Niedawno o sytuacji w Lizbonie w Polsce pisało się sporo głównie w kontekście tego, co wydarzyło się w Legii (atak chuliganów na piłkarzy w autokarze pod ośrodkiem treningowym). Przypominano zamieszanie, do którego doszło dwa lata temu w Sportingu i jak się potoczyły losy poszkodowanych zawodników. Po tym zdarzeniu doszło do gruntownych zmian. Zmienił się prezes, odeszło dziewięciu piłkarzy, odszedł trener Silas. W jego miejsce szefowie postanowili ściągnąć stawiającego pierwsze kroki w tym zawodzie (w Bradze) Amorina. Musieli być w Lizbonie bardzo zdesperowani i przede wszystkim przekonani do jego talentu, bo żeby go pozyskać, zgodzili się zapłacić aż 10 mln euro. Mogli sobie na to pozwolić, bo zimą za 55 mln euro do Manchesteru United został sprzedany Bruno Fernandes. Czytaj więcej: Jurgen Klopp w elitarnym gronie. Dokonał tego jako ósmy trener w Lidze MistrzówNiemniej, kwota robi wrażenie, bo Amorina został trzecim najdroższym trenerem w historii. Inwestycja jednak szybko się opłaciła, bowiem jeszcze w tym samym sezonie Sporting pod jego wodzą sięgnął po Puchar Ligi, zaś w następnym sezonie zdobył nie tylko kolejny puchar, ale przede wszystkim mistrzostwo. I stało się to po 19 latach od poprzedniego takiego sukcesu. Tę krótką historię przytaczam nie bez powodu, ale dlatego, że wiąże się to z tym, co stało się we wtorek po przegranym aż 0:5 meczu Manchesterem City. Otóż, mimo tak wysokiej przegranej, kibice zgotowali piłkarzom Sportingu wielkie brawa. Trzeba jeszcze dodać, że kilka dni wcześniej podopieczni Amorina rozegrali w lidze mecz z liderem, czyli FC Porto. Po niezwykle zaciętym, ale też momentami brutalnym spotkaniu, i co ciekawe - prowadzeniu przez Sporting już 2:0, pojedynek zakończył się remisem 2:2. Na dwie rzeczy warto zwrócić tutaj uwagę i przyłożyć kalkę do tego, co dzieje się w naszym kraju. Po pierwsze, żeby znaleźć odpowiedniego człowieka na odpowiednie miejsce, ważne jest dobre rozeznanie i mądre zainwestowanie pieniędzy. Nie do pomyślenia jest, że jakiś klub w Polsce byłby w stanie zaryzykować nie 10 mln euro, ale chociażby 10 mln złotych na pozyskanie trenera. Takie pieniądze w naszych klubach idą na pierwszym miejscu na piłkarzy. I to niestety takich, że tak brzydko powiem "z półki z towarem wybrakowanym". Wyłożenie 10 mln euro na szkoleniowca z dwumiesięcznym doświadczeniem w najwyższej klasie rozgrywkowej, to absolutna abstrakcja, kosmos. Ale to, co jest w piłce najbardziej wartościowe, najbardziej opłacalne, ale niestety dość trudne - to dostrzeżenie potencjału zarówno u piłkarzy, jak i trenera. Liga Mistrzów. Sporting Lizbona z małymi szansami na odwrócenie losów 1/8 finału Okazuje się, że jednym niezwykle mądrym ruchem Sporting Lizbona odzyskał sportową siłę, a co się z tym wiąże - także zaufanie kibiców. I to takich, którzy wcześniej dyscyplinowali piłkarzy w sposób niedopuszczalny, wręcz haniebny. Doprowadzić do tego, żeby kibice bili brawo i podnosili na duchu zawodników po tak dotkliwej porażce (a trzeba też przyznać, że szanse Sportingu na odwrócenie losów w rewanżu oscylują w granicach zera), to jest prawdziwy majstersztyk. To jak wygrać los na loterii. I taka właśnie wygrana przydałaby się również niektórym prezesom klubów Ekstraklasy - trzeba tylko zdecydować się na sięgnięcie po właściwy los...