Niewiele lepiej wygląda sytuacja w rozgrywkach Pucharu UEFA. W I rundzie wystąpią tylko dwa zespoły - Wisła Kraków, która przeszła eliminacje, i Legia Warszawa, która po niepowodzeniu w staraniach o Ligę Mistrzów, może szukać szczęścia w pucharze "pocieszenia". W kwalifikacjach Pucharu UEFA nie poradziły sobie dwie inne drużyny. Zagłębie Lubin odpadło po dwumeczu z Dynamem Mińsk, a Wisła Płock nie dała rady Czornomorcowi Odessa. W przyszłym roku o występ w europejskich pucharach będzie jeszcze trudniej. Ponieważ polskie kluby bardzo słabo spisują się w tych rozgrywkach, ich ranking stale spada, więc w sezonie 2007/08 będziemy mogli wystawić tylko trzy zespoły. Mistrz zagra w eliminacjach Ligi Mistrzów, natomiast w kwalifikacjach Pucharu UEFA wystąpią - druga drużyna w tabeli i zdobywca Pucharu Polski. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Jedną z odpowiedzi podsunął Orest Lenczyk, trener BOT GKS Bełchatów, lidera Orange Ekstraklasy. - We Francji czy w Anglii młodzi piłkarze trenują na boiskach równych jak stół, gra jest bardzo szybka. Polski piłkarz ćwiczy w warunkach urągających tej dyscyplinie. On kopie piłkę, a nie w nią gra, więc w wiek seniora wchodzi niedouczony. Jeśli całe życie grał na tzw. pralce, a później wychodzi na równe jak stół boisko, to martwi się przede wszystkim, jak piłkę przyjąć, a dopiero później, jak ją kopnąć - stwierdził w jednym z licznych wywiadów, które ostatnio udziela. W tym samym tonie wypowiedział się Wojciech Kowalewski, bramkarz Spartaka Moskwa, który z tym klubem wystąpi w fazie grupowej Ligi Mistrzów. - Kluby w Rosji czy na Ukrainie są na zupełnie innym poziomie niż w Polsce. Tam się jednak nie tylko wydaje wielkie pieniądze na transfery. Nikt w Spartaku czy Szachtarze nie zapomina o systematycznym szkoleniu młodzieży, rozbudowie bazy treningowej - powiedział. Polskie kluby nie stawiają na pracę z młodzieżą, bo według ich właścicieli to się nie opłaca. Efekty mają przyjść już, teraz, a nie za parę lat. Oddajmy jeszcze raz głos Lenczykowi. - W Bełchatowie ćwiczy ok. 350 dzieciaków. Praca z dziećmi pochłania mnóstwo pieniędzy, ale efektów nie ma. Od władz naszego sponsora usłyszałem, że to jest problem. Wstałem i mówię: proszę panów, to nie są zmarnowane pieniądze, bo te 350 dzieci oprócz tego, że trenuje, to jeszcze się wychowuje - mówił trener, ale czy wreszcie ktoś go posłucha? W Polsce ostatnio modne stało się sprowadzanie piłkarzy z zagranicy. Oni mają być lekiem na całe zło. Właściciele polskich klubów twierdzą, że w naszym kraju nie ma talentów, a po drugie obcokrajowiec nierzadko jest tańszy niż krajan. Robiąc to wzorują się na ligach angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej itd., gdzie także występuje wielu zagranicznych zawodników. Zapominają jednak, że w tych krajach szkolenie młodzieży jest na bardzo wysokim poziomie, a wygrywanie przez Hiszpanię czy Francję młodzieżowych mistrzostw - na porządku dziennym. A poza tym zachodnie kluby przeważnie sprowadzają towar pierwszej jakości, a nie odpady. Dlatego młodym chłopcom, którzy chcieliby zostać naprawdę profesjonalnymi piłkarzami, nie pozostaje nic innego jak skorzystać z rady Zbigniewa Bońka. "Zibi" nie ma wątpliwości. Jeśli chcesz zrobić karierę w futbolu, musisz w jak najmłodszym wieku wyjechać z Polski. Wtedy masz szansę. Utalentowana młodzież to jednak nie wszystko. Aby w piłce osiągnąć sukces potrzeba też pieniędzy. - Do wielkiego futbolu potrzeba wielkiej forsy. Smutne, ale prawdziwe - powiedział Kowalewski. On wie co mówi. Gra klubie, który sponsoruje Łukoil, największy koncern naftowy w Rosji. I na pewno nie narzeka na warunki finansowe. Kluby rosyjskie czy ukraińskie, jak Szachtar Donieck, który wyeliminował Legię Warszawa w eliminacjach Ligi Mistrzów, nie są wymarzonym miejscem pracy dla piłkarzy innych nacji. Dobry zawodnik woli grać we Włoszech, Hiszpanii, Anglii czy Francji niż na Wschodzie, który ciągle mu się kojarzy z białymi niedźwiedziami. Właściciele tych klubów mają jednak haka, na który coraz częściej dają się złapać naprawdę wartościowi gracze. Są nimi diengi. Mają budżety porównywalne z tymi, które posiadają najlepsze kluby w Europie Zachodniej, dlatego nie powinien dziwić fakt, że po dwa zespoły z Rosji i Ukrainy wystąpią w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Budżety najlepszych polskich klubów oscylują natomiast w granicach pięciu milionów euro. I nie widać, w bliskiej perspektywie, szans, aby zostały one zwiększone. Ich właściciele twierdzą, że są one niedofinansowane, ponieważ słabo wypadają w europejskich pucharach. A wypadają w nich słabo, gdyż brak im środków. I koło się zamyka...