwał od zespołu skutecznej, ale i niezwykle efektownej gry. Nie obawiał się podejmować bardzo odważnych decyzji. Szkoleniowiec Basel regularnie dawał grać wychowankom i nie przywiązywał się do nazwisk. Dowody? Kiedy Bazylea we wrześniu ubiegłego roku grała na wyjeździe z Grasshoppers i nie potrafiła złapać odpowiedniego rytmu, Sousa już w 36. minucie postanowił zmienić jednego ze swoich najlepszych graczy - Fabiana Schaera. Twardą rękę portugalskiego szkoleniowca odczuł na własnej skórze także kapitan zespołu Marco Streller. Doświadczony snajper często siadał na ławce, a jego miejsce na pozycji wysuniętego napastnika zajmował młodziutki Breel Donald Embolo. Terapia szokowa, jaką zastosował w ekipie Basel Paulo Sousa, przyniosła jednak skutek. Ekipa FCB zdobyła kolejny tytuł, a szkoleniowiec po zdobyciu mistrzostwa przyznał na konferencji prasowej: "Wszedłem do szatni zespołu, który w ostatnich latach wygrał w kraju wszystko. Widziałem, że muszę wprowadzić coś nowego, zrobić jakiś wstrząs i ponownie obudzić w piłkarzach chęć wygrywania. Cieszę się, że to mi się udało". Wkrótce po zdobyciu tytułu, Sousa podpisał kontrakt z Fiorentiną, a na ławce trenerskiej Bazylei zastąpił go Szwajcar Urs Fischer. Basel to znakomita odskocznia zarówno dla młodych piłkarzy, jak i trenerów i niewykluczone, że jeśli Fischer także osiągnie z klubem z Bazylei sukcesy, dostanie szansę pracy w mocniejszej lidze - tak jak choćby Sousa czy wcześniej Murat Yakin, który trafił do Spartaka Moskwa. Pierwszym poważnym wyzwaniem dla nowego trenera Basel będzie dwumecz w 3. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Lechem Poznań. Szwajcarzy są zdecydowanymi faworytami starcia z "Kolejorzem", choćby dlatego, że w ostatnich latach potrafili osiągać w pucharach sukcesy, o jakich polskie kluby mogą tylko pomarzyć. W ubiegłym sezonie klub z Bazylei wyprzedził w grupie Ligi Mistrzów Liverpool i awansował do 1/8 finału tych rozgrywek. Rok wcześniej szwajcarska ekipa dotarła do ćwierćfinału Ligi Europejskiej, a w sezonie 2012/2013 Basel dopiero w półfinale LE odpadło z Chelsea Londyn. Na tle osiągnięć Legii czy Lecha wyniki Szwajcarów robią piorunujące wrażenie. "Mały Bayern" nie chce robić błędów giganta Kibice z dumą mówią o Basel, że to ich "mały Bayern", ale działacze szwajcarskiego klubu robią wszystko, by nie popełniać grzechów, jakie od lat regularnie przydarzają się Bawarczykom. W Bazylei nikt nie pozwala sobie na megalomanię i arogancję. Do rywali podchodzi się tu z szacunkiem, a w samym klubie wszystko jest rozsądnie zaplanowane i chodzi jak w zegarku. Oczywiście szwajcarskim. Najlepszym przykładem na to, jak mądrze buduje swoją drużynę Basel, jest kadra klubu. Jest ona od lat dzielona na trzy podgrupy. Pierwsza to wychowankowie, absolwenci szkółki Basel. Klub promuje ich z nadzieją, że zostaną następnie sprzedani za spore pieniądze do największych klubów Europy. Tak było w poprzednich latach m.in. z Xherdanem Shaqirim, który za prawie 12 mln euro trafił do Bayernu Monachium czy Granitem Xhaką - Borussia Moenchengladbach zapłaciła za niego ponad 8 mln euro. Druga grupa w kadrze Basel to młodzi piłkarze zagraniczni, którzy ligę szwajcarską traktują jak trampolinę do większych wyzwań. Są oni wyłapywani w różnych zakątkach świata przez skautów klubu. Łowcy talentów pracujący dla Basel do swojego zadania podchodzą bardzo sprytnie. Nie penetrują najbardziej oczywistych rynków jak Brazylia czy Argentyna, tylko skupiają się na krajach, gdzie nie zapuszcza się wielu skautów, takich jak np. Paragwaj czy Egipt. W ten sposób do zespołu trafili np. Derlis Gonzalez czy Mohamed Elneny. Wreszcie trzecia składowa kadry Basel to weterani ze Szwajcarii i z zagranicy, którzy mają stanowić wzór dla młodych graczy i zapewniać niezbędne doświadczenie na arenie międzynarodowej. W kadrze szwajcarskiego klubu jest obecnie choćby 37-letni Walter Samuel, słynny argentyński obrońca, który występował niegdyś w Romie czy Interze Mediolan. Do niedawna wielkim liderem szatni był z kolei Szwajcar Marco Streller, który jednak po ostatnim sezonie zakończył karierę. Przejście Strellera na zasłużoną emeryturę nie było jedynym problemem, z jakim musieli sobie poradzić działacze Basel w letnim oknie transferowym. Z klubu odeszli także Fabian Schaer (trafił do Hoffenheim) i Fabian Frei (FSV Mainz), kluczowe postaci linii obrony i pomocy. W ten sposób przetrącony został szkielet drużyny, bo ubyli czołowi zawodnicy z centrum każdej formacji. Działacze ściągnęli co prawda zastępców - przyszli m.in. austriacki snajper Marc Janko (ostatnio Sydney FC), pomocnik Zdravko Kuzmanović (Inter Mediolan) czy środkowy obrońca Daniel Hoegh (Odense) ale upłynie trochę czasu zanim zgrają się oni z resztą zespołu. Czołowymi postaciami FC Basel są w dalszym ciągu zawodnicy, którzy błyszczeli w ubiegłym sezonie, jeszcze pod wodzą Paulo Sousy. Najlepszym snajperem Bazylei jest albański skrzydłowy Shkelzen Gashi. W minionych rozgrywkach zdobył aż 26 bramek, dołożył do tego siedem asyst. Paragwajczyk Derlis Gonzalez asystował 10 razy, strzelił sześć bramek, z czego aż trzy w Lidze Mistrzów. Wielkie kluby mają jednak oko przede wszystkim na środkowego napastnika FCB - Breela Donalda Embolo. Zapamiętajcie to nazwisko. Urodzony w Kamerunie reprezentant Szwajcarii w lutym skończył dopiero 17 lat, a już w ubiegłym sezonie zdążył strzelić 17 goli i zaliczyć 13 asyst we wszystkich rozgrywkach. Piekielnie szybki, silny jak tur, a do tego dobry technicznie snajper już wkrótce trafi zapewne do któregoś z wielkich klubów, bo potencjał ma nieprawdopodobny. Czy ambitny uczeń zaskoczy mistrza? Basel to dziś klub z wyższej półki niż Lech Poznań - co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Czy jednak Szwajcarzy okażą się przeszkodą nie do pokonania dla "Kolejorza"? To wcale nie jest przesądzone. Bazylea ma przecież swoje problemy, a Lech w ostatnich latach pokazał, że potrafi sprawić w pucharach wielką niespodziankę - kibice doskonale pamiętają przecież udane mecze z Manchesterem City czy Juventusem Turyn w Lidze Europejskiej. Starcie z Basel będzie dla "Kolejorza" egzaminem dojrzałości. Lech jest dzisiaj w tym miejscu, w którym szwajcarski klub był 10-15 lat temu. Warto patrzeć na Szwajcarów nie tylko jak na rywala w walce o awans do Ligi Mistrzów, ale także wzór do naśladowania. Praca u podstaw z młodymi piłkarzami, rozsądne podejście do transferów i przemyślany skauting. To wszystko cechy, które sprawiły, że Basel stał się solidnym europejskim klubem. Co ciekawe, w skali polskiego futbolu te same przymioty można odnieść do Lecha, tyle że "Kolejorz" wciąż w europejskiej hierarchii nie jest taką marką, jaką chciałby być. Mecz Basel z Lechem będzie starciem mistrza ze zdolnym uczniem. Czy ambitny adept zaskoczy doświadczonego profesora? Przekonamy się już wkrótce. Pierwszy mecz Lecha z FC Basel w środę o 20.45. Autor: Bartosz Barnaś