- Przystępowaliśmy do dwumeczu z Florą z nadzieją i wiarą, że awansujemy do kolejnej rundy, która zapewni nam cel minimum, czyli awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy - rozpoczął pomeczową konferencję prasową Michniewicz. - Cel zrealizowaliśmy. Wszystkim w klubie spadł kamień z serca. Mamy fazę grupową europejskich pucharów. Dawno tego w Legii nie było. Starałem się nie wywierać dodatkowej presji na zawodnikach, bo oni już byli za bardzo skoncentrowani. Nie zagraliśmy olśniewająco, łatwiej grało nam się z Bodo. Niespodziewanie z Florą było trudniej. Estończycy grali prosto, długimi podaniami. Szkoda, że nie strzeliliśmy więcej bramek. Nic wielkiego nie pokazaliśmy, ale nasze marzenia sięgają dalej i będziemy o nie walczyć za tydzień w Zagrzebiu - zapowiedział Michniewicz. Trener Legii zapewnił, że mistrzowie Estonii niczym go nie zaskoczyli. - Wiedzieliśmy, jak Flora buduje akcje. Znowu astosowała bezpieczną taktykę - grała długimi piłkami. Wiedzieliśmy, że Flora nie jest słabym zespołem, podeszliśmy właściwie do tego spotkania i wygraliśmy - podsumował Michniewicz. Trener Legii nie chciał oceniać, czy gol dla Flory nie został uznany słusznie, czy też nie. - Nie widziałem, czy bramka dla Flory była prawidłowa. Widziałem jedynie chorągiewkę w górze, więc byłem spokojny. Na koniec chciałbym podziękować za miłe przyjęcie i fajną rywalizację oraz życzyć Florze powodzenia. Asz