Broniący głównego trofeum Manchester City przystępował do tego spotkania pod ogromną presją. W przypadku niepowodzenia "Obywatele" mogli mieć na koncie trzy porażki z rzędu. Dopiero co musieli uznać wyższość Newcastle (0-1 w Pucharze Ligi Angielskiej) i Wolverhampton (1-2 w Premier League). Dla ekipy Josepa Guardioli był to teoretycznie najtrudniejszy sprawdzian w fazie grupowej bieżącej edycji Ligi Mistrzów. Starcie z najgroźniejszym rywalem do pierwszego miejsca, w dodatku na jego terenie. Gospodarze mieli jednak w pamięci konfrontację z wiosny tego roku. W 1/8 finału LM angielski gigant rozgromił wówczas RB Lipsk w dwumeczu 8:2. Pięciokrotnie na listę strzelców wpisał się Erling Haaland. Potężny cios wobec Guardioli, tego mu nie darowali. Hiszpan już nie zapomni Foden otwiera wynik spotkania. Błyskawiczna riposta po zmianie stron Tym razem jako pierwszy do siatki trafił Phil Foden. W 25. minucie dostał podanie z bocznego sektora boiska i z 12 metrów przymierzył wolejem. Trafił w futbolówkę nieczysto, ta jeszcze skozłowała i po chwili było 0-1. Do przerwy drużyna z Bundesligi nie oddała uderzenia w światło bramki, a w statystyce strzałów było 11-1 na korzyść mistrzów Anglii. W perspektywie drugiej połowy nie wróżyło to piłkarzom z Lipska niczego dobrego. Ta fotka robi furorę w sieci. "Zrobił z Haalanda krasnoludka" Tymczasem niespełna trzy minuty po zmianie stron było już 1-1. Do wyrównania doprowadził Lois Openda, sprowadzony ostatniego lata z RC Lens. Ruszył idealnie do podania Yussufa Poulsena z głębi pola, zlekceważył próbującego interweniować Manuela Akanjiego i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Drużyna Marco Rose nie poszła jednak za ciosem. Nie szukała konsekwentnie okazji do objęcia prowadzenia. Optyczną przewagę nadal posiadali goście, ale w żaden sposób nie potrafili tego przełożyć na boiskowe profity. Mijały kolejne minuty, a uderzenie Opendy pozostawało jedynym celnym strzałem RB Lipsk. Ta apatia nie mogła się skończyć inaczej, jak karą w postaci kolejnego trafienia dla "The Citizens". Bramkową akcję przeprowadzili rezerwowi - podawał Jeremy Doku, a do siatki piłkę - mierzonym strzałem z linii pola karnego - skierował Julian Alvarez. Była 84. minuta gry. Bramka argentyńskiego mistrza świata zupełnie podcięła gospodarzom skrzydła. Efekt? Superduet dublerów uderzył jeszcze raz - tym razem asystował Alvarez, a w rolę egzekutora wcielił się Doku, ustalając końcowy rezultat na 1-3. Tym sposobem MC wrócił na zwycięski szlak i objął samodzielne prowadzenie w grupie G.