Kto to jest Diego Milito? Dlaczego mający 31 lat piłkarz, którego sława nie sięga pięt Cristiano Ronaldo, czy Leo Messiego, zostaje bohaterem finału Champions League? Przez 11 lat kariery uczył się, co to znaczy mieć pecha do trenerów i menedżerów. Opinia napastnika solidnego, ale nie dającego nadziei na bezdyskusyjną wielkość zmarnowała mu masę czasu. W reprezentacji Argentyny zdobył zaledwie cztery gole. Do Europy przyjechał za późno Diego Milito przybył do Europy za późno, mając 25 lat, by kolejne dwa grać drugiej lidze. Kiedy w końcu awansował z Genoą do Serie A, klub został zdegradowany karnie o dwie klasy. W ostatnim dniu okna transferowego 2005 roku hiszpański Real Saragossa wypożyczył go, jako następcę dla odchodzącego Davida Villi. Zapłacił dwa mln euro z opcją wykupu za pięć mln. Po raz pierwszy w karierze Diego miał okazję grać z młodszym bratem Gabrielem (dziś stoperem Barcelony). W Hiszpanii z miejsca dołączył do napastników klasy Ruuda van Nistelrooya, czy Federica Kanoute. W drodze do finału Pucharu Króla w 2006 roku strzelił cztery gole Realowi Madryt i dwa Barcelonie z Ronaldinho, która na koniec roku zdobyła mistrzostwo kraju i wygrała Ligę Mistrzów. 12 miesięcy później do walki o niego stanął Real gotów wydać 25 mln euro. Saragossa zażądała 40 mln, by po kolejnych dwóch sezonach pozwolić mu wrócić do Genoi za 12. Stamtąd 30-latka wykupił Jose Mourinho dając mu pierwszą szansę gry w wielkim klubie. Widzieliśmy w sobotę, jak Diego ją wykorzystał. Cała Europa śmiała się z niego do rozpuku Kiedy dwa lata temu włoski potentat naftowy Massimo Moratti postanowił postawić na wyrzuconego z Chelsea Jose Mourinho, był już zupełnie innym człowiekiem. Rodzinna "zabawka", którą kupił w 1995 roku, w siedem lat pochłonęła pół miliarda euro. Z Morattiego cała Europa śmiała się do rozpuku. W Interze panował wieczny chaos: choć grali tam Ronaldo, Roberto Carlos, Ivan Zamorano, Roberto Baggio, Christian Vieri, Adriano, Francesco Toldo, przez dekadę drużyna nie zdobyła nawet mistrzostwa kraju! Pierwsze dała mu afera calciopoli. Od pięciu lat Inter traktuje rywali z Serie A jak chłopców do bicia. Moratti chciał jednak czegoś więcej. Transfery Mourinho sfinansowała... Barcelona Włoch przebył w futbolu bardzo długą drogę: od człowieka butnie zapatrzonego w siłę swojego portfela, do prezesa wierzącego w pracę i dobre pomysły. Kiedy ostatniego lata Mourinho powiedział mu, że potrzebuje pieniędzy na przebudowę drużyny, Moratti postanowił, że nie wyciągnie ich z rodzinnego majątku. Pięciu nowych graczy sfinansowała mu Barcelona, która zgodziła się dopłacić 50 mln euro do wymiany Zlatana Ibrahomovicia za Samuela Eto'o. Z tych pieniędzy połowę dostała Genoa za Diego Milito i Thiago Mottę, 8 mln zarobił Bayern za 32-letniego Lucio i 15 mln Real Madryt za Wesleya Sneijdera. Nie wydając grosza z kasy Interu, Moratti z Mourinho zbudowali najlepszy zespół w Europie. Ci wszyscy ludzie spotkali się w jednym czasie i miejscu jak komandosi, by wykonać konkretne zadanie. Mourinho nie patrzył im w metryki, ani paszporty. Macedończyka Gorana Pandewa Moratti kupił, jako nastolatka już w 2001 roku, by pozwolić mu się tułać po innych klubach. Dopiero Mourinho zauważył, że 27-latek to materiał na piłkarza podstawowego składu. Jose przebudował klub od podstaw Mourinho zrobił z Ligi Mistrzów absolutny priorytet, co nie znaczy, że pracował w Mediolanie na krótką metę. Urządził na nowo cały ośrodek Interu, zmienił układ boisk, jedno kazał zadaszyć, a trenerom młodzieży narzucił sposób szkolenia. Na wzór Barcelony wszystkie roczniki Internazionale mają grać tym samym systemem, jak pierwsza drużyna. Mourinho stworzył też idealne warunki dla trenerów. Zbudował biuro i zgromadził w nim wszystko, co potrzebne do analiz gry Interu i jego rywali. Władza Portugalczyka była tak duża, że to on wyznaczał piłkarzy do kontaktów z prasą. Nawet drobiazgów nie spuszczał z oka. Czy będzie dalszy ciąg najlepszej drużyny Europy? Dowódca opuści oddział, jako pierwszy. "Panie prezesie, misja została spełniona" - mógł powiedzieć trener Interu, wczoraj na Santiago Bernabeu. A potem ogłosił, że zaczyna negocjacje z Realem Madryt. Wyzwanie jest w zasadzie dość podobne - na Bernabeu rządzi inny ekscentryczny bogacz, który w siedem lat wpakował w transfery 622 mln euro. Florentino Perez jest zmęczony i zdesperowany niczym Moratti. Od 2003 roku pracowało z Realem aż 10 trenerów, trzeba wreszcie takiego, który zapanuje nad marnotrawstwem i chaosem. Kto, jeśli nie Mourinho? Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego