W składzie rywali Legii nie brakuje piłkarzy, których nazwiska mogą brzmieć dla kibica polskiej ligi znajomo. Mecz z Legią będzie ciekawym doświadczeniem chociażby dla Henrika Ojamy. Skrzydłowy Flory to w końcu były zawodnik "Wojskowych", który dołączał do zespołu w 2013 roku ze szkockiego Motherwell. Miał bardzo dobre liczby i widziano w nim wtedy spory potencjał. Początkowo występował nawet w pierwszym składzie, ale jego postawa mocno odbiegała od oczekiwań, a egoistyczny styl gry denerwował nie tylko kibiców. Estończyk stopniowo coraz bardziej spadał w hierarchii zawodników aż w końcu zaczął błąkać się po kolejnych wypożyczeniach. Potem Ojamaa raz jeszcze próbował swoich sił w Polsce - najpierw w barwach Miedzi Legnica w Ekstraklasie i I lidze, a potem Widzewa na drugim szczeblu rozgrywkowym. W żadnym z tych klubów nie podbił jednak serc kibiców i ostatecznie wrócił w rodzinne strony. Niemniej we Florze też nie jest zawodnikiem, od którego zaczyna się ustalanie składu... Trochę lepiej przygodę z polską piłką wspomina na pewno Ken Kallaste. Prawy obrońca miewał przyzwoite momenty, szczególnie kiedy grał w Ekstraklasie w barwach Górnika Zabrze i Korony Kielce. Nierzadko zdarzały mu się jednak też błędy i z każdym sezonem radził sobie gorzej, dlatego w 2019 roku bez żalu oddano go do GKS-u Tychy. Tam też zaliczył tylko krótki epizod i wrócił do kraju, a najlepsze czasy ma już zdecydowanie za sobą. Kolejnym zawodnikiem, którzy udowodnia, że przez te lata kilku Estończyków jednak w Ekstraklasie grało, jest Sergei Zenjov. Znany z występów w Cracovii skrzydłowy miewał niezłe okresy i długo też był podstawowym zawodnikiem Pasów. Nigdy jednak do końca nie spełnił oczekiwań i ciężko powiedzieć, żeby był żelaznym zawodnikiem pierwszego składu. Chyba nikomu jakoś wybitnie pozytywnie w pamięć nie zapadł, choć zupełnym niewypałem na pewno nie był. Teraz, w wieku 32 lat, od pół roku biega po estońskich boiskach. Generał Wassiljev i szturm do kolejnej rundy? Wyjątkiem w tym gronie jest Konstantin Wassiljew, który przez długi czas reprezentował barwy Piasta Gliwice oraz Jagiellonii Białystok. "Cesarz Estonii" już wtedy słynął z oszczędnego gospodarowania siłami, ale trzeba mu jednocześnie oddać, że niewielu zawodników Ekstraklasy umiało z równą maestrią dostarczyć piłkę kolegom. Długo był, całkiem zresztą słusznie, uznawany za jednego z najlepszych dyrygentów środka pola w naszej lidze, a wykonywane przez niego rzuty wolne budziły postach pod bramką rywali. Czas jednak go nie oszczędził - jeśli grając w Piaście Wassiljew biegał mało, to teraz zamienił się stacjonarną bazę do przekazywania piłki. Oszczędzany na mecz z Legią (nie zagrał ostatnio w lidze), wciąż może stanowić jednak pewne zagrożenie. Argumentów, którymi Flora może straszyć rywali nie ma jednak wiele. Poza byłymi "ekstraklasowcami" warto na pewno pamiętać o napastniku Rauno Sappinenie, który gwarantuje 20-30 goli na sezon w estońskiej lidze, a także o przyzwoitym reprezentacyjnym bramkarzu, Matveiu Igonenie. Może się wydawać, że w ubiegłym sezonie Flora zdominowała krajowe rozgrywki, bo pokonując Levadię oraz Paide, z wyraźną przewagą zdobyła zarówno mistrzostwo kraju, jak i krajowy puchar. Jednak w tym roku różnice są już znacznie mniejsze, a Flora na ten moment zajmuje drugie miejsce w tabeli (mając co prawda dwa mecze zaległe ze względu na występy w pucharach). Z kolei w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Estończycy grają głównie dlatego, że w pierwszej mierzyli się z Hibernians, czyli drużyną z... Malty. Tokio 2020 - bądź z nami na igrzyskach olimpijskich! Sprawdź Na korzyść Estończyków przemawia jedynie fakt, że znajdują się w rytmie meczowym, bo zmagania w estońskiej lidze trwają. Podobnie sprawa wyglądała jednak w przypadku Bodo/Glimt, a norweski zespół znajdował się jednak o kilka klas wyżej niż Estończycy. A jeśli obawialibyśmy się przeciwnika, u którego istotnymi postaciami są podstarzali zawodnicy zweryfikowani wcześniej przez Ekstraklasę, to nie świadczyłoby dobrze o rozwoju naszej ligi. Nawet jeśli jej kondycja obecnie pozostawia wiele do życzenia. RF