Wojciech Górski, Interia: Zacznijmy bez rozgrzewki. Czy Pep Guardiola to najlepszy trener na świecie? Michał Zachodny, ekspert Premier League w Viaplay: - Jest to trener, który ma najwięcej pomysłów na świecie, dysponuje najlepszą drużyną na świecie i prezentuje najbardziej efektywny styl gry na świecie. Żeby to wszystko skleić, sprawić, żeby zespół prezentował się tak efektywnie - ale i efektownie - potrzeba najlepszego trenera na świecie. Więc odpowiedź jest prosta: Tak, to najlepszy trener na świecie. Więc jak to się stało, że najlepszy trener na świecie od 12 lat nie wygrał Ligi Mistrzów? - Bo wygranie Ligi Mistrzów nie jest tak oczywiste. Nawet dysponując najlepszym składem, najlepszym piłkarzem na świecie. Na przykład: Kiedy ostatnio Lionel Messi zdobył Ligę Mistrzów? To nie jest tak proste do osiągniecia ze względu na format LM. Ze względu na to, jak wyglądają fazy pucharowe. Sukces zależy naprawdę od bardzo wielu rzeczy. Pamiętajmy, że Guardiola odpadał już z Champions League po golu strzelonym ręką w meczu z Tottenhamem, wówczas o awansie decydowały bramki zdobyte na wyjeździe. W zeszłym sezonie Guardiola odpadł, bo miał kilka słabszych minut z Realem Madryt. Kilka słabszych minut na przestrzeni dwumeczu! Trudno powiedzieć, by istniała prosta odpowiedź na tak postawione pytanie. Myślę, że brak kolejnej wygranej Ligi Mistrzów bardzo mu ciąży. Kolejne lata bez triumfu na pewno sobie naliczał, bo sam o nich mówił. To sprawiało, że były mecze, w których - nie mówię: "przekombinował", bo to popularny zarzut kierowany wobec Guardioli, ale w czasie których, to jakby oddziaływało na jego drużynę. W pierwszych trzech latach kariery trenerskiej Guardiola dwukrotnie wygrywał Ligę Mistrzów. Dominacja Barcelony była wówczas niewiarygodna. Od tamtego czasu mówi się, że sposób gry Guardioli ewoluuje, on sam rozwija się jako trener, ale nie jest w stanie powtórzyć takiego sukcesu. Według ciebie potrójna korona z City byłaby wyrównaniem największych osiągnięć z Barceloną? - Zdecydowanie tak, w ogóle jego osiągnięcia w Manchesterze City należy już porównywać do tego co osiągnęła Barcelona. Myślę, że to był w ogóle zupełnie inny etap futbolu. Trzeba pamiętać, że Guardiola wraz z Barceloną wyciągali futbol z kilkuletniego - powiedziałbym - nawet nie marazmu, ale okresu, w którym coś innego dominowało w futbolu. Zupełnie inny styl gry. Wraz z Guardiolą piłka nożna przyjęła kierunek bardziej ofensywny, oparty na posiadaniu piłki. Oparty na fundamentach, które też wcześniej wyznaczała przecież Barcelona, ale m.in. Johana Cruyffa. Myślę, że on otworzył oczy jeśli chodzi o systemy, role zawodników, możliwości piłkarzy, umiejętność wykorzystania przestrzeni, jaką daje boisko piłkarskie. I to nie tylko gronu elitarnych trenerów, którzy rywalizują w fazie pucharowej LM, ale całemu światu. To podniosło poprzeczkę. Tak samo, z coraz większymi inwestycjami w coraz szersze grono klubów, rywalizacja staje coraz trudniejsza. Zwłaszcza, gdy wszystko sprowadza się do 90 lub 180 minut gry. A czasami nawet jednego uderzenia w rzutach karnych. Gdybyś miał porównać tamtą Barcelonę Guardioli do obecnego Manchesteru City, to - biorąc pod uwagę wszystkie zmiany, jakie zaszły w futbolu - jaką dostrzegasz największą różnicę? - Największa różnica to Lionel Messi. Manchester City gra zupełnie inaczej, nie mając takiego piłkarza. Co nie znaczy, że słabiej lub mniej pięknie. To jest po prostu inny zespół. Można też się zastanowić: która z wersji Barcelony była tą szczytową? Która była najlepszą, albo najfajniej oglądającą się? Tak samo jest w przypadku Man City, bo przecież ten sezon może być wyjątkowy, już jest ze względu na podwójną koronę, a może być jeszcze lepiej. Sam Guardiola mówi, że taka szansa prawdopodobnie z City jemu jako trenerowi i piłkarzom już się nie zdarzy. Natomiast - były przecież poprzednie wersje Manchesteru City Pepa Guardioli, które też były wybitne! Ten zespół osiągał granice, wydawałoby się niewyobrażalne, jak 100 punktów w Premier League. W Premier League, która jest niesamowicie mocna i posiada jedną z najbardziej wyrównanych stawek oraz przyciąga do siebie najlepszych piłkarzy i trenerów na świecie. A jeśli chodzi o podobieństwa? - Szukając podobieństw należy wrócić do słów Guardioli, który sam mówi, że pewne fundamenty jeśli chodzi o założenia: grę na posiadanie piłki, kontrolowanie przeciwnika i budowanie gry, nie zmieniają się. A przecież w tym czasie zmieniły się nawet przepisy w piłce nożnej, które także wpłynęły na to, jak Guardiola przygotowuje i ustawia swoją drużynę. Wydaje mi się, że niezależnie od tego, czy prowadził Barcelonę, Bayern, czy Manchester City Guardiola był o krok przed wszystkimi. I to jest w tym wszystkim najważniejsze. W pewnym momencie przestaliśmy dostrzegać, że - niezależnie od tego na jaki zespół Guardioli spojrzymy - rywale nawet gdy starają się bardzo szybko nadrobić dystans, albo nauczyć się tego, co Guardiola przygotowuje, to Pep od razu rzuca na stół nową kartę. Oczywiście, że wybitnie pomaga mu w tym fakt, że dysponuje zawsze najlepszymi zawodnikami. Ale to jest całkiem logiczne, że trener z takimi pomysłami, trener tak efektywnie zarządzający i wygrywający, idzie w górę i dysponuje najlepszymi zawodnikami. Nie widzę powodu, dla którego on by miał coś udowadniać nagle dysponując słabszymi piłkarzami, czy drużyną o niższym potencjale. To wyjątkowe, że gdy spojrzymy na skuteczność z jaką wygrywa Guardiola, a ona jest ponad 70-procentowa niezależnie od klubu, to jego zespoły nie mają niepokojących wahań formy. Oczywiście, że zdarzały się porażki, nawet w Barcelonie. Oczywiście, że rywalizacja z Jose Mourinho i Realem Madryt go wyniszczyła, ale nie jest tak, że miewał dłuższe okresy, w których jakikolwiek z jego zespołów notował dłuższy okres bez wygrywania, czy zapaść, o której moglibyśmy mówić, że zwiastuje koniec Guardioli. Mam wrażenie, że to o czym mówisz, czyli styl gry Guardioli - oparty zawsze o fundamenty myśli Johana Cruyffa - bardzo często się zmienia, bo Pep chce, jak to ująłeś, być o krok przed wszystkimi. Nawet nie tyle z sezonu na sezon, lecz co kilka bądź kilkanaście meczów Guardiola dodaje do gry City dodatkowy element. W tym sezonie długo wydawało się, że kluczową postacią w układance jest Joao Cancelo, po czym nagle trener "odpalił" go, oddając do Bayernu. Po chwili wymyślił manewr z Johnem Stonesem, wchodzącym do środka pola. - Najlepszym przykładem jest Ilkay Guendogan, który niedawno w finale Pucharu Anglii zdobył dwie piękne bramki z dystansu. Ale przecież gdy wrócimy do finiszu poprzedniego sezonu, to właśnie on, po wejściu na boisko z ławki, strzelał gole decydujące o mistrzostwie w meczu z Aston Villą z najbliższych odległości. I to jest piłkarz, który, jak myślę, idealnie odzwierciedla profil zawodnika Pepa Guardioli. Piłkarz, który potrafi - ze względu na swoją inteligencję i umiejętności techniczne - wypełniać bardzo różne role. Myśli na boisku tak, jakby sam był trenerem. W twoim materiale "Guardiolizacja Premier League" także była mowa o tym, że pojedynczy piłkarz u Guardioli pełni wiele ról nawet nie tyle w trakcie sezonu, ale także w trakcie jednego meczu. - O tym w "Guardiolizacji" mówił także Kevin De Bruyne. Jego już nie dziwią pomysły Guardioli, ale widzi, że gdy ktoś nowy przychodzi do klubu, a Pep co trzeci-czwarty mecz dokłada coś nowego lub zabiera, to jest lekko zmieszany. De Bruyne już się to nie zdarza, ale wciąż mogą być zawodnicy, którym ta nowość w pewnym sensie przeszkadza. Nie mówię, że nie rozwijają swoich skrzydeł, bo należy podkreślić, że u Guardioli niemal każdy zawodnik się rozwija - jeśli tylko chce pracować i robi wszystko, żeby grać. W jakim stopniu jest to broń, która może uderzyć także w samego Guardiolę? Na pewno pamiętasz cytat z konferencji, który stał się viralem: "I love to overthink and create stupid tactics". - Myślę, że Guardiola - właśnie tymi słowami, które przytoczyłeś, czy tym, co dzieje się w ostatnich tygodniach - pokazuje, że nie jest oderwany od dyskusji, która toczy się wokół Manchesteru City. Tej dyskusji piłkarskiej. On też na nią reaguje, czując potrzebę udowodnienia, jeśli jest to dobre słowo, że powinno się go postrzegać troszkę inaczej, że on w inny sposób patrzy na futbol. Gdy myślę o tym wszystkim co Guardiola kiedyś robił, to trzeba zwrócić uwagę na istotny aspekt. To nie jest tak, że Guardiola kombinuje dla samego kombinowania. Sam wspomniał, że za każdą jego decyzją nie stoi jego widzimisię, czy jakaś "czutka". On jest analitykiem i oglądając mecze przeciwników i treningi swojej drużyny dostrzega rozwiązania, które dla niego mają sens. Podam konkretny przykład, który wielu nazwałoby właśnie "przekombinowaniem". W sezonie 2020/21, w którym Guardiola doszedł do jedynego finału Ligi Mistrzów po erze Barcelony, zwykle grał ustawieniem 4-3-3 z Rodrim lub Fernandinho w "roli Busquetsa". Nagle, w finale z Chelsea, wystawił właśnie Guendogana jako defensywnego pomocnika i De Bruyne na pozycji fałszywego napastnika. I City ten finał przegrało. - Wygrał tak dużo, że strasznie trudno jest kwestionować, wydaje mi się, poszczególne decyzje, mówiąc, że to było widzimisię Guardioli, że to jego wybryk, by wystawić Guendogana na "szóstce". Ale też trzeba pamiętać, że Manchester City w tamtym sezonie, w którym rywalizował z Chelsea Thomasa Tuchela w finale Ligi Mistrzów, już wcześniej z nią dwa razy przegrał. I też miał problemy. Niezależnie od tego, kto grał na pozycji numer sześć: sam Rodri, czy jeszcze z Fernandinho. Poza tym Guardiola argumentował, że Guendogan w tamtym okresie grał świetnie, a wspomniani przez ciebie zawodnicy mieli lekką obniżkę formy. Oczywiście, że to, jak potoczyło się spotkanie wpłynęło na ocenę decyzji trenera. Ale tak naprawdę, gdyby punkt po punkcie przejść przez logikę jego działań, odnosząc się tylko do tego przykładu, to miał on podstawy, żeby tak postąpić. Miał argumenty w ręku, żeby podjąć taką decyzję. To nie był impuls, tak jak wtedy, gdy - podam przykład najbardziej spektakularny - przestawił Lionela Messiego na fałszywą dziewiątkę. Bo Guardiola zrobił to w przededniu meczu z Realem Madryt, zapraszając Messiego do klubu i pokazując mu na wideo przestrzeń, w której miał się ustawiać. Zrobił to tylko tak - krótkim spotkaniem z Argentyńczykiem. Bo wiedział, że przy jego geniuszu, on będzie w stanie to wykorzystać. Spodziewasz się wobec tego jakichś zaskoczeń ze strony Guardioli przed finałem z Interem? Czy będzie to dokładnie takie City, jakie zobaczyliśmy w finale FA Cup? - Wydaje mi się, że jakiekolwiek zaskoczenia mogą wynikać jedynie z jakichś nieprzewidzianych urazów. Guardiola od stycznia-lutego skorzystał tylko z 21 zawodników. Ta kadra jest bardzo wąska, jedna z najwęższych jeśli chodzi o Europę, ale bardzo jakościowa. Czasem brak jednego zawodnika - widać to zwłaszcza w linii obrony - nie wpływa aż tak na spadek jakości, odpowiedzialności, dyspozycję całej drużyny. Oczywiście, że są zawodnicy, których zastąpienie trudno sobie wyobrazić, ale wydaje mi się, że Guardiola nie będzie szukał nowych rozwiązań. W finale Pucharu Anglii zobaczyliśmy najbardziej oczywisty możliwy skład. Choć sam Jack Grealish przyznawał, że przed finałem mało trenował, a Guardiola powiedział, że tuż po mistrzostwie Anglii paru zawodników od razu zgłosiło urazy, wcześniej mówiąc, że "okej, jakoś będzie, gramy dalej". To pokazywało, że już się podbudowują pod kolejne dwa finały. I myślę, że będą przygotowani, bo też nie było żadnych informacji o problemach zdrowotnych po finale na Wembley. Docieramy do kwestii kluczowej: Erlinga Haalanda. To jest ogniwo, którego Guardioli brakowało w Manchesterze City? Po tym, jak Sergio Aguero zaczął mieć problemy zdrowotne, City grało bez napastnika. - Najlepsze jest to, że w samym Manchesterze, gdy wsłuchujesz się w wypowiedzi zawodników, a ostatnio przyznawał to Kevin De Bruyne, to najbardziej kompletną "dziewiątką" był właśnie Aguero. Ale nie można było w nieskończoność polegać na zawodniku, który po prostu się starzał. Wiedzieliśmy, że Guardiola będzie musiał go pożegnać. Stało się to w tym roku, w którym przegrali finał LM z Chelsea. Erling Haaland jest zupełnie innego formatu napastnikiem. Powiedziałbym, że jest dla City zawodnikiem, który napędza zespół w ataku swoimi golami, ale i swoim podejściem. To co wyróżnia Norwega, to fakt, że jeśli nawet będzie miał sytuację, która nie pójdzie po jego myśli, to zaraz jest nastawiony na kolejną. Jego poziom determinacji nie spada ani o jeden punkt procentowy. Jest cały czas na tym samym, bardzo wysokim poziomie. I to przekłada się na cały zespół. Tam nie ma rezygnacji, zwątpienia, które czasem było widoczne w Manchesterze City grającym z fałszywą dziewiątką i skrzydłowymi odpowiedzialnymi za zdobywanie bramek. Zwątpienie pojawiało się, gdy piłka zwyczajnie nie chciała wpaść do bramki. Tego, co ma Haaland po prostu czasem brakowało. A mając takiego napastnika, który już strzelił w tym sezonie 50 goli, to masz - może nie pewność, ale przynajmniej poczucie - że to się zaraz znów będzie musiało zdarzyć. Oczywiście, że wdrożenie Norwega w swój zespół kosztowało Guardiolę całkiem sporo. Przygotowanie go do gry, przygotowanie też zespołu pod Haalanda. Hiszpan lubi powtarzać, wbrew układającej się narracji, że to zespół musiał zaadaptować się do Haalanda, a nie Haaland do zespołu. Natomiast wydaje mi się, że Guardiola nie spodziewał się, ile elementów wcześniej będzie musiał poukładać, żeby to wszystko zafunkcjonowało. Niewykluczone, że w tym poszukiwaniu właściwego rozwiązania kluczowe było spojrzenie na defensywę, na możliwości środkowych obrońców, których teraz wystawia czterech, co jest kolejnym niespotykanym twistem w tej taktycznej historii Pepa Guardioli. Myślisz, że te dwa ostatnie sezony, w których Guardiola grał bez środkowego napastnika, bo Gabriel Jesus częściej ustawiany był przy linii bocznej, sprawiły, że trener doszedł do wniosku, że jeśli chcesz wygrać LM, to ten super-strzelec może jednak okazać się niezbędny? Ostatnie lata to przecież znów czasy wielkich snajperów - Lewandowskiego, Benzemy, Kane’a, Haalanda w BVB. Inne zespoły także miały swoich "bombardierów" jak Salah, czy Mbappe. Manchester City takiego nie miał. - Oczywiście, że nie miał, bo przecież jak spojrzysz na dwa poprzednie tytuły mistrzowskie, to najlepszymi strzelcami byli Kevin De Bruyne oraz Ilkay Guendogan, a więc nawet nie skrzydłowi, ale właśnie ci zawodnicy, którzy wychodzili jako fałszywi napastnicy, albo pomocnicy, rozgrywający. Jednak nie jest tak, że Guardiola to wyłącznie wyznawca fałszywej dziewiątki. W Barcelonie próbował grać ze Zlatanem Ibrahimoviciem, choć wiemy, że ta współpraca była z różnych względów bardzo krótka. W Monachium miał Lewandowskiego, ale też były momenty, w których szukał innego rozwiązania, o czym się często zapomina. To były wyjątki, bo Lewandowski odpowiadał strzelając gole. Przekonywał do siebie Guardiolę. Natomiast to, co jego gra fałszywą dziewiątkę zrobiła, to otworzyła na nowo dyskusję, co jest najlepsze dla drużyny. Tylko każda drużyna jest inna. Interesując się taktyką na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat można było wielokrotnie przeczytać o tym, że to zmierzch "dziewiątek", później, że "dziewiątki" wracają do mody... A prawda jest taka, że za każdym razem, jeśli masz odpowiednio funkcjonujący zespół z super-strzelcem, to będziesz go wykorzystywał. Jednak trzeba pamiętać, że ten poziom elitarnych napastników, to bardzo ograniczone grono. Naprawdę trudno się tam wbić i pozostać na wysokim poziomie skuteczności rok w rok przez kilka lat. Jakbyśmy teraz spojrzeli na pięć czołowych lig europejskich, to lista takich zawodników byłaby bardzo krótka. Właściwie moglibyśmy na palcach jednej ręki wskazać centralnie ustawianych napastników, którzy udowadniają to z sezonu na sezon - Robert Lewandowski, Harry Kane, Karim Benzema. Erling Haaland wszedł do tego grona. Czy jeszcze ktoś inny przychodzi ci do głowy? Dokładnie to widzimy, gdy rozmawiamy o potencjalnych kandydatach do gry w Bayernie Monachium, czy Realu Madryt, które potrzebują napastnika. Poza Harrym Kanem nie ma zawodnika, który byłby gwarancją 30-40 goli na sezon. Inni zawodnicy, których się wymienia - jak Victor Osimhen, czy Randal Kolo Muani, dopiero próbują wejść na ten najwyższy poziom, albo grają na nim od bardzo niedawna. - Oczywiście. Zauważ, że gdy wspominasz Osimhena, czy Erlinga Haalanda... Erling Haaland nie miał takich liczb w Borussii Dortmund, jakie osiąga teraz, choć przez dużą część sezonu kreowano narrację, że bardziej bezpośredni, szybszy styl gry Borussii, piłkami na dobieg wykorzystujący przestrzenie i szybkość Haalanda, bardziej pasował Norwegowi niż to, co narzuca Pep Guardiola. Tak dyskutowano jeszcze do zimy. Pamiętam mecz z Liverpoolem na Etihad, w którym Haaland nie mógł zagrać i obserwował ten mecz z trybun, a w ataku zagrał Julian Alvarez, jako fałszywa dziewiątka, bo to też napastnik innego typu. Spisał się fenomenalnie, City wygrało 4-1 i był to jeden z kluczowych momentów tego sezonu Manchesteru City. Natomiast Haaland wrócił i dalej strzela gole. I nie ma - wydaje mi się - z nim problemu, bo dalej dochodzi do sytuacji, nawet jeśli ostatnio nie trafiał tak często. Erling Haaland też na przestrzeni ostatnich lat, które spędził w Dortmundzie i teraz w Manchesterze City, potrzebuje potwierdzania, że potrafi strzelać tyle goli. Pierwszy rok przebiegł ekstremalnie dobrze, ponad oczekiwania. Ale on te oczekiwania będzie musiał teraz ponownie zaspokajać. A na tym elitarnym poziomie jest to bardzo trudne. Natomiast Victor Osimhen może być przykładem kandydata na dołączenie do tego grona. Ale on potrzebuje wokół siebie odpowiedniego systemu. Odpowiednich zawodników, którzy - Kwaracchelia jest tego znakomitym przykładem - będą z nim tak współpracować, którzy będą mu dostarczać podania w pole karne, wspomagać go, kreować raz po raz sytuacje. To jest w tym wszystkim istotne. To że u Guardioli ciężar odpowiedzialności za strzelanie goli był rozłożony inaczej, nie sprawia, że rola "dziewiątki" w futbolu była mniej ważna. Po prostu większa liczba trenerów zaczęła dostrzegać inne rozwiązania. I widzieć, że skoro nie dysponuje napastnikiem, który zagwarantuje - jak wspomniałeś - 30-40 goli, to mogę zbudować system wokół takiego zawodnika, który ma inne umiejętności. Niekoniecznie ma takie wykończenie, taką "czutkę" w polu karnym, czy skuteczność, ale może mi zagwarantować inne rzeczy i - co więcej - może zagwarantować, że inni zawodnicy zrobią wynik bramkowy jeszcze lepszy. Dawniej szukano głównie napastnika, który taką przewagę będzie tworzył fizycznością, a Pep otworzył możliwości gry w tej strefie kreatorom, dryblerom. Żeby spiąć klamrą naszą rozmowę i zahaczyć niemal o wszystkie wątki, które poruszyliśmy: Wydaje się niemożliwe, żeby jakikolwiek trener zrezygnował z takiego napastnika jak Haaland - nawet jeśli w świetnej formie byłby Julian Alvarez, czy Phil Foden zaczął brylować jako fałszywa dziewiątka. Lewandowski też musiał udowadniać Guardioli swoją przydatność - choćby w pamiętnym meczu z Wolfsburgiem, w którym strzelił 5 goli w 9 minut, wszedł na boisko z ławki rezerwowych. Po czymś takim nie możesz rezygnować z napastnika. Koncepcja fałszywej dziewiątki u Guardioli wzięła się oczywiście od Messiego, który jest absolutnym geniuszem i którego gry nikt już nie powtórzy. Natomiast czy nie masz trochę wrażenia, że Guardiola musiał czasem "przełamywać się", by grać z tymi super-strzelcami? Że dla niego wygrywanie w taki sposób mogło wydawać się - poniekąd - hmm... zbyt "proste"? - Nie, wygrywanie nigdy nie będzie dla Guardioli zbyt proste. Sam Pep w wywiadzie z Janem Aage Fjoertoftem powiedział, że kiedy on sam odczuje, że jedno konkretne rozwiązanie będzie przynosiło efekt, to futbol stanie się dla niego nudny. Ale rywale też się zmieniają, chcą też naruszyć Manchester City, chcą, żeby przegrali. Nie będą się podkładali, nikt nie będzie kładł się przed Manchesterm City z Erlingiem Haalandem i sprawiał, że będą wygrywali wszystko po dwa, trzy do zera. Myślę, że ambicję zatrzymania Manchesteru City, jeszcze większą po przegranym finale Pucharu Anglii, ma Erik ten Hag. Myślę, że Juergen Klopp chce odbudować Liverpool, żeby nawiązać rywalizację z City. Myślę, że takie ambicje na polu europejskim mają Real, Barcelona, Bayern Monachium, Paris Saint-Germain. Myślę, że Inter Mediolan ma już swój plan na Guardiolę i Manchester City. Myślę, że każdy będzie szukał rozwiązania i w końcu coś takiego przedstawi, żeby zatrzymać ten pomysł choćby z Johnem Stonesem wchodzącym do środka pomocy. Bo przecież nie jest tak, że to gra komputerowa, w której można znaleźć jedno złote rozwiązanie i powtarzać je i powtarzać, bo komputer nie jest w stanie wygenerować czegoś nowego. Nie, tutaj każdy kolejny mecz to będzie dla Guardioli nowe wyzwanie. To dla niego najlepsza stymulacja do ciągłego rozwoju, zmieniania się. Powtarza, że patrzy nie tylko na swój zespół, ale głównie na to, co robi rywal. A rywal z tygodnia na tydzień może się ustawiać inaczej, inaczej podchodzić do pressingu, inaczej rozgrywać piłkę od własnej bramki. On się będzie do tego adaptował. Stąd wydaje mi się, że choćby to jak oglądaliśmy zmieniony Manchester City właśnie ze wspomnianego meczu z Liverpoolem, wygranego 4-1, kiedy to John Stones pierwszy raz wkroczył w drugą linię, stając się rozgrywającym, a zupełnie inaczej zagrał później, kiedy już Erling Haaland wrócił do drużyny, a rywalem był Arsenal. Też skończyło się 4-1, ale Stones grał już tylko jako środkowy obrońca. Po to, by zaburzyć pressing Arsenalu. Po to, by sprawić problem drużynie Mikela Artety, dać im zagwozdkę. A więc ten krótki okres, bazując tylko na tych dwóch meczach, już nam pokazuje, że Guardiola nigdy nie stanie się - według mnie - trenerem jednego rozwiązania. Zwłaszcza, że on sam mówił o wspaniałych występach Juliana Alvareza. Że on już sam szuka rozwiązania na to, by w jednej drużynie mogli jednocześnie grać Kevin De Bruyne, Erling Haaland i Julian Alvarez. To zapowiedź, która od taktycznej strony musi ekscytować.